[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chyba czekałeś, ażznowu coś powiem.Nie wiem dlaczego, ale jakoś nie wyglądałeś na rozmownego typa.Zamiast tego patrzyłam na wiatr, jak unosi przypadkowe ziarenka piasku.Nigdy nie byłowiadomo, gdzie je upuści.- Kim ty jesteś? - szepnęłam.Te słowa to były bardziej moje myśli niż pytanie.Nawet nie miałam pojęcia, że jewypowiedziałam, dopóki nie spostrzegłam, że starasz się wymyślić odpowiedź.Zmarszczyłeśczoło w skupieniu.Westchnąłeś.- Po prostu Tyler - odparłeś.Usiadłeś na poręczy kanapy i potarłeś brwi końcami palców.W pomarańczowymświetle zachodzącego słońca twoje oczy wyglądały jaśniej niż kiedykolwiek.Wyglądało to,jakby w nich też były ziarenka piasku, rzucone tam przez wiatr.- Jestem stąd, chyba.- Twój głos był pełen wahania, tak inny niż zazwyczaj.Brzmiałjak kawałek spinifeksu na wietrze Miałam wrażenie, że powinnam się pochylić, żeby złapaćtwoje słowa, zanim całkiem odfruną.- Jesteś Australijczykiem?Skinąłeś głową.- Chyba tak.Mam imię po potoku, obok którego rodzice się pieprzyli.Zerknąłeś na mnie, sprawdzając reakcję.Żadnej nie okazałam, tylko czekałam, ażznowu zaczniesz mówić.Myślałam, że będziesz.Było w tobie coś, jakaś nagromadzonaenergia, którą chciałeś uwolnić.- Mama była bardzo młoda, kiedy mnie urodziła - ciągnąłeś.- Ale ona i tata nigdywłaściwie nie byli naprawdę razem.Mama była z takiej eleganckiej angielskiej rodziny.Jaktylko przekazali prawa do opieki nade mną tacie, spakowali się, wyjechali i usiłowali o mniezapomnieć.No więc tata wyprowadził się na kawałek ziemi, z paroma tysiącami hektarów iparoma krowami.Takie to było życie.- Co się stało?Patrzyłam, jak wiercisz się na poręczy, szukając odpowiedzi.Podobało mi się twojezdenerwowanie.Zawsze jakaś zmiana.A część mnie myślała, że będę w stanie wykorzystaćtę opowieść przeciwko tobie, kiedy mnie uratują, a ciebie wsadzą do więzienia.Ty gryzłeśpaznokieć kciuka, obserwując zachód słońca.- Najpierw tata sobie radził - powiedziałeś.- Pewnie wtedy nie był jeszcze całkiempowalony.Miał nawet pracowników do strzyżenia owiec i jakąś panią do mnie.już niepamiętam, jak się nazywała.- Urwałeś i próbowałeś sobie przypomnieć.- Pani Gee, czy coś.-Uniosłeś brwi.- Kogo to obchodzi, nie?Wzruszyłam ramionami.- Była dla mnie kimś w rodzaju nauczycielki, chyba.Ona, pierwotni i postrzygacze.- Pierwotni?- Aborygeni, ci, co pracowali u taty na farmie: prawdziwi właściciele tego miejsca.Nauczyli mnie o ziemi, pani Gee usiłowała mnie nauczyć matematyki i takich pierdoł, areszta nauczyła mnie o wódzie.Niezła edukacja, co? - Uśmiechnąłeś się słabo.- Ale to było wporządku biegać tutaj.Dziwne to było, tyle od ciebie usłyszeć.Normalnie mówiłeś tylko po kilka słów naraz.Nigdy nie przyszło mi do głowy, że ty też możesz mieć jakąś historię.Do tej chwili byłeś poprostu porywaczem.Nie stały za tobą żadne racje.Byłeś głupi i zły, i psychicznie chory.Towszystko.Kiedy zacząłeś mówić, zacząłeś się zmieniać.- Nie było innych dzieci? Kiedy dorastałeś?Popatrzyłeś na mnie groźnie.Ale mnie się podobało, że w moim głosie zabrzmiałyzłość i żądanie i że kazało ci się to na chwilę zawahać.Podobała mi się ta odrobina władzy,którą mi to dało.Pokręciłeś głową.Chyba już nie chciałeś o tym mówić, ale kiedy w końcu znowuzaczęłam się do ciebie odzywać, nie chciałeś mnie też ignorować.- Nie, nie widziałem żadnego dzieciaka, dopóki tam byłem.Myślałem, że jestemjedyny na świecie.Znaczy pani Gee mi mówiła, że są inne, ale jej nie wierzyłem.- Twoje ustawykrzywiły się w coś jakby uśmiech.- Myślałem, że mam jakąś specjalną moc, którasprawia, że jestem mniejszy od reszty.Nigdy nie myślałem, że jestem młodszy od innych,tylko że mniejszy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]