[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W ten sposób niebieska tafta trafiła poci inny adres.Następnie Miriam zaprowadziła Celię do fryzjera, gdzie podczas kilku posiedzeń wtajemniczono ją w sztukę układania własnych włosów.Modne uczesanie - luźno puszczone do tyłu loki - wymagało wzniesienia z przodu głowy swego rodzaju konstrukcji.Nie było to łatwe dla kogoś, kto miał, jak Celia, włosy gęste i długie, sięgające daleko poza talię.Celia, przejęta własną osoba, nie zauważyła, iż jej matka wygląda zdrowiej niż zazwyczaj.Nic uszło to oka babuni.- Patrzcie państwo - powiedziała babunia.- Miriam dostała bzika na punkcie tego całego kramu.Miało upłynąć wiele lat, nim Celia zdała sobie sprawę, co w owym czasie czulą jej matka.Miriam miała nieciekawą młodość, i stąd zapewne wzięła sobie za punkt honoru, by jej ukochanej córeczki nie ominęła żadna z podniet właściwych latom dziewczęcym.Jak Celia mogłaby wejść w świat, gdyby ciągle przebywała na wsi, w otoczeniu zaledwie kilku młodych ludzi?To stąd wziął się pomysł z Egiptem.W Egipcie Miriam miała wielu przyjaciół jeszcze z czasu, kiedy bawiła tam razem z mężem.Aby zdobyć niezbędne fundusze, nie zawahała się sprzedać kilku akcji i udziałów.Celia nie powinna zazdrościć innym dziewczętom, powinna radośnie przeżyć swoje „dobre lata”, których ona, Miriam, nigdy nie miała.A także, jak przyznała się Celii kilka lat później, Miriam obawiała się jej przyjaźni z Bessie West.- Widziałam wiele dziewcząt zainteresowanych inną dziewczyną i wymawiających się od bywania w świecie czy od kontaktów z mężczyznami.To jest nienaturalne i niedobre.- Bessie? Ależ ja nigdy nie kochałam się w Bessie.- Teraz to wiem, ale dopiero teraz.Wtedy bałam się.No i te nonsensowne pomysły z pracą w szpitalu.Chciałam, byś miała swoje dobre lata i piękne suknie i byś cieszyła się życiem w sposób właściwy młodej dziewczynie.- No cóż - powiedziała Celia.- Stało się tak, jak chciałaś.Cieszyłam się.7.DORASTANIE1Celia cieszyła się, to prawda, lecz jednocześnie przeżywała katusze, wynikające z jej nadmiernej wstydliwości.Uczucie wstydu i skrępowania towarzyszyło jej od dziecka, i to ono sprawiało, że nie potrafiła uzewnętrzniać radości i że traciła kontenans, kiedy przyszło jej się zmierzyć z obcym otoczeniem.Rzadko myślała o swoim wyglądzie.Swój wysoki wzrost, swoją szczupłość i to, że z tymi swoimi płowymi włosami i z tym swoim jasnym, delikatnym skandynawskim kolorytem jest łacina i pełna gracji, przyjmowała jako coś całkiem naturalnego.Miała cudowną cerę, lecz kiedy się denerwowała, robiła się biała jak płótno.W czasach, kiedy makijaż był rzeczą skandaliczną, Miriam każdego wieczoru kładła na policzki córki odrobinę różu.Chciała, by córka wyglądała jak najlepiej.Lecz Celię nie martwił jej wygląd.Przygniatała ją świadomość własnej głupoty.Nie była dowcipna.A to straszne, nie być dowcipną.Nie potrafiła odezwać się słowem do kogoś, z kim tańczyła.Była poważna i raczej posępna.Miriam nieprzerwanie ponaglała córkę do rozmowy.- Mów coś, kochanie.Cokolwiek.Choćby coś głupiego.Rozmowa z dziewczyną, która mówi jedynie „tak” lub „nie”, jest dla mężczyzny strasznie mozolna.Nie psuj sobie i komuś zabawy.Nikt nie potrafił wczuć się w kłopoty Celii bardziej niż jej matka, której przez całe życie przeszkadzała własna nieśmiałość.Nikt nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że Celia jest nieśmiała; brano ją powszechnie za wyniosłą i zarozumiałą.Nikt nie zdawał sobie sprawy, jak skromna jest ta ładna dziewczyna i jak bardzo świadoma swoich towarzyskich niedostatków.Jeśli mimo wszystko dobrze się bawiła, to zawdzięczała to wyłącznie swojej urodzie.No i jeszcze swoim talentom tanecznym.Do końca zimy zaliczyła pięćdziesiąt sześć zabaw, a co ważniejsze, przyswoiła sobie pewne tajniki sztuki rozmawiania o niczym.Stała się mniej niezręczna, bardziej pewna siebie i ostatecznie, nie torturowana ciągłymi nawrotami wstydliwości, mogła cieszyć się każdą chwilą.Żyła jak we śnie.Snem zdawał się każdy taniec, snem było rozproszone, złociste światło czy gra w polo i w tenisa.A także młodzi mężczyźni.Ci wszyscy młodzi mężczyźni, którzy trzymali ją za rękę, flirtowali z nią, pytali, czy wolno im ją pocałować i których zrażała jej rezerwa.Czymś, a raczej kimś realnym był dla Celii jeden jedyny człowiek: posępny, spalony na brąz pułkownik z Pułku Szkockiego.Niestety, ów pułkownik rzadko tańczył i nigdy nie zawracał sobie głowy rozmową z młodymi dziewczętami.Celia polubiła małego, rudowłosego kapitana Gale’a, który każdego wieczoru tańczył z nią trzy tańce (to była największa dozwolona liczba tańców z jednym kawalerem) i który z niej żartował, że nie musi uczyć się tańczyć, tylko rozmawiać.- Czy wiesz, że kapitan Gale chciał się z tobą ożenić? - spytała Miriam podczas powrotnej podróży, na statku.- Ze mną?- Tak.Poprosił mnie o rozmowę.Był ciekaw, co o tym myślę.To znaczy, czy ma u ciebie jakieś szansę.- Dlaczego nie zapytał mnie? - Celia czuła się leciutko urażona.- Sama nie wiem.Może się bał.- Miriam uśmiechnęła się.- Ale ty nie chcesz wyjść za niego, prawda Celio?- Och nie, to jasne, lecz sądzę, że to mnie się powinno o to pytać, nie ciebie.To była pierwsza, choć chyba niezbyt satysfakcjonująca propozycja.I wcale nie chodziło o osobę tego, kto ją złożył.Celia w tamtej chwili nie poślubiłaby nikogo poza pułkownikiem Moncrieffem, a pułkownik najwyraźniej nie miał zamiaru jej się oświadczyć.No cóż, miała jedno wyjście - kochać go sekretnie i na całe życie zostać starą panną.Nieszczęsny spalony na brąz pułkownik Moncrieff! Nie upłynęło pół roku, jak spotkał go los Auguste’a, Sybil, biskupa Londynu i pana Geralda du Mauriera.2Dorastanie okazało się trudne.Podniecające, to prawda, lecz trudne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]