[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Znowu ty?!RLTWyciągnęła dłoń, żeby się od niego odgrodzić, on jednak złapał ją za nadgarstek i przycią-gnął do siebie.Drugą dłonią zakrył jej usta.- Znowu? - powtórzył wprost do jej ucha.- Czyżbyśmy się już wcześniej spotkali, suora?Chciała odpowiedzieć: Nie, oczywiście, że nie, ale i tak cię znam.To ty jesteś monarchino,mężczyzna z lunetą, ten sam, który zakradł się wcześniej do ogrodu.Annetta próbowała sięwyswobodzić, ale mężczyzna trzymał ją mocno.Chciała go ugryzć, lecz nie pozwolił jej otworzyćust.Siłowali się przez chwilę w milczeniu, a potem rzucił ją na kępę miękkich traw.Annettapoczuła w ustach metaliczny smak krwi.- Dlaczego to zrobiłeś?! Przez ciebie ugryzłam się w język! - Popatrzyła na niego, a potem wbok.Nie, nie miała najmniejszych wątpliwości.To był ten sam mężczyzna.Ta sama bezczelnamina, te same rozczochrane kędziory.Jego porządny, choć nie najbogatszy strój, a także zatknięteza pas noże wskazywały, że pracuje dla jakiegoś arystokraty albo bogatego kupca z Wenecji.- Pomóż mi przynajmniej wstać - burknęła.Jednak Carew wcale nie miał zamiaru tego zrobić.Stał, patrząc na ciemnowłosą kobietę wmokrej i pobrudzonej koszuli nocnej, najwyrazniej nie przejmując się tym, że powinien jaknajszybciej stąd uciec.- Nie mam zamiaru - rzucił, patrząc na nią twardo.- Dlaczego miałbym pomagać komuś, ktomnie śledzi?Annetta splunęła w jego stronę i z satysfakcją zauważyła, że różowawa plwocina wylądo-wała na jego bucie.Carew popatrzył na nią spokojnie - nie wyglądał na zagniewanego czy rozbawionego tym,co się stało.Pokręcił tylko głową, jakby chciał upomnieć niegrzeczne dziecko, i cmoknął zwyrazną dezaprobatą.- Ale zaraz, przecież jednak się znamy.To ty szukałaś mnie poprzednio w ogrodzie! Strasz-nie lubisz wtrącać się w sprawy innych, suora, zamiast zająć się modlitwą.Cóóóż.zdaje się, żemasz na mnie ochotę, tak jak tamta.- Rozejrzał się uważnie po ogrodzie.- Tak jak sądziłem, ni-kogo.Możesz wstać, jeśli chcesz.Wyciągnął dłoń w jej stronę, ale Annetta cofnęła się przestraszona.- Zostaw mnie, stronzo.Nie waż się mnie tknąć!- Chodz.- Ponownie złapał ją za nadgarstek i uniósł z ziemi niczym piórko.Annetta poczu-ła, że nagle znalazła się w jego ramionach.Przez mokrą koszulę nocną poczuła jego mocne ciało.- Jeśli chcesz, spełnię teraz twe najskrytsze pragnienia.- Nie! - W oczach Annetty zapłonął gniew.RLT- Czyż nie o to ci chodzi? - Zaczął się kołysać, tak by poczuła ruch jego bioder.- Wiem, żewłaśnie dlatego mnie śledziłaś.- Był tak blisko, że czuła na szyi jego oddech, jego usta otarły się odelikatną skórę tuż pod jej uchem.- Nie!Znieruchomiał na chwilę, jakby się nad czymś zastanawiał.- Dobrze, tym razem ci daruję - powiedział, ale jej jeszcze nie puścił.- Chcę jednak, żebyśmi coś obiecała.- Co takiego?- Masz milczeć na temat tego, co widziałaś.Annetta szybko zastanowiła się nad tym, jakie ma wyjście.Wolałaby łamanie kołem niżobiecywanie mu czegokolwiek.Wkrótce jednak odezwała się jej praktyczna natura i skinęła głową.Mogła mu obiecać, co tylko chciał, a jak tylko stąd odejdzie, opowie wszystkim, dosłowniewszystkim, co działo się w malutkiej celi.- Dobrze, obiecuję, że nic o tym nie powiem.- Gdy tylko te słowa wydostały się z jej ust,zrozumiała, że wpadła w pułapkę.- Aa! Więc jednak coś widziałaś!Stronzo! Wyczuła nagłą zmianę w jego tonie.Czy możliwe, że się uśmiechał, nie.śmiał sięz niej w najlepsze?!- Mylisz się, nic nie widziałam.Nic godnego uwagi.- Ależ widziałaś.Opowiedz teraz o tym.- Co takiego?! - oburzyła się.- Chyba powiedziałem jasno.Opisz to, co widziałaś.- Nie mam zamiaru.- Co ci się najbardziej podobało? Czy całowanie.czy może coś innego? Ta mała była bar-dzo chętna, ale tak to już zwykle jest z zakonnicami.- Stronzo, stronzo, stronzo!- A cóż to za język? - Carew aż zanosił się od śmiechu.- Cóż, założę się, że nie byłaś całeżycie zakonnicą.W jakim rynsztoku cię znalazły, co? - Odsunął od siebie Annettę i spojrzał na niąz obrzydzeniem.W tej chwili ktoś zaczął pociągać niezbyt wprawnie za sznur klasztornego dzwonu.Dzwiękrozchodził się kręgami dookoła.- Cóż, chyba nigdy nie poznam odpowiedzi na to pytanie - rzucił wesoło.I zniknął tak nagle, jak się pojawił.Skrył się za żywopłotem i pobiegł w stronę odległegozakątka ogrodu.RLTROZDZIAA JEDENASTYAnnetta miała przemarznięte stopy, mokrą i pokrytą ziemią oraz liśćmi koszulę nocną i po-targane włosy.Wróciła więc do siebie jak najszybciej.Dzwięk dzwonu przyprawił ją o dreszcze - nie było to zwykłe wezwanie na modlitwę.Ktośmusiał zauważyć jej nieobecność.Annetta poczuła ucisk w żołądku.Spojrzała na wiszące nadklasztornym murem słońce i doszła do wniosku, że nie tylko nie była na prymie, ale zapewnerównież na tercji.W przeszłości zawsze udawało jej się wymigać od udziału w tych lub tamtychmodlitwach porannych, ale teraz uznała, że może mieć kłopoty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]