[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Niech pan nie próbuje mnie straszyć.Ja nie jestem bojaźliwy jak Chińczycy.- Moje groźby mogą się spełnić bardzo szybko, kapitanie Hastings.Pytam jeszcze raz: napisze pan ten list?- Nie napiszę, a wy nie odważycie się mnie zabić, bo nie chcecie mieć na karku policji.Mój rozmówca szybko klasnął w dłonie.W pokoju pojawiło się dwóch Chińczyków.Wzięli mnie pod ręce.Ich pan powiedział coś po chińsku, po czym zostałem zaciągnięty w kąt pokoju.Jeden z wlokących mnie mężczyzn pochylił się i nagle podłoga usunęła mi się spod nóg.Gdyby nie fakt, że drugi trzymał mnie mocno, spadłbym w ziejącą, czarną przepaść.Usłyszałem plusk wody.- W dole płynie rzeka - powiedział przesłuchujący mnie mężczyzna, nie ruszając się z kanapy.- Niech pan się zastanowi, kapitanie Hastings.Jeśli pan odmówi, może pan pożegnać się z życiem.W mrocznych wodach czeka pana szybka śmierć.Pytam ostatni raz: napisze pan ten list?Nie jestem odważny.Ogarnął mnie paniczny strach przed śmiercią.Nie wątpiłem, że demoniczny Chińczyk mówi prawdę.Zacząłem żegnać się z życiem.Kiedy się odezwałem, głos mi zadrżał.- Powtarzam jeszcze raz: nie! Do diabła z waszym listem.Po tych słowach odruchowo zacisnąłem oczy i odmówiłem krótką modlitwę.XIII.PRZYNĘTANieczęsto zdarza nam się stanąć oko w oko ze śmiercią.Tamtego dnia, w dziwnych podziemiach w chińskiej dzielnicy Londynu byłem pewien, że wypowiadam ostatnie słowa w swoim życiu.Przygotowując się na spotkanie z rwącą zimną wodą, głęboko zaczerpnąłem powietrza.Ku swojemu zdumieniu, usłyszałem głośny śmiech.Otworzyłem oczy.Na znak dany przez mojego prześladowcę dwaj silni młodzieńcy zaciągnęli mnie na kanapę, na której przedtem siedziałem.- Jest pan dzielnym człowiekiem, kapitanie Hastings - powiedział chudy Chińczyk.- My, ludzie Wschodu, potrafimy to docenić.Muszę przyznać, że spodziewałem się tego po panu.Przejdziemy teraz do drugiego aktu naszego małego dramatu.Wyszedł pan zwycięsko ze spotkania ze śmiercią.Jaką podejmie pan decyzję wiedząc, że śmierć grozi komuś bliskiemu?- Co pan ma na myśli? - spytałem chrapliwym głosem.Znów ogarnął mnie paniczny strach.- Nie sądzę, żeby zapomniał pan o damie, znajdującej się w naszych rękach, o róży pańskiego ogrodu.Nie spuszczałem z niego oczu.Zabrakło mi słów.- Myślę, kapitanie Hastings, że jednak napisze pan ten list.Widzi pan, mam tu formularz telegramu.To, co na nim napiszę, zadecyduje o życiu bądź śmierci pańskiej żony.Zacząłem się pocić.Mój oprawca z całkowitym spokojem mówił dalej, uśmiechając się łagodnie.- Proszę, kapitanie, ołówek czeka.Wystarczy, żeby napisał pan ten list.Jeśli nie.- Jeśli nie? - powtórzyłem.- Jeśli nie, dama, którą pan kocha, zginie w męczarniach.Mój pan, Li Chang Yen, zabawia się w wolnych chwilach obmyślaniem nowych, wymyślnych tortur.- Wielki Boże! - zawołałem.- Ty diable! Nie! Nie zrobicie tego.- Chciałby pan usłyszeć o niektórych wynalazkach Li Chang Yena?Nie zważając na moje protesty, spokojnie mówił dalej, nie podnosząc głosu, aż wreszcie musiałem zatkać uszy dłońmi.Jego słowa były przerażające.- Widzę, że ma pan dość.Niech pan weźmie ołówek i pisze.- Nie odważycie się.- Sam pan wie, że gada głupstwa.Niech pan weźmie ołówek i pisze.- Co będzie, jeśli to zrobię?- Pańska żona odzyska wolność.Zaraz wyślę telegram.- Skąd mam wiedzieć, że dotrzyma pan słowa?- Przysięgam na święte groby moich przodków.Zresztą niech pan sam pomyśli: po co miałbym wyrządzać jej krzywdę? Cel zostanie osiągnięty.- A co będzie z Poirotem?- Zatrzymamy go u nas do czasu ukończenia pewnych operacji.Potem go puścimy.- Przysięgnie pan na groby swoich przodków?- Złożyłem panu jedną przysięgę.Więcej pan ode mnie nie uzyska.Ogarnęło mnie zniechęcenie.Mam zdradzić przyjaciela? Wahałem się jeszcze przez chwilę, ale potem przypomniałem sobie, jakie mogą być skutki odmowy.Oczyma wyobraźni zobaczyłem Cinderellę umierającą powoli, w męczarniach.Jęknąłem cicho i wziąłem do ręki ołówek.Może uda ml się tak dobrać słowa, żeby ostrzec Poirota przed niebezpieczeństwem? Ożyła we mnie słaba nadzieja.Ale Chińczyk natychmiast ją zdruzgotał.Wstał z kanapy i powiedział miłym, spokojnym głosem:- Pozwoli pan, że podyktuję mu słowa listu.Przez chwilę milczał, sprawdzając coś w leżących na stoliku notatkach.Potem zaczął dyktować:Drogi Poirot! Zdaje się, że jestem na tropie Wielkiej Czwórki Po południu przyszedł do mnie jakiś Chińczyk i opowiadając jakieś bzdury, zwabił mnie w to miejsce.Na szczęście przejrzałem go i uciekłem w ostatniej chwili.Udało mi się iść za nim niepostrzeżenie.Muszę powiedzieć, że poszło mi bardzo dobrze.Poprosiłem pewnego sprytnego młodzieńca, żeby dostarczył Ci ten list.Bądź tak dobry i daj mu półkoronówkę.Taką zapłatę uzgodniliśmy za bezpieczne doręczenie mojego listu.Obserwuję ten dom i nie chcę się stąd ruszać.Będę czekał do szóstej.Jeśli nie przyjdziesz, spróbuję się dostać do środka.Nie chcę przegapić tej szansy, a nie mam pewności, czy chłopak zastanie Cię w domu.Jeśli tak, przyjdź z nim jak najszybciej.Zakryj swoje wspaniale wąsy, bo nie chciałbym, żeby cię rozpoznano.Twój A.H.Każde słowo pogrążało mnie w coraz głębszej rozpaczy.Wszystko zostało sprytnie pomyślane.Dopiero teraz zrozumiałem, że przeciwnik zna wszystkie szczegóły naszego życia.List brzmiał tak, jakbym to ja go pisał.Wzmianka o Chińczyku, który przyszedł po południu i „zwabił mnie w to miejsce” sprawiła, że straciłem resztki nadziei.Dotąd liczyłem jeszcze, że Poirot będzie się miał na baczności z powodu zostawionego przeze mnie „znaku” w postaci czterech książek.Teraz pomyśli, że zastawiono na mnie pułapkę, ale udało mi się ją przejrzeć.Zrozumiałem, jak starannie dobrano czas.Poirot będzie musiał się spieszyć i bez namysłu pójdzie za niewinnie wyglądającym przewodnikiem.Będzie chciał zdążyć, zanim sam wejdę do domu.Poirot nigdy nie miał zaufania do mojego sprytu.Przeświadczony, że narażam się na niebezpieczeństwo, przyjdzie mi z pomocą.Nie miałem jednak wyboru.Napisałem to, co ml kazano.Mój prześladowca wziął list do ręki, przeczytał go, z zadowoleniem kiwnął głową i wręczył kartkę jednemu z milczących pomocników.Ten natychmiast zniknął za jedwabną zasłoną, za którą znajdowały się drzwi.Chudy Chińczyk usiadł na kanapie, z uśmiechem na ustach wziął do ręki formularz telegramu, napisał na nim coś i podał mi.Przeczytałem: Wypuścić białego ptaszka.Odetchnąłem z ulgą.- Teraz pan to wyśle? - spytałem.Mężczyzna uśmiechnął się, ale pokręcił głową.- Dopiero kiedy będziemy mieli pana Poirota.- Obiecał pan.- Jeśli ten podstęp się nie uda, biały ptak może nam się jeszcze przydać.W takim wypadku możemy nadal potrzebować pańskiej współpracy.Byłem tak zły, że aż pobladłem.- Wielki Boże! Jeśli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]