[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zainteresowałam się.Pewnego wieczora pokazano mi Robina Upwarda… i był z matką.Więc pomyślałam, że ostatecznie Eva Kane żyje.I zadaje szyku, obnosząc się z kupą forsy.Znalazłam tu pracę.Byłam ciekawa… i więcej niż ciekawa.W porządku, przyznaję, pomyślałam, że dobrze byłoby w jakiś sposób wyrównać z nią rachunki… Kiedy wyciągnął pan całą tę historię z Jamesem Bentleyem, doszłam do wniosku, że to pani Upward zabiła panią McGinty.Nowa sztuczka Evy Kane.Przypadkiem dowiedziałam się od Michaela Westa, że Robin Upward i pani Oliver wybierają się na przedstawienie w Teatrze Repertuarowym w Cullonquay.Postanowiłam jechać do Broadhinny i stawić czoło tej kobiecie.Miałam zamiar… nie wiem dobrze, co miałam zamiar zrobić.Nic przed panem nie ukrywam… wzięłam ze sobą mały pistolet.Żeby ją nastraszyć? Czy więcej? Uczciwie mówię, nie wiem…No, i poszłam tam.W domu nikt się nie odzywał.Drzwi nie były zamknięte.Weszłam.Wie pan, jak ją zastałam.Siedziała martwa, twarz miała siną i obrzmiałą.Wszystko, o czym myślałam, wydało mi się głupie i melodramatyczne.Zrozumiałam, jak już przyszło co do czego, że nigdy właściwie nie chciałam nikogo zabić.Ale zdałam sobie sprawę, że niezręcznie byłoby się tłumaczyć, co robiłam w tym domu.Noc była zimna, miałam rękawiczki, widziałam więc, że nie pozostawiłam odcisków palców, i ani przez moment nie przypuszczałam, że ktoś mnie widział.To wszystko.— Urwała i dodała nagle: — Co pan z tym zrobi?— Nic — powiedział Herkules Poirot.— Życzę pani szczęścia w życiu, to wszystko.EpilogHerkules Poirot i nadinspektor Spence czcili tę okazję w La Vieille Grand–mčre.Kiedy podano kawę, Spence oparł się na krześle i wydał głębokie westchnienie sytości.— Jedzenie całkiem tu niezłe — powiedział z uznaniem.—Trochę może podrasowane na francuskie, ale ostatecznie gdzie pan dziś dostanie przyzwoity stek z frytkami?— Jadłem tu obiad tego wieczora, kiedy pierwszy raz przyszedł pan do mnie — powiedział pogrążony we wspomnieniach Poirot.— Ach, wiele wody upłynęło od tamtej pory.Muszę to panu przyznać, monsieur Poirot, udało się panu.— Lekki uśmiech zmarszczył jego nieruchomą twarz.— Szczęściem ten młody człowiek nie zdawał sobie sprawy, jak niewiele mieliśmy dowodów.Ba, sprytna obrona rozbiłaby je w proch i w pył! Ale on zupełnie stracił głowę i wszystko wygadał.Wygadał się i pogrążył po uszy.Szczęściem dla nas!— Nie było to wyłącznie szczęście — upomniał go Poirot.— Podprowadziłem go, tak jak się podprowadza dużą rybę! Już myślał, że wziąłem na serio dowody obciążające panią Summerhayes… a kiedy się okazało, że nie, dał się sprowokować i pękł.A poza tym to tchórz.Zamachnąłem się tym toporkiem, a ten od razu myślał, że chcę go uderzyć.Silny strach zawsze wydobywa prawdę na jaw.— Całe szczęście, że pan nie ucierpiał na skutek reakcji pana Summerhayesa — zauważył Spence z kwaśnym uśmiechem.— Ale ma temperament, i jaki porywczy! Ledwie się na czas znalazłem między wami.Już panu wybaczył?— O, tak.Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi.Podarowałem też pani Summerhayes książkę kucharską i osobiście ją nauczyłem robić omlety.Bon Dieu, co ja w tym domu wycierpiałem!Zamknął oczy.— Skomplikowana sprawa, cała ta historia — rozważał Spence, nie interesując się bolesnymi wspomnieniami Poirota.— Dowodzi po prostu, jak słuszne jest to stare powiedzenie, że każdy ma coś do ukrycia.Weźmy panią Carpenter, o mały włos nie została aresztowana za morderstwo, jeżeli jakaś kobieta zachowywała się kiedykolwiek tak, jakby była winna, to ona wtedy.I dlaczego?— Eh bien, dlaczego? — zapytał z ciekawością Poirot.— Zwykła sprawa, chodziło o niepiękną przeszłość.Była fordanserką… i wesołą dziewczynką z kupą znajomych panów! Nie była wojenną wdową, kiedy przyjechała i osiadła w Broadhinny.Tylko kimś, kogo się nazywa „nieformalną żoną”.Oczywiście ktoś taki nie byłby dość dobry dla sztywniaka w rodzaju Guya Carpentera, więc wymyśliła inną bajeczkę.I odchodziła od zmysłów, żeby się to nie wydało, kiedy zaczęliśmy grzebać w przeszłości różnych ludzi.Wypił łyczek kawy i po cichu zachichotał.— A weźmy tych Wetherbych.Co za ponury dom.Nienawiść i złość.Ta dziwaczna sfrustrowana dziewczyna.A co się za tym kryje? Nic złego.Tylko pieniądze.Zwykłe funciaki.— Aż takie to proste?— Pieniądze ma dziewczyna… i to sporo.Dostała po ciotce.Więc matka nie wypuszcza jej z rąk, zęby się przypadkiem za kogo nie wydała.Ojczym jej nienawidzi, bo to ona ma forsę i płaci rachunki.Wygląda mi na nieudacznika, któremu nic, do czego się brał, nie wyszło.Żałosne zero, a co do pani W., to prawdziwa słodzona trucizna.— Zgadzam się z panem.— Poirot skinął głową z zadowoleniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]