[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W pełni to rozumiałam. Czy zwracano się do ciebie po nazwisku? Nie.Strażniczki używały tylko imion.My zwracałyśmy się donich per pani jakaś-tam. Brzmi to trochę tak, jakbyście były w szkole z internatem.Czymiałaś czasem takie odczucie? Nie.W szkole z internatem płacisz za pobyt, a raczej płaci twoja ro-dzina.Nikt nie wymaga od ciebie, że będziesz na kolanach skrobaćpodłogi.Albo obierać ziemniaki w kuchni.Nauka prac domowych nienależy do programu nauczania.Jeśli zle się zachowujesz, to jesteśwyrzucona, a nie zostajesz dłużej.Możesz nienawidzić swojejszkoły, ale nie jest ona dla ciebie czymś wstydliwym i w większościprzypadków nie spotyka cię tam wstyd.Macbarra czeka na coś więcej.Mówię mu, że to więzienie i nieda się porównać z czymkolwiek innym. Czy cały personel był kobiecy? Tak, z wyjątkiem personelu pomocniczego.Oni zawsze byligotowi przystąpić do akcji, gdyby sprawy przybrały zły obrót. Zły obrót?Tak, Macbarra.Zły obrót.Załoga też potrzebowała ochrony.Tapraca to nie synekura.Czasem więzniowie atakowali innych więz-niów, prawie ich zabijając. Gwałtowne wybuchy wzajemnych animozji.Kobiety o różnychtemperamentach zmuszone do życia w jednym miejscu.Kłótnie niezawsze przebiegały łagodnie.Macbarra podchwytuje temat. Czy kiedykolwiek użyto wobec ciebie przemocy?Jedna z kobiet, Marge, uderzyła mnie kiedyś w twarz bez żadnegopowodu.Właśnie wyszła z klatki celi wyposażonej jedynie wmaterac, do którego wsadza się za pobicie współwięznia.Policzekjaki mi wymierzyła, był zapewne ostatnim aktem złości przed zapa-nowaniem okresu spokoju. Nie odpowiadam. Nigdy.Policzek się nie liczy. A przemoc moralna?Zanim odpowiadam, myślę o tym. To względne pojęcie.Wszyscy bywamy czasami okrutni wo-bec siebie.Nie zawsze celowo.Patrzy na mnie obawiając się pewnie, że używam takich ogólni-kowych stwierdzeń, żeby nie odpowiadać na pytania.Jednak ja niemogę, nie chcę być dokładniejsza.Nie nalega. Czy zgodziłabyś się ze stwierdzeniem, że współczesne wię-zienie odgrywa pozytywną rolę w resocjalizacji więzniów, szczegól-nie tych, którzy przywracani są społeczeństwu po odsiedzeniu dłu-goletnich wyroków? Być może.Mnie to bezpośrednio nie dotyczyło.Mój wyrok byłstosunkowo krótki. A jak przedstawia się sprawa edukacji, przeszkoleń zawodo-wych i tym podobnych przedsięwzięć? Organizowane były kursy, bardzo zróżnicowane pod względemzaawansowania.Niektórzy uczyli się czytać.Inni przygotowywali siędo egzaminów wstępnych na uniwersytet.Wielu nabywało także umiejętności, które nie przydają się żad-nemu przyzwoitemu obywatelowi, ale ani ty, Macbarra, ani słuchaczenie są głupcami, więc nie będę mówiła tego, o czym doskonale wiecie.Pyta mnie, jak spędzałam wolny czas. Chodziłaś do biblioteki czy może do pracowni plastycznej?Spędzałam go z Rene, która uczyła mnie robić na drutach, jeślitylko udało nam się znalezć jakiś cichy kąt.Zrobiłam pół długiegoswetra, czarnego w czerwone kwadraty.Dokończyła go Rene i, o ilewiem, ciągle go jeszcze ma.Rene.Rzeczywistość.Zaczynam tracićpanowanie nad sobą. O tak mówię. Biblioteka i pracownia plastyczna.Dwa cywilizowane miejsca, o których nieustannie się mówi.Przypomina mi się moja rozmowa z Louellą i nieomal wymyka mi sięuwaga u wizytach u psychiatry.Jednak powstrzymuję się ze względuna ewentualne reperkusje.Jeśli ktokolwiek potrzebował rozmowy ze specjalistą, to była toAnna.Większość wolnego czasu spędzała malując ciągle ten samobraz, tylko w różnych kolorach.Falujące wrzosowiska, a w oddaliniewielki dom.Czasami malowała obraz czerwoną farbą, tak, żewrzosowisko wyglądało jak krew, albo używała różnych odcieniszarości, jakby zapadał zmrok.Rene żartowała z tych obrazów, na-zywając je strawą dla psychiatrów, lecz Anna tylko w milczeniupatrzyła na nią swym smutnym wzrokiem. Malowanie jest formą terapii.Tak przynajmniej twierdzą ci, cosię na tym znają.Smarujesz wszystko farbami.Przelewasz swą agre-sję na płótno.Wielkie plamy karminu.Coś w tym stylu.Ale Anna nie smarowała wszystkiego farbami.Była bardzo czystai ostrożna.Błękitny fartuch, który zakładała do malowania, podobnydo tych, jakich używa się u fryzjera, zawsze był nieskazitelnie czysty.Zawsze zastanawiało mnie to, że malowany w pierwszej kolejności,dopracowany domek był bardzo mały w porównaniu z wrzosowi-skami.Odnosiło się wrażenie, że zaraz go zaduszą.Czy jej dom ro-dzinny wiele dla niej znaczył? Co się w nim wydarzyło? Co, na litośćboską, zrobiła Anna? Zapytałam Rene, ale wzruszyła tylko ramionamii nie odpowiedziała.Prawdopodobnie nie wiedziała.Zwykle lepiejbyło nie wiedzieć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]