[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była cudowniechłodna i czysta, spłukiwała przerażenie i obrzydzenie, które czaiły się gdzieś naobrzeżach umysłu.Przepłynął całą długość jeziora tak szybko, jak tylko potrafił, akiedy zawrócił, zauważył, że Brid już się ubrała.Wyżęła dłońmi włosy i upięła jesrebrną klamrą na czubku głowy.Kiedy dopłynął do brzegu, dokonała się w niej jużgwałtowna przemiana: z gwałtownej, wymagającej kobiety w głodne dziecko.- Idziemy do mamy.Ona da nam chleba.Adam skinął głową.- Lepiej się pospieszmy.Robi się ciemno.Teraz, kiedy Brid była już całkowicie ubrana, jego lęk ustąpił, a wzmógł sięwstyd i zakłopotanie.Nie chciał, żeby widziała go nagiego.Chciał, żeby sięAnula & ponaousladansc odwróciła, gdy będzie wychodził z wody, ale ona stała nieporuszona, przyglądającmu się.- Pospiesz się, A-dam.- Już idę.- Zaczął wychodzić z wody.Ale ona już na niego nie patrzyła.Jej oczy utkwione były w odległej górskiejdolinie, gdzie mgła pięła się ku górze wśród drzew.- Pospiesz się, A-dam.Idziemy.Nie miał zamiaru pozostać całą noc.Chciał odnalezć w ciemności drogę dodomu.Ale piec matki Brid był taki ciepły, a on był taki zmęczony.Kilka razy sięzdrzemnął oparty o szorstką ścianę domu i w końcu zasnął na dobre.Briduśmiechnęła się do matki, potem wzruszyła ramionami i roześmiała głośno.Okryłygo kocem i pozostawiły, a same skuliły się na posłaniu z pociętego wrzosu,nakrytego owczym runem, odwróciły tyłem do drzwi i też zapadły w zdrowy sen.Adam obudził się raptownie.W chacie było zimno, ogień przygasł podkostkami torfu, kamienna ściana za jego plecami była mokra od skroplonej wody.Brid i matka nadal spały, ale jego coś obudziło.Ostrożnie zsunął wełniany koc,którym go okryły, i wstał.Trafił jakoś do drzwi, odgarnął na bok skórzaną zasłonę,stanowiącą o tej porze roku jedyne zabezpieczenie, i wyszedł w zimny, zasnuty białąmgłą brzask.Przeszedł na palcach na przełaj do strumyka, ukląkł i właśnie spryskiwał wodątwarz, kiedy usłyszał za sobą pobrzękiwanie metalu na kamieniu.Odwrócił się,odgarnął z twarzy ociekające wodą włosy i rozejrzał się dookoła.Po paru sekundachjakieś szare ludzkie postacie pojawiły się w zasięgu jego wzroku i zobaczył dwóchmężczyzn prowadzących konie w kierunku chaty.Pozostał nad strumykiem i naglepoczuł lęk.Jedną z tych postaci był Gartnait, na pewno.W drugim zaś - pochyliłsię do przodu, mrużąc oczy, i wtedy niemal dech mu zaparło - w drugim rozpoznałwysokiego, chudego mężczyznę, który to groził w wiosce Brid.Rozejrzał siędookoła, rozpaczliwie szukając jakiejś kryjówki, ale nie dostrzegł niczego, comogłoby nią być, z wyjątkiem mgły.- Brid? Matko? Nie śpicie już? - Głos Gartnaita zabrzmiał szokująco głośnoAnula & ponaousladansc w tej ciszy.Choć Adam nie potrafił mówić w ich języku, rozumiał go na tyle dobrze,żeby śledzić z uwagą, co mówią.- Mamy gościa.Nie widział chaty, ale w chwilę potem usłyszał szuranie stópi podniecony głos matki Brid, która wykrzykiwała słowa powitania, niemalidentyczne z tymi, jakich użyła kiedyś, witając Adama.- Szanowny bracie, witaj w naszym domu i sercu.Siadaj.Tutaj.Przyniosęstrawę. Brat" to było szczególne słowo, które Adam znał.Zmarszczył brwi.Czy byłto zwyczajowy zwrot, czy istotnie znaczył, że ten mężczyzna jest wujem Brid? Jeślitak, dlaczego, u licha, mu nie powiedziała?- Broichan przybył, żeby zobaczyć moje rzezby, matko.- Głos Gartnaita,jak zwykle donośny, łatwo do niego docierał.- Gdzie moja siostra?- Zaraz przyjdzie.Poszła po chleb i piwo dla naszego gościa.Adam potrafiłsobie wyobrazić ich zdziwienie.Zastanawiał się, co by się stało, gdyby tu pozostał, ijaką odczuliby ulgę, kiedy by sobie zdali sprawę, że odszedł.Musi iść.Lada chwila mgła może zniknąć, może ją porwać na strzępy porannywiatr albo zostanie wessana przez słońce, gdy tylko wzejdzie ono ponad górami.Jakaś postać ukazała się i znów znikła; to Gartnait prowadził konie, żeby jeprzywiązać do drzewa, które nazywali  punktem obserwacyjnym".Adam wstał ostrożnie.Odstąpił o krok od strumyka i stanął na świeżej trawie,która rosła tu bujnie, spryskiwana wodą płynącą po skałach.Gdyby zdołał dotrzećdo drzew, stanowiłyby one wspaniałe schronienie; mógłby zniknąć w doliniegórskiej i odejść, zanim nastanie dzień.Zrobił jeszcze jeden krok.I zamarł z przerażenia.Jakiś głos, silny i głęboki,zabrzmiał tak blisko, że pomyślał, iż ten człowiek stoi obok niego.- Król wciąż przyjmuje chrześcijan w Craig Phadraig.Rozkazał, żebyśmyustawiali takie krzyże w całym królestwie, żeby uspokoić Jezusa Boga.On wierzy,że Columcille posiada moc pokonania mojej rodziny.- Ależ on się na pewno myli, wuju - zaprotestował Gartnait załamującymsię głosem.Opary białej mgły przesunęły się nieco i przez chwilę Adam widziałAnula & ponaousladansc dwóch mężczyzn stojących przed chatą.Na widok odwróconego plecami Broichanazapragnął gorąco stać się niewidzialny.- Rzeczywiście, myli się.Rozpętywałem burze, żeby rozszczepiać drzewa ujego stóp, pragnąłem zatopić jego łódz, zabić jego konia.- Broichan wciągnąłpowietrze przez zęby.- On wzywa swojego boga, żeby konkurował z moim i zkrólem, chce go ugłaskać w imię gościnności, powstrzymuje moją rękę.Niech takbędzie.Na razie.Nadejdzie dzień, kiedy nie ośmieli się pozostać dłużej podkrólewskim dachem.Zabiję go jak muchę.- Walnął się dłonią w udo, aż Adampodskoczył.Wystarczyłoby, żeby Broichan przesunął się odrobinę, i zobaczyłby go.Jakiś zbłąkany kłąb mgły nadpłynął ku mężczyznom i to wystarczyłoAdamowi.Wstrzymując oddech, zrobił dwa, potem trzy szybkie kroki w kierunkudrzew [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl