[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zbrodnia została popełniona.Jeszcze bardziej upokarzające było to, że nie wiedział nawet teraz, co tu się naprawdę zdarzyło.Sromotna klęska.A jutro musi powrócić do Londynu pokonany.„Ego” Poirota okropnie siadło — nawet wąsy mu obwisły.Rozdział piętnastyDwa tygodnie później inspektor Bland odbył długą i niezbyt owocną rozmowę z szefem policji hrabstwa.Major Merrall miał irytująco nastroszone brwi i był dość podobny do rozzłoszczonego teriera.Podkomendni lubili go jednak i szanowali jego zdanie.— Dobrze, dobrze, dobrze, co więc mamy? — zaczął.— Nic, na czym moglibyśmy się oprzeć.Co z de Sousą? Nie sposób wykazać, że cokolwiek wiąże tego faceta ze sprawą harcerki.Gdyby znalazło się ciało Lady Stubbs, rzeczy miałyby się inaczej.Ściągnął brwi w dół, nastroszył je w stronę nosa i spojrzał na B landa.— Pan uważa, że trup jest; prawda?— A jak pan sądzi, sir?— Och, zgadzam się z panem.Inaczej przecież musielibyśmy ją wytropić.Chyba że bardzo starannie wszystko zaplanowała, na co wszakże nic nie wskazuje.Nie miała pieniędzy, pan wie.Dokładnie zbadaliśmy finanse.Sir George dysponował pieniędzmi.„Był dla niej nadzwyczaj hojny, ale ona nie miała własnego grosza.Nie widać też śladu kochanka.Żadnych plotek, a proszę pamiętać, że tu, na prowincji, takich rzeczy nie da się ukryć.Przeszedł się po pokoju tam i z powrotem.— Prawda jest taka, że nie wiemy.Przypuszczamy, że de Sousa z jakichś nieznanych powodów zabił kuzynkę.Najprawdopodobniej zdołał nakłonić ją do spotkania koło szopy.Gdy weszła do motorówki, wypchnął ją za burtę.Sprawdził pan, że to było do przeprowadzenia?— Dobry Boże, sir! W sezonie urlopowym można by tu potopić sporo ludzi w rzece i w morzu.Nikt nie zwróciłby na to uwagi.Ileż osób bierze udział we wpychaniu się do wody dla zabawy.Natomiast de Sousa nie mógł wiedzieć o tym, że w szopie jest dziewczyna i na pewno nudzi się jak mops, więc z nudów gapi się przez okno.— Hoskins wyglądał przez to okno, obserwował igraszki inscenizowane przez pana w łódce, ale pan go nie widział?— Nie, sir.Nie można się zorientować, czy ktoś jest w środku, jeżeli ta osoba sama nie pokaże się na balkoniku…— Przypuśćmy, że dziewczyna się na tym balkonie pokazuje.De Sousa uświadamia sobie, że widziała wszystko, wychodzi więc na brzeg i chce coś uczynić z niepożądanym świadkiem.Nakłania dziewczynę, by wpuściła go do szopy, pytając, co ona tam robi.Harcerka opowiada mu o swojej roli w grze detektywistycznej, a on zakłada jej sznur na szyję, wszystko jeszcze niby w granicach tej zabawy i raaaz… — major Merrall wykonał rękami wymowny gest.— Więc tak.Okay, Bland, okay.Powiedzmy, że to tak przebiegało.Czyste domysły.Nie mamy żadnych dowodów.Nie znaleźliśmy ciała, a jeśli spróbujemy aresztować de Sousę w tym kraju, ściągniemy na siebie burzę.Musimy go puścić.— Czy on wyjeżdża, sir?— Za tydzień wraca na tę swoją przeklętą wyspę.— Nie mamy więc dużo czasu — skonstatował ponuro inspektor Bland.— Przypuszczam, że są również inne hipotezy.— O tak, sir.Jest kilka hipotez.Wciąż wydaje mi się najbardziej prawdopodobne, że zabójca musiał znać reguły tego turnieju, Polowania na Mordercę.Z tej grupy wtajemniczonych możemy spokojnie wyłączyć dwie osoby: Sir George’a Stubbsa i kapitana Warburtona.Obydwaj przez całe popołudnie czuwali nad wszystkimi atrakcjami festynu.Dziesiątki ludzi potwierdzają ich ciągłą obecność na głównym placu.To samo odnosi się do pani Masterton, jeżeli oczywiście w ogóle brać ją pod uwagę.— Niech pan wszystkich bierze pod uwagę — poradził major Merrall.— Ciągle dzwoni do mnie w sprawie bloodhoundów.W powieści kryminalnej — dodał z zastanowieniem — to ona byłaby sprawcą.Ale skreślam to, znam przecież Connie Masterton od urodzenia.Nie mogę sobie wyobrazić, jak dusi harcerkę albo unicestwia tajemniczą, egzotyczną piękność.Więc kto jeszcze wchodzi w grę?— Pani Oliver.Ona opracowała to Polowanie na Mordercę.Jest raczej ekscentryczna i wielką część popołudnia spędziła samotnie.Następnie pan Alec Legge.— Facet z różowej chaty, tak?— Tak.Opuścił festyn dość wcześnie i potem go już nie widziano.Twierdzi, że miał dość tej imprezy i wrócił do domu.Ale Merdell — to taki staruszek, który pilnuje ludziom łodzi na przystani i pomaga parkować samochody — mówi, że Alec Legge szedł do swojej chaty dopiero koło piątej.Nie wcześniej.W związku z tym nie wiadomo, co Alec Legge robił przez całą godzinę.On utrzymuje oczywiście, że Merdellowi się coś pomieszało, bo jest taki stary i nie ma żadnego poczucia czasu.No, to prawda, dziewięćdziesiąt dwa lata na karku.— Mało przekonujące — ocenił major Merrall.— Żadnego motywu, jakiegoś powiązania?— Mógł mieć romans z Lady Stubbs — z powątpiewaniem w głosie snuł domysły Bland — a ona, być może, groziła, że powie o wszystkim jego żonie, więc ją zabił, co akurat widziała ta harcerka…— I ukrył gdzieś zwłoki Lady Stubbs?— Tak, ale będę świętym, jeśli powiem, gdzie.Moi ludzie przeszukali całe dwadzieścia pięć hektarów i nigdzie nie było skrawka poruszonej ziemi, a do tej pory to już sprawdziliśmy nawet w korzeniach każdego krzaka.No ale powiedzmy, że jakoś zdołał ukryć zwłoki, a kapelusz mógł celowo wrzucić do rzeki, żeby nas zmylić.I Marlene Tucker widziała go, dlatego ją udusił.To się powtarza w każdej z hipotez.Inspektor Bland zrobił krótką pauzę i dodał:— A, jest jeszcze oczywiście pani Legge.— Co mamy na nią?— Nie było jej w herbaciarni — referował powoli Bland — pomiędzy czwartą a wpół do piątej, jak twierdzi.Była w tym punkcie sprzeczność pomiędzy jej słowami i zeznaniem pani Folliat.Są dowody na to, że pani Folliat mówiła prawdę.A to jest właśnie najważniejsze pół godziny.Inspektor znowu zrobił pauzę.— Dalej mamy architekta, młodego Michaela Weymana.Trudno go z tym wszystkim powiązać w jakikolwiek sposób, ale to jest typ, który nazwałbym potencjalnym mordercą, jeden z tych pyszałkowatych, nerwowych, młodych facetów.Zabije każdego i nawet powieka mu nie drgnie.Bez zasad, nie powinienem się dziwić.— Pan jest diabelnie pryncypialny, Bland — zauważył major Merrall.— Co ten architekt robił tamtego dnia po południu? Jak zeznaje?— Mgliście.Naprawdę bardzo mgliście.— To znaczy, że jest prawdziwym architektem — powiedział z przekonaniem major Merrall, który ostatnio wybudował sobie dom na wybrzeżu.— Oni są tacy mgliści.Czasami zastanawiam się, czy są w ogóle żywi.— Nie wie, gdzie był ani kiedy, i chyba nie ma nikogo, kto go widział.Są pewne podstawy, by sądzić, że podobał się Lady Stubbs.— Widzę, że zmierza pan w stronę hipotezy o morderstwie na tle seksualnym?— Przedstawiam jedynie to.co udało się ustalić, sir — odrzekł z godnością inspektor Bland.— Jest jeszcze panna Brewis… — urwał i milczał.— To sekretarka, prawda?— Tak, sir.Doskonała sekretarka.Bland znowu zamilkł.Major Merrall przyglądał się uważnie swojemu podwładnemu.— Coś panu chodzi po głowie na jej temat?— Jest coś szczególnego, sir.Widzi pan, ona otwarcie przyznaje, że była w szopie mniej więcej w tym czasie, gdy popełniono przestępstwo.— Czy powiedziałaby o tym, gdyby była winna?— Mogłaby.Kto wie — mówił wolno Bland — czy to nie najlepsza rzecz, jaką mogłaby zrobić.Bierze tacę z ciastkami i sokiem i mówi wszystkim, że schodzi do dziewczyny.Wraca, potem twierdzi, że dziewczyna w tym czasie była żywa.Mamy na to jej słowo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]