[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Zatem powinien być teraz w domu.Zastaniemy go na miejscu.– Ale dlaczego.?Poirot już wykręcał numer.– Doktor Roberts? Mówię z doktorem Robertsem? Mais oui, tutaj Poirot.Tylko jedno pytanie.Czy zna pan pismo pani Lorrimer?– Pismo pani Lorrimer? Ja.nie, nigdy przedtem go nie widziałem.– Je vous remercie*.[przyp.: fr.Dziękuję panu.]Poirot odłożył szybko słuchawkę.Battle patrzył na niego ze zdumieniem.– Co to znowu za pomysł? – zapytał spokojnie.Poirot wziął go pod ramię.– Słuchaj, przyjacielu.Parę minut po moim wyjściu od pani Lorrimer przyszła Anna Meredith.Widziałem, jak wchodziła po schodach, choć nie byłem wówczas pewny, czy to ona.Bezpośrednio po wyjściu Anny Meredith pani Lorrimer poszła do łóżka.Pokojówka powiedziała, że o ile wie, potem nie pisała już żadnych listów.A z powodu, który pan zrozumie, kiedy zrelacjonuję naszą rozmowę, nie wierzę, żeby napisała te trzy listy przed moją wizytą.Zatem kiedy je napisała?– Po tym, jak służba poszła spać? – zasugerował Battle.– Wstała i nadała je sama?– Tak, to możliwe, ale jest inna ewentualność: wcale ich nie napisała.Battle gwizdnął.– Mój Boże, myśli pan.Zabrzęczał telefon.Odebrał sierżant.Słuchał chwilę, potem zwrócił się do Battle’a:– Sierżant O’Connor dzwoni z mieszkania majora Desparda.Przypuszcza, że Despard pojechał do Wallingford.Poirot chwycił Battle’a za ramię.– Szybko, przyjacielu.My też musimy pojechać do Wallingford.Mówię panu, że jestem niespokojny.Może to jeszcze nie koniec? Powtarzam, że ta młoda dama jest niebezpieczna.ROZDZIAŁ XXIXWypadek– Anno – powiedziała Rhoda.– Mmm?– Doprawdy, Anno, oderwij się na chwilę od krzyżówki.Chcę, żebyś mnie posłuchała.– Słucham.Anna usiadła wyprostowana i odłożyła gazetę.– Tak lepiej.Słuchaj, Anno.– Rhoda zawahała się.– Chodzi o tego człowieka, co tu był.– Nadinspektora Battle’a?– Tak.Chciałabym, żebyś powiedziała mu o pobycie u pani Benson.– Nonsens.Dlaczego? – spytała chłodnym tonem Anna.– Ponieważ.to mogłoby wyglądać, że coś ukrywasz.Jestem pewna, że byłoby lepiej o tym wspomnieć.– Nie teraz – powiedziała Anna.– Szkoda, że od razu tego nie powiedziałaś.– Cóż, za późno, aby zawracać sobie teraz głowę.– Tak.– Rhoda nie wydawała się przekonana.– Tak czy inaczej nie wiem, po co miałabym wspominać panią Benson – powiedziała z rozdrażnieniem Anna.– To nie ma nic wspólnego.– Nie, naturalnie.– Byłam tam tylko dwa miesiące.On pytał tylko po to, by zdobyć.referencje.Dwa miesiące się nie liczą.– Wiem, że nie.Wiem, że to głupie, ale czuję się zaniepokojona.Czuję, że powinnaś mu o tym wspomnieć.Widzisz, gdyby to wyszło na jaw w inny sposób, nie wyglądałoby najlepiej.Zaczęliby się zastanawiać, po co ukrywałaś.– Nie rozumiem, jak mogłoby się to ujawnić.Nie wie nikt oprócz ciebie.– Naprawdę?Anna usłyszała lekkie wahanie w głosie Rhody.– A kto inny o tym wie?– No, każdy w Combeacre – powiedziała Rhoda po chwili milczenia.– Ach, to! – odparła Anna ze wzruszeniem ramion.– Mało prawdopodobne, aby nadinspektor spotkał kogoś stamtąd.To byłby niezwykły zbieg okoliczności.– Zdarzają się zbiegi okoliczności.– Rhodo, zachowujesz się dziwnie.Wyszukujesz sobie powody do zmartwienia.– Strasznie mi przykro, kochanie.Wiesz, co zrobiłaby policja, gdyby dowiedzieli się, że.no.że zatajasz różne rzeczy.– Ale nie wiedzą.Kto im powie? Nie wie nikt poza tobą.Już drugi raz powiedziała te słowa.Za drugim razem jej głos zmienił się trochę – pojawiła się w nim jakaś osobliwa nuta.– Och, kochanie, naprawdę chciałabym, żebyś to zrobiła – westchnęła Rhoda żałośnie.Spojrzała zmieszana na Annę, ale ta nie patrzyła na nią.Siedziała zachmurzona, jakby się nad czymś zastanawiała.– Miło, że zjawi się major Despard – zauważyła Rhoda.– Co? Ach, tak.– Anno, on jest taki sympatyczny! Jeśli go nie chcesz, oddaj mi go proszę!– Nie gadaj głupstw, Rhodo.Jemu na mnie wcale nie zależy.– Więc dlaczego wciąż wraca? Oczywiście, że kocha się w tobie.Jesteś uciśnioną dziewicą, którą on z radością by uratował.Wydajesz się tak ślicznie bezradna.– Jest jednakowo miły dla nas obu.– To tylko uprzejmość.Ale jeśli ty go nie chcesz, mogłabym wkroczyć jako współczująca przyjaciółka, pocieszać jego złamane serce.i na koniec go złapać.Kto wie?– Weź go sobie, proszę bardzo – powiedziała Anna ze śmiechem.– Ma taki śliczny kark – westchnęła Rhoda.– Ogorzały i muskularny.– Kochanie, musisz być tak sentymentalna?– Lubisz go, Anno?– Tak, bardzo.– Czy nie jesteśmy sztywne i stateczne? Myślę, że on lubi mnie troszkę.Nie tak mocno jak ciebie, ale odrobinę.– Naprawdę cię lubi.Znowu w jej głosie zabrzmiała niezwykła nuta, ale Rhoda nie zwróciła na to uwagi.– O której przychodzi nasz pies policyjny? – zapytała.– O dwunastej – odparła Anna [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl