[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A pierwszy sposób będzie, iż jakom pałac Kazanowskich zdo-był.bo niech kto powie, że to nie ja!. Niech kto powie, że to nie wuj!. powtórzył Roch.-.Tak i ów kościół zdobędę, tak mi Panie Boże dopomóż, amen!dokończył Zagłoba.Po czym odwrócił się do swej czeladzi, która już stała przy arma-tach. Ognia!Szwedów, broniących się z rozpaczą w kościele, strach zdjął, gdynagle cała boczna ściana trząść się zaczęła.Na tych, którzy siedzieli woknach, przy strzelnicach powycinanych w murze, na załamach we-wnętrznych gzymsów, przy gołębich otworach, przez które strzelali dooblegających, jęły się sypać cegły, gruz, wapno.Straszliwa kurzawawstała w domu bożym i pomieszana z dymem, jęła dławić spracowa-nych ludzi.Człek człeka nie mógł dojrzeć w ciemności, okrzyki: Du-sim się, dusim się! , powiększyły jeszcze przerażenie.A tu kościółchwieje się, trzask muru, spadanie cegieł, łoskot kul wpadających przezokna, dzwięk ołowianych krat lecących na podłogę, żar, wyziewy ludz-kie zmieniają przybytek boży w piekło ziemskie.Przerażeni żołnierzeodbiegają bramy, okien, strzelnic.Popłoch zmienia się w szał.Znówprzerazliwe głosy wołają: Dusim się! powietrza! wody!Nagle setki gardzieli poczynają ryczeć: Białą chorągiew! białą chorągiew!Komenderujący, Erskin, chwyta za nią własną ręką, aby ją wywie-sić na zewnątrz, wtem brama pęka, lawa szturmujących wpada nakształt ławicy szatanów i nastaje rzez.Cisza nagle czyni się w koście-le, słychać tylko zwierzęce sapanie walczących, zgrzyt żelaza o kości,o kamienną posadzkę, jęki, chlupotanie krwi czasem głos jakiś, w któ-rym nie masz nic ludzkiego, krzyknie: Pardon! pardon! Po godziniewalki dzwon na dzwonnicy poczyna huczeć, i huczy, huczy Mazuromna zwycięstwo, Szwedom na pogrobne.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG158Pałac Kazanowskich; klasztor i dzwonnica zdobyte.Sam Piotr Opa-liński, wojewoda podlaski, ukazuje się wśród krwawych tłumów przedpałacem na koniu. Kto nam przyszedł w sukurs z pałacu? krzyczy chcąc przekrzy-czeć gwar i wycie ludzkie. Ten, który pałac zdobył! mówi potężny mąż ukazując się nagleprzed wojewodą ja!!! Jak waści zowią? Zagłoba. Vivat Zagłoba! ryczą tysiące gardzieli.Lecz straszliwy Zagłoba ukazuje krzywcem zabrukanej szabli nabramę. Nie dosyć na tym! woła tam! do bramy! Działa ku murom i nabramę a my naprzód! za mną!Rozszalałe tłumy rzucają się w kierunku bramy, wtem o cudo! ogień szwedzki, zamiast się wzmagać, słabnie.Jednocześnie głos jakiś donośny rozlega się niespodzianie z wierz-chołka dzwonnicy: Pan Czarniecki już w mieście! Widzę nasze chorągwie!!!Ogień szwedzki słabnie coraz bardziej. Stój! stój! komenderuje wojewoda.Lecz tłumy go nie słyszą i biegną na oślep.Wtem biała chorągiewukazuje się na Bramie Krakowskiej.Istotnie, Czarniecki przebiwszy Dom Gdański wpadł na kształt hu-raganu do obrębu fortecy, a gdy pałac Daniłłowiczowski już był takżezdobyty, gdy w chwilę pózniej i litewskie znaki zabłysły od stronyZwiętego Ducha na murach, uznał Wittenberg, że dalszy opór daremny.Mogli wprawdzie Szwedzi bronić się jeszcze w wyniosłych domachStarego i Nowego Miasta, lecz i mieszczanie chwycili już za broń:obrona musiałaby się skończyć na straszliwej rzezi Szwedów, bez na-dziei zwycięstwa.Trębacze poczęli tedy trąbić na murach i wiewać białymi chorą-gwiami.Widząc to komendanci polscy wstrzymali szturm, po czymjenerał Loewenhaupt, w otoczeniu kilku pułkowników, wyjechał Bra-mą Nowomiejską i popędził, co tchu, do króla.Jan Kazimierz miał już miasto w ręku, lecz dobry pan pragnąwstrzymać rozlew krwi chrześcijańskiej, więc przystał na podawanepoprzednio Wittenbergowi warunki.Miasto miało być oddane zewszystkimi nagromadzonymi w nim łupami.Każdemu Szwedowi po-NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG159zwolono było zabrać to tylko, co ze Szwecji ze sobą przywiózł.Załogaze wszystkimi jenerałami i z bronią w ręku miała prawo wyjść z miastazabrawszy chorych i rannych oraz damy szwedzkie, których kilkadzie-siąt było w Warszawie.Polakom, którzy przy Szwedach jeszcze służy-li, udzielono amnestii, ze względu, że zapewne nie było już wysługują-cych się dobrowolnie.Wyłączon został jeden Bogusław Radziwiłł, naco Wittenberg zgodził się tym łatwiej, iż książę stał w tej chwili z Du-glasem u Buga.Warunki podpisano natychmiast.Wszystkie dzwony w kościołachpoczęły głosić miastu i światu, że stolica przechodzi znów do rąk pra-wego monarchy.W godzinę pózniej wysypało się mnóstwo co najbied-niejszego ludu zza wałów szukać miłosierdzia i chleba w polskich obo-zach, wszystkim już bowiem, prócz Szwedów, brakło w mieście żyw-ności.Król kazał dawać, co było można, sam zaś odjechał patrzeć nawyjście załogi szwedzkiej.Stanął więc otoczony dostojnikami duchownymi i świeckimi, wasystencji tak wspaniałej, iż oczy ludzkie ćmiła.Wszystkie niemal woj-ska, więc koronne pod hetmanami, dywizja Czarnieckiego, litewskiepod Sapiehą i niezmierne tłumy pospolitego ruszenia wraz z czeladzią,zebrały się obok majestatu, bo wszyscy ciekawi byli widzieć tychSzwedów, z którymi przed kilku godzinami tak straszliwie i krwawowalczyli.Przy wszystkich bramach, od chwili podpisania ugody, stalikomisarze polscy; powierzono im zbadanie, czy Szwedzi jakowychłupów nie wywożą.Osobna komisja zajęta była przejmowaniem łupóww samym mieście.Ukazała się więc naprzód jazda, której było niewiele, zwłaszcza żewyłączono od prawa wyjścia Bogusławową; za nią szła artyleria polo-wa z lekkimi działami, ciężkie bowiem miały być wydane Polakom.Szli tedy żołnierze obok dział z zapalonymi lontami.Nad nimi chwiałysię rozwinięte chorągwie które przed królem polskim, niedawno tuła-czem, na znak czci zniżano.Artylerzyści postępowali hardo, patrzącwprost w oczy polskiemu rycerstwu, jak gdyby chcieli mówić: Spo-tkamy się jeszcze! , a Polacy podziwiali ich butną postawę i nieugiętynieszczęściem animusz.Za czym ukazały się wozy z oficerami i ran-nymi.W naczelnym leżał Benedykt Oxenstierna, kanclerz, przed któ-rym król kazał broń prezentować piechocie, chcąc okazać, że nawet wnieprzyjacielu cnotę uszanować umie.Potem, przy odgłosie bębnów i także z rozpuszczonymi chorą-gwiami, szły czworoboki nieporównanej piechoty szwedzkiej, podob-NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG160ne, wedle wyrażenia Subaghaziego, do chodzących zamków.Za nimiukazał się świetny orszak rajtarii, przybranej w blachy od stóp do gło-wy, z błękitną chorągwią, na której złoty lew był wyszyty.Rajtarowieci otaczali sztab główny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]