[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Rozumiem.- Możesz rozmawiać z Maitlandem tylko w obecności Hechtera.- Tak jest, sir.- Przyrzekasz?- Tak, sir.- No to do roboty.- Potrafisz powiedzieć, kiedy to było? - zapytała Flint Maitlanda.- Kiedy poznałem Franka? W końcu marca, na początku kwietnia1992 roku.Powinienem to mieć zapisane w swoim dzienniku.Hechter poruszył się niespokojnie w fotelu.Rozmowa toczyła się nawerandzie domu Maitlandów.- W dzienniku? - W głosie Flint dało się słyszeć udaną obojętność.- Od dawna prowadzę dziennik.Zapisuję, z kim, kiedy i gdzie sięspotkałem, numery telefonów, i tak dalej.75RSW sporządzonym przez Hechter wyczerpującym spisie dokumentówznalezionych w banku nie było ani słowa o żadnym dzienniku.- Prowadziłem dziennik- poprawił się Maitland, jakby czytał wmyślach Flint.- Kiedy tu przyjechaliśmy, przestałem pisać.Rozumie panichyba dlaczego.- Zerknął na Lisę, która siedziała na huśtawce ogrodowej iplotła bransoletkę z mimozy.- Gdzie są teraz twoje stare dzienniki?Maitland w milczeniu przyglądał się smużce dymu ulatującej z jegopapierosa.- Andrew.- Właśnie zamierzałem o tym powiedzieć.Lisa wstała, położyła ostrożnie bransoletkę na huśtawce.Kiedywchodziła na werandę, w jej ruchach czuło się napięcie.- Przyniosę je - powiedziała do męża i pchnęła siatkowe drzwiprowadzące do domu.Hechter podniósł się z fotela, ale zamiast pójść zaLisą, stanął przy otwartym oknie, założył ręce na piersi i oparł się plecamio framugę.Ze swojego miejsca mógł słyszeć kroki w salonie, skrzypnięcieotwieranej szuflady, szuflady sekretery, którą, jeśli się nie mylił, wcześniejprzeszukał.- Widzieliście tylko część dokumentacji - oznajmił nagle Maitland.Flint i Hechter jakby go nie słyszeli.- Jest więcej.Znacznie więcej.Na werandę wróciła Lisa.W zaciśniętej prawej dłoni coś ukrywała,nie wiadomo co.Czekała, aż mąż skończy mówić.- Jest magazyn.właściwie spora szopa.Nie, nie w Roberts-town, wEllis, po drugiej stronie wyspy.Kupiliśmy tam starą plantację trzciny76RScukrowej, Frank chciał urządzić sobie na niej dom.Wie pani, miejsce,gdzie mógłby się ukryć na jakiś czas, gdyby zaczęło robić się gorąco.Izaczęło robić się gorąco, musiał wyjechać z Anglii, ale skorzystał z innejkryjówki.Okazała się bezpieczna, wtedy zrezygnował z Ellis.WolałWłochy.Nie naciskaj, Grace.Pozwól mu mówić, co i kiedy będzie chciał.Flint wolała się nie odzywać.Nie ufała sobie.- Tymczasem zdążyłem wyremontować szopę.Położyłem nowydach, nowe podłogi itd.Pomyślałem, że mógłbym z niej korzystać.Umieściłem tam archiwum, dzienniki też.Trochę rzeczy należących doFranka.- Ty dupku - rzucił Hechter.Lisa posłała mu wściekłe spojrzenie.- Mógł pan to sobie darować - obruszył się Maitland.Hechter miałochotę mu przyłożyć.- Dlaczego nie powiedziałeś nam o Ellis dwa dni temu? Dlaczegokręcisz?- To nie fair - krzyknęła Lisa i rzuciła w Hechter przedmiotem, którydotąd trzymała w zaciśniętej dłoni.Coś uderzyło Hechter w pierś i napodłogę werandy wprost pod jego stopy upadły z głośnym brzękiemklucze.- Chryste, Liso! - W głosie Maitlanda zabrzmiał ostry ton, aleHechter nie wydawał się przejęty.Schylił się, podniósł klucze, nie bardzorozumiejąc, dlaczego nie zauważył ich podczas przeszukania.Nadoczepionej do kluczy karteczce widniał napis mieszkanie w Londynie".77RSTeraz sobie przypomniał: widział je, ale uznał, że nie mają żadnegoznaczenia dla sprawy.- Kręcisz bardziej, niż przypuszczałem - powiedział.Lisa zbiegła doogrodu, usiadła ciężko na huśtawce, ciągle wściekła, dostała wypieków natwarzy.Flint miała wrażenie, że tamta za chwilę się rozpłacze.Tego już bynie zniosła.Nagłe poczuła pragnienie, żeby skończyć przesłuchanie, uciecz tego domu, zostawić Maitland samym sobie.Była zmęczona ich dąsami,napadami złości, drobnymi krętactwami.I było jej w tej chwili wszystkojedno, co sobie pomyśli albo co zrobi Cutter.- Andrew - podjęła na nowo.- Powiedziałeś, że w Anglii wokółFranka zrobiło się gorąco".Wiesz, o co chodziło?- Niezbyt dokładnie.Zginął jakiś policjant.Nie z winy Franka, ale wjego obecności.Wpadli w jakąś zasadzkę.Klient Franka wyciągnąłspluwę, zaczął strzelać.Zrobiło się zamieszanie.Frank nie miał pojęcia, żeten idiota jest uzbrojony.Gdyby wiedział, nie spotkałby się z nim.Strzałybyły podobno niezamierzone, ale Frankowi grunt się zaczął palić podstopami.Niezamierzone!Flint widziała, że Hechter przygląda się jej uważnie, czeka na jejreakcję.Starała się nic po sobie nie okazać.- Ten wypadek - zaczęła obojętnym tonem.- Słyszałeś o nimwcześniej? Czytałeś może w gazetach?- Nie.Kiedy się to stało, od pięciu czy sześciu lat nie mieszkałem jużw kraju.Nie czytam gazet.- Co stało się potem? Kiedy zginął ten policjant?78RS- Mówiłem już.Frank musiał natychmiast zniknąć.Rzecz zdarzyłasię gdzieś w pobliżu Dworca Wictorii.Frank pobiegł na stację i wskoczyłdo pierwszego pociągu.- Dokąd pojechał?- Nie mam pojęcia.Wiem tylko, że wysiadł na najbliższej stacji,znalazł automat telefoniczny i zadzwonił do jakichś ludzi, żeby przysłalipo niego samochód.- Maitland wstał nagle.- Napijecie się czegoś? Możekawy?- Do jakich ludzi?- Do przyjaciół.Przepraszam, muszę iść do toalety.- Kim byli ci przyjaciele, Andrew?- Nie wiem- Owszem, wiesz.Maitland cofał się ku drzwiom, Flint zastąpiła mu drogę.- Nie chcę wiedzieć.Odwrócił się plecami do Flint i stanął twarzą w twarz z Hechterem.Wzięty w dwa ognie przez chwilę stał spięty, gotowy do walki, ale odwagaszybko go opuściła, zwiesił ramiona, zgarbił się.- Proszę - powiedział.- Dajcie mu spokój! Zostawcie go, do cholery! - Lisa zerwała się zhuśtawki, rzuciła się w kierunku werandy, zaplątała się w suknię i jakdługa upadła na trawnik.- Boję się - wykrztusił Maitland.79RSIIPrzedświt nad Biscayne Bay, żółtawe światło barwi widnokrąg.Piętnaście mil morskich na południe od Miami jacht motorowy Invincible" tnie szare fale na zawietrznej Elliot Key.Na mostku odzywasię cichy brzęczyk alarmu.Jack Kurlack zdejmuje okulary noktowizyjne ipodnosi się sztywno ze stołka sternika.Postrzał w prawe kolano, którystrzaskał rzepkę, przyprawia go o nieznośny ból.Oszczędzając nogę iprzerzucając w miarę możliwości cały ciężar ciała na ręce, schodzi powolina pokład.W kabinie nawigacyjnej na rufie nachyla się nad ekranem radaru; wpromieniu ośmiu kilometrów od jachtu nie ma żadnej jednostki.Z twarząoświetloną zielonym światłem oscyloskopu wsłuchuje się w trzaskidochodzące z radia.Nikt nie woła Invincible".Jack jest zadowolony, żemoże być sam, poza zasięgiem mikrofonów parabolicznych.Zerka na zegar nad stołem z mapami.Jeszcze dwie minuty.W kabinie rozbrzmiewają dzwięki Błękitnej rapsodii" w wykonaniuAlicii Zizzo.Pianistka przywróciła tu cztery minuty kadencji pomijanychw innych nagraniach.Kurlack nie toleruje skrótów dokonywanych naoryginalnej partyturze Gershwina, określa je pogardliwym mianem Reader's Digest".Pomijane kadencje są pewnie zbyt trudne dlawiększości pianistów, ale Kurlack opanował je w sposób doskonały.Czekając na rozmowę, odtwarza je w myślach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]