[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ach, Carriejest już poza murami otaczającymi miasto! Wspaniałe wrota otwarły się i weszła - z krainyzimna, smutku.Wydawała mu się taka daleka, jak wszystkie znakomitości, które znał ongiś.- Niech sobie ma! - szepnął.- Nie będę się jej narzucał.Było to ponure postanowie-nie dumy zgiętej, zszarganej, ale nie złamanej.Rozdział XLIVI TO NIE JEST BAJKA:CZEGO NIE MO%7łNA KUPI ZA ZAOTOWróciwszy na scenę Carrie dowiedziała się, że zmieniono jej garderobę.- Zajmie pani tę garderobę, panno Madenda - rzekł jeden z woznych teatralnych.Nie potrzebowała już drapać się po kilku stopniach ani dzielić z koleżanką nędznejklitki.Dano jej stosunkowo duży i komfortowy pokój z wygodami, jakich nie miały mniej-sze aktorki.Odetchnęła głęboko z ulgą.Odczucia Carrie były raczej natury fizycznej aniżeliduchowej.Właściwie zupełnie nie myślała.Głos miały serce i ciało.Okazywane względy i powinszowania stopniowo zbudziły w Carrie poczucie ważno-ści swego obecnego stanowiska.Już jej nie kazano, ale ją proszono, i to grzecznie.Koledzyi koleżanki patrzyli na nią zazdrośnie, gdy zjawiła się w swojej skromnej sukience, którąnosiła w tej sztuce.Wszyscy, którzy byli równi jej albo ponad nią, uśmiechali się terazuprzejmie, jak gdyby mówiąc: Zawsze byliśmy jej życzliwi!" Tylko aktor, któremu takbrzydko popsuła szyki, trzymał się z daleka.Czyż mógł całować rękę, która go pobiła?Grając swoją skromną rolę Carrie stopniowo uprzytomniła sobie, co znaczą dla niejoklaski.Było to uczucie bardzo miłe.Czuła się prawie winna, może nie dość godna.Kiedyktoś z kolegów lub koleżanek odezwał się do niej za kulisami, odpowiadała uśmiechem.SRDuma i zuchwałość nie miały do niej dostępu.Nigdy nie przyszło jej do głowy być wynio-słą lub zimną - inną, niż była dotychczas.Po przedstawieniu wróciły z Lolą zamówionympoprzednio powozem.Potem przyszedł tydzień, w ciągu którego podawano jej do ust pierwsze owoce powo-dzenia - grono po gronie.To nic, że wspaniała gaża należała jeszcze do przyszłości.Zwiatzdawał się zadowalać obietnicą.Zaczęła otrzymywać listy i karty wizytowe.Niejaki panWhiters - którego nigdy w życiu nie widziała - dowiedziawszy się w jakiś sposób adresuCarrie, uprzejmie kazał się zameldować.- Pani wybaczy mi śmiałość - powiedział.- Ale czy pomyślała już pani o zmianiemieszkania?- Nie przyszło mi to na myśl - rzekła Carrie.- Jestem w stosunkach z Wellingtonami.to ten nowy hotel na Broadwayu.Paniprawdopodobnie widziała ogłoszenie w pismach.Carrie wiedziała, że Wellington należy do najnowszych i najbardziej eleganckich ho-teli w mieście.Słyszała, jak mówiono, że posiada wspaniałą restaurację.- Właśnie - rzekł pan Whiters, przyjmując do wiadomości, że Carrie wie, o co chodzi -posiadamy kilka eleganckich apartamentów, które chętnie przedstawilibyśmy pani do obej-rzenia.jeżeli, oczywiście, pani jeszcze nie postanowiła, gdzie spędzi lato.Nasze aparta-menty są wytworne pod każdym względem.zimna i gorąca woda, prywatne łazienki, usłu-ga na każdym piętrze, windy i temu podobne udogodnienia.Pani wie, jaką mamy restaura-cję!Carrie patrzyła na pana Whitersa spokojnie.Czy bierze ją za milionerkę?- Czy mogłabym się dowiedzieć o ceny? - zapytała.- Właśnie o tym chciałbym pomówić z panią prywatnie.Mamy pokoje od trzech dopięćdziesięciu dolarów dziennie.- Boże! - wyrwało się Carrie.- Gdzież mogłabym płacić takie pieniądze!- Rozumiem, co pani pomyślała - przerwał uprzejmie pan Whiters - ale pani pozwoli,że wyjaśnię.Powiedziałem: nasze zwykłe ceny.Jak każdy inny hotel mamy prócz tego cenyspecjalne.Może pani nie pomyślała o tym, ale nazwisko pani przedstawia dla nas pewnąwartość.- O! - wyrwało się Carrie, która nagle zrozumiała.SR- Naturalnie.Egzystencja każdego hotelu zależy od reputacji jego gości.Znakomitaaktorka jak pani - skłonił się uprzejmie, Carrie zarumieniła się - przyciąga uwagę publiczno-ści i może pani wierzyć albo nie, gości.- Ach, tak? - powiedziała Carrie, starając się zająć jakieś stanowisko w stosunku do tejdziwacznej propozycji.- Otóż - ciągnął pan Whiters, gładząc swój miękki kapelusz i uderzając nogą o podło-gę - jestem tu po to, żeby zagwarantować naszemu hotelowi pobyt pani.Proszę się nie kło-potać warunkami.Nie widzę potrzeby, żebyśmy w ogóle zaprzątali sobie nimi głowę.Zgo-dzimy się na każdą cenę przez lato.to prosta formalność.na każdą, jaką pani zechce usta-lić.Carrie chciała przerwać, ale nie dał jej wtrącić słowa.- Może zechce pani przyjść dzisiaj albo jutro.im wcześniej, tym lepiej.pokażemypani kilka ładnych wytwornych apartamentów.najlepszych, jakie mamy.- Pan jest bardzo uprzejmy - rzekła Carrie wzruszona grzecznością agenta.- Bardzobym chciała skorzystać z pańskiej propozycji.Chciałabym zapłacić, ile się należy.Niechciałabym.- Proszę, niech się pani tym nie kłopocze! - zawołał pan Whiters.- Możemy tę sprawęzałatwić ku zadowoleniu pani w każdej chwili.Jeżeli cena trzech dolarów dziennie dogadzapani, zadowolimy się nią.Wystarczy, żeby pani wpłaciła tę sumę na ręce funkcjonariuszahotelowego w końcu tygodnia albo miesiąca.jak pani woli.a my w zamian wydamy panipokwitowanie na sumę taką, jaką normalnie pobieramy za tego rodzaju apartament.Umilkł.- Może zechce pani przyjechać obejrzeć pokoje?- Chętnie, ale mam dzisiaj próbę z rana - rzekła Carrie.- Och, niekoniecznie zaraz! - odrzekł.- Kiedy pani zechce.Czy dogadza pani dzisiajpo południu?- Tak - rzekła CarrieNagle przypomniała sobie Lolę, której chwilowo nie było w domu.- Nie mieszkam sama - powiedziała.- Mieszkam z koleżanką, która musi przenieść sięze mną.Zapomniałam o tym.- Och, doskonale! - ożywił się pan Whiters.- To pani sprawa, kogo pani zechce zabraćSRze sobą! Jak powiedziałem, zrobimy wszystko, żeby było pani dobrze u nas.Z ukłonem zwrócił się ku drzwiom.- Więc możemy oczekiwać pani koło czwartej?- Tak - rzekła Carrie.- Będę, żeby panią oprowadzić - rzekł pan Whiters znikając.Po próbie Carrie zwierzyła się Loli.- Co, naprawdę? - zawołała Lola.- Czyż to nie nadzwyczajne? Naprawdę zapropono-wali ci? - mówiła o Wellingtonach jak o dyrektorach teatru
[ Pobierz całość w formacie PDF ]