[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszyscy w Nor lękają się Strażników Gór.Nikt nie odważył się pójść do Taran-gai, od kiedypodjęli swoją cichą, podstępną wojnę z intruzami z Workuty.Nie wiadomo czy nie rzucą sięna każdego, kto odważy się przekroczyć granice ich kraju.Słyszała, że Strażnicy Gór długo siedzieli przy stole, pogrążeni w cichej rozmowie,domyślała się, że mówią o niej i o jej towarzyszach.Teraz dowiedziała się, jak Sarmik i jegoludzie rozmawiają ze sobą, jakoś gardłowo, burkliwie, półsłówkami, a jakim językiem sięprzy tym posługiwali! Doznała szoku, słysząc, jak wulgarnych używają słów.Docierały doniej tylko cztery głosy: jeden starszy, mocny i władczy, drugi młody, zapalczywy, inny,jeszcze młodszy, ale jakby ostrożniejszy, i jeden ordynarny, paskudny, przy tym mówiącywyraznie seplenił.Głosu Mara nie słyszała, tego była pewna.Shira ostrożnie wyjrzała spod okrycia i zobaczyła, że Strażnicy jedzą.Dostrzegła Mara, którywziąwszy ogromną kość usunął się w kąt, gdzie w milczeniu ją ogryzał niczym zwierzę.Znowu pospiesznie zamknęła oczy.Spokojny oddech Daniela, śpiącego tuż obok, był dlaniej wielką pociechą.Daniel tak wiele rozumiał.Był jej prawdziwym przyjacielem i krewnymjej ojca.Daniel wyjaśnił, że on i Shira są spokrewnieni w piątym pokoleniu.To właściwiedosyć dalekie pokrewieństwo, ale Shira cieszyła się, że w ogóle coś ich łączy.W ich żyłachpłynie ta sama krew, choć tak bardzo się od siebie różnią.Pózniej musiała znowu zapaść w drzemkę, bo nie pamiętała już nic więcej.Obudziła się pózno.Zawstydzona wyskoczyła z łóżka.W pomieszczeniu, będącymwłaściwie niewielką grotą, został tylko dziadek Irovar i Daniel.Dziadek oznajmił, że poleconoim czekać do powrotu Strażników, dopiero potem wyjaśnią sobie co trzeba i ułożą plan.- Plan czego? - zapytała Shira.- Zobaczymy - odparł Irovar.Ta odpowiedz bardziej ją przestraszyła niż uspokoiła.Pod wieczór Strażnicy wrócili.Kiedy już się najedli, Sarmik dał znak, by wszyscy zgromadzilisię przy stole.Zaczął Orin:- Wrogowie są w drodze do naszej doliny.Idą teraz wszyscy razem, liczna horda!42- Mamy dość czasu - odparł Sarmik spokojnie.- Irovarze, uważam, że nadeszła pora, byśopowiedział o Shirze.Zgadzasz się ze mną?- Zgadzam się - potwierdził stary, przyglądając się w zamyśleniu swojej wnuczce i dziwiąc,jakie przemiany zachodzą w niej teraz każdego dnia, w jej powierzchowności, charakterzei.przychodziło mu do głowy dziwne określenie, ale nie mógł się od niego uwolnić; chciałpowiedzieć: w jej substancji.W pomieszczeniu panowała cisza.Ogień płonął na palenisku, a przy nim stał Mar, oparty ościanę; jakby wiedział, że powinien trzymać się trochę z dala od wszystkich, by płynący odniego chłód ich nie dosięgał.Shira także siedziała nieco z boku, wyprostowana, czujna,wyczekująca.Zapanował jakiś dziwny nastrój, jakby za chwilę mieli wkroczyć do nieznanego świata.Daniel wrzucił do ognia resztki korzenia, który żuł, bo wszystko stało się jakieś takieniezwykłe, czuł się tak dziwnie i przypisywał to uczucie właśnie działaniu korzenia.Nie miałodwagi myśleć, że jest inaczej.- Całej prawdy z pewnością nie znam - zaczął wolno Irovar.- Ale opowiem wam, co sięwydarzyło tej nocy, kiedy Shira przyszła na świat.Jak wiecie, moja żona była szamanką i toona wymusiła małżeństwo naszej córki Sinsiew z Vendelem, przybyszem z obcego kraju.Oboje młodzi byli potomkami złego Tan-ghila.Tun-sij myślała, że dziecko tych dwojgaprzejmie z obu rodów wszystko co najlepsze.Irovar przymknął oczy i oddychał ciężko.Nagle poczuł, że wszystko, co dotychczas zdawało mu się snem, jest jasne i oczywiste, jestrzeczywistością.A oto historia Shiry, dziewczyny z Nor, taka jak ją opowiedział stary Irovar:Tamtej nocy, dwadzieścia sześć lat temu, wydarzyło się wiele niezwykłych rzeczy.Jużwcześniej, w ciągu dnia, kilku rybaków z Taran-gai, którzy wyszli w morze, zauważyło cośosobliwego.Na wprost nich, skąpana w słonecznym blasku, wznosiła się Góra CzterechWiatrów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]