[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozbijesz się& rozbijesz& rozbijesz!To prawda! Próbuje skręcić, ale narty uparcie trzymają się linii prostej.Widzi przed sobąwiekową sosnę.Arglebargle i Ted Energetyk znikają, a on myśli: czy to były Stukostrachy,Bobbi?Widzi czerwony pas namalowany na sękatym pniu sosny& a kora zaczyna się łuszczyć ipękać.Zjeżdżając bezradnie prosto w stronę drzewa, widzi, że drzewo ożyło i otworzyło się,żeby go połknąć.Rozdziawione drzewo rośnie i potężnieje, jakby pędziło w jego stronę,wyrastają mu macki, a pośrodku zieje zgniłą czernią otwór obmalowany czerwoną farbą jakuszminkowane usta jakiejś potwornej dziwki i Gardener słyszy wycie wiatrów w czeluściczarnych poruszających się ust i4nie budzi się, mimo że wszystko zdaje się na to wskazywać wszyscy wiedzą, że nawetnajdziwaczniejsze sny dają złudzenie rzeczywistości, że mogą nawet kierować się własnąpozorną logiką, ale nie są rzeczywiste, nie mogą być.Po prostu zamienił jeden sen na inny.Tak jak się to zwykle zdarza.W tym śnie śnił o swoim dawnym wypadku na nartach drugi raz tego dnia, dacie wiarę?Tylko że tym razem w drzewie, z którym się zderzył i które omal go nie zabiło, wyrosła zgniłapaszcza jak ruchoma dziura po sęku.Budzi się i stwierdza, że siedzi w fotelu bujanym Bobbi.Czuje ogromną ulgę i nie zwraca uwagi na to, że zesztywniało mu całe ciało, a gardło boli gotak strasznie, jakby utkwił w nim zwój drutu kolczastego.Myśli: wstanę, zaparzę sobie kawę i połknę aspirynę.Przecież chciałem to zrobićprzedtem, prawda? Zaczyna się podnosić i w tym momencie Bobbi otwiera oczy.Gardener jużwie, że na pewno śni, bo z oczu Bobbi pada zielone światło przypominają murentgenowskie spojrzenie Supermana z komiksów, przedstawione przez rysownika jakożółtoziełone wiązki promieniowania.Ale światło w oczach Bobbi jest blaskiem na moczarach,trochę strasznym& jest w nim coś zgniłego jak w łunie ognia świętego Elma nad bagnem wduszny wieczór.Bobbi siada i rozgląda się& patrzy w stronę Gardenera.On próbuje ją powstrzymać&nie, proszę, nie kieruj na mnie tego światła.Nie pada ani jedno słowo i gdy oblewa go zielone światło, Gardener widzi, że płonie ono woczach Bobbi u zródła jest zielone jak szmaragdy, jasne jak słońce.Nie może na niepatrzeć, musi odwrócić wzrok.Próbuje osłonić twarz dłonią, ale nie potrafi unieść ręki, którastaje się za ciężka.Sparzy mnie, myśli, sparzy, a po paru dniach pokażą się pierwsze wrzody,najpierw wydaje się, że to zwykłe pryszcze, bo tak wygląda początek choroby popromiennej,po prostu kilka pryszczy, tyle że te pryszcze nigdy nie znikają, ale wyglądają coraz gorzej& igorzej&Dobiega go głos Arberga, bezcielesna pozostałość po poprzednim śnie, tym razem słychaćtriumfalny ton: Wiedziałem, że się rozbijesz, Gardener!Zwiatło dotyka go& prześlizguje się po nim.Mimo że mocno zaciska powieki, ciemnośćpod nim zalewa poświata zielona jak fosforyzująca tarcza zegara.Ale w snach nie maprawdziwego bólu, więc go nie czuje.Jasnozielone światło nie jest ani gorące, ani zimne.Jestniczym.Tylko że&Gardło.Przestaje go boleć gardło.I słyszy bardzo wyraznie:.& procent zniżki! Taka przecena może się już nigdy niepowtórzyć! Kredyt dla każdego! Fotele rozkładane! Aóżka wodne! Meble do salo&Znów odezwała się płytka w głowie.I niemal natychmiast umilkła.Tak jak ból gardła jeszcze się nie zaczął i już minął.Zielone światło też zgasło.Gardener otworzył oczy& ostrożnie.Bobbi leży na kanapie z zamkniętymi oczami, pogrążona w głębokim śnie& tak jakprzedtem.A te zielone promienie padające z jej oczu? Boże drogi!Znów siedzi w bujanym fotelu.Przełyka ślinę.%7ładnego bólu.Gorączka też znacznie sięobniżyła.Kawa i aspiryna, myśli.Miałeś wstać, zrobić sobie kawę i wziąć aspirynę, pamiętasz?Jasne, myśli, sadowiąc się wygodniej w fotelu i zamykając oczy.Ale we śnie nikt nie parzykawy i nie łyka aspiryny.Zrobię to, kiedy się tylko obudzę.Gard, już się obudziłeś.Ale to oczywiście niemożliwe.Na jawie z oczu ludzi nie padają zielone promienie, któreleczą gorączkę i ból gardła.W snach si, w rzeczywistości no.Splata ramiona na piersi i zapada w sen.I przez resztę nocy nie wie już nic więcej wszystko jedno, czy śpi, czy nie.5Kiedy Gardener się obudził, twarz oblewało mu jasne światło wpadające przez zachodnieokno.Plecy bolały go jak diabli, a kiedy wstał, skrzywił się, bo w szyi strzeliło mu jakartretykowi.Była za kwadrans dziewiąta.Spojrzał na Bobbi i przez chwilę ogarnął go dławiący strach był pewien, że Bobbi nieżyje.Ale potem stwierdził, że sprawia wrażenie martwej, bo po prostu głęboko inieporuszenie śpi.Patrząc na nią, każdy mógłby się pomylić.Pierś Bobbi unosiła się wolno irytmicznie, a między kolejnym wydechem i wdechem następowały długie przerwy.Gardenerpoliczył, że oddycha zaledwie sześć razy na minutę.Ale dziś rano wyglądała lepiej może nie świetnie, ale lepiej niż tamten zabiedzonystrach na wróble, który wczoraj wieczorem stoczył się z werandy, aby go przywitać.Wątpię, czy ja lepiej wyglądam, pomyślał i poszedł do łazienki, żeby się ogolić.Twarz w lustrze nie wyglądała tak zle, jak się obawiał, ale stwierdził z niepokojem, że wnocy znów leciała mu krew z nosa niewiele, ale wystarczyło, żeby zaschnąć pod nosem ina górnej wardze.Z szafki na prawo od umywalki wyciągnął myjkę i odkręcił ciepłą wodę,żeby ją zmoczyć.Podstawił myjkę pod kran z roztargnieniem wynikającym z dawnego przyzwyczajenia Bobbi miała taki bojler, że zanim zaczęła płynąć letnia woda, człowiek miał czas wypićfiliżankę kawy i wypalić papierosa jeżeli akurat miał szczę& Au!Cofnął dłoń spod strumienia, który był tak gorący, że parował.No dobrze, spotkała go karaza przypuszczenie, że Bobbi będzie spokojnie żyła, nie zawracając sobie głowy naprawąprzeklętego bojlera.Gardener przyłożył oparzoną dłoń do ust i spojrzał na strumień płynący z kranu.Zaparowało się już lusterko do golenia na apteczce.Sięgnął do kurka, ale stwierdził, że jest zagorący, żeby go można bezpiecznie dotknąć, zakręcił go więc przez myjkę.Potem zatkałodpływ umywalki gumowym korkiem, nalał trochę ciepłej wody ostrożnie! a potemdopełnił solidną porcją zimnej.Skóra pod kciukiem lewej dłoni odrobinę się zaczerwieniła.Otworzył apteczkę i zaczął przestawiać w niej przedmioty, dopóki nie odnalazł fiolkivalium ze swoim nazwiskiem wypisanym na nalepce.Jeżeli to się robi lepsze z czasem,powinno być świetne, pomyślał.Fiolka wciąż była prawie pełna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]