[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- No to co tu robisz, skoro nie jesteś magikiem? Maszfioła na punkcie iluzji?Podaję się za prywatnego detektywa i wyjaśniam, że badam sprawę morderstwa.Jeśli to tylkomożliwe, staram się już nie wspominać o dzieciach, żeby uniknąć tego, co następuje, gdy ludziedowiadują się o mojej tragedii.Rozpoznanie mnie i nieuchronne wyrazy współczucia przechodząnastępnie w fascynację, a pózniej w ledwie skrywaną odrazę.Fascynację łatwo można zrozumieć -ten sam instynkt każe nam przyglądać się ofiarom wypadków drogowych.Wstręt zaś jest z gatunkutych uczuć, których doświadczają na sobie chorzy na raka albo niepełnosprawni - mimo że ichprzypadłość nie jest zarazliwa, inni obawiają się, że się zarażą.Przydarzyło mi się nieszczęście i niktnie chce, żeby mój pech przeskoczył na niego.- Morderstwo? - Boyd Veranek patrzy na mnie z ukosa, jakby nie był pewny, czy się z niego nienabijam.- A co te wszystkie pokazy magii mają wspólnego z twoim śledztwem? Jeśli wolno spytać.- Uważam, że zabójcą jest iluzjonista.- O kurde.Morderca na naszym podwórku.Zawodowiec? Czy amator?Kręcę głową.- Jeszcze nie wiem.Ale mam jego portrety pamięciowe.Może zechciałbyś rzucić na nie okiem?- Jasne, że tak.- Ogląda rysunki spod przymrużonych powiek i kręci głową.- To morderstwopopełniono tutaj? W Vegas?- W okolicy.Prawie trzy lata temu.Zamordowano tancerkę koło kanionu Red Rock.Może o tymsłyszałeś.Marszczy brwi, ale wspomnienie tamtej zbrodni wyparły już nowsze przykłady brutalności.- Jasny gwint! Ja chodzę na te wszystkie pokazy, żeby ewentualnie podpatrzeć jakiś numer czydwa dla siebie, a ty to robisz, bo.ja cię kręcę!.ścigasz mordercę.Potakuję ruchem głowy.- Jeśli naprawdę chcesz się dowiedzieć czegoś na temat magii, powinieneś pogadać z KarlemKavanaugh - oznajmia Veranek.- Mieszka tutaj, w Vegas, i wie na ten temat wszystko.- Kim on jest?- To też iluzjonista, ale od jakiegoś czasu rzadko występuje.Pracuje dla Copperfielda.który matutaj muzeum magii.- Naprawdę?- To prywatne muzeum, ale chodzi o to, że Karl wie wszystko na temat magii, to chodzącaencyklopedia.Król magików.Pewnie mógłby ci pomóc.Kto wie, może nawet rozpozna tego faceta?- Masz jego numer?- Nie.Nie przy sobie.Prawdopodobnie znajdziesz go w książce telefonicznej.Karl przez K ,Kavanaugh także przez K.Jeśli nie, to przekręć do mnie, załatwię ci namiary.Mieszkam wLuksorze.Veranek, przez V.- Zwietnie, wielkie dzięki.Zebrani ruszają powoli w kierunku widowni, bo za kilka minut zaczyna się pokaz.Już mam pójśćw ich ślady, gdy nagle Veranek wciska mi do ręki swoją szklankę.- Potrzymaj to przez chwilkę.Idzie moja żona.Jego dłonie błyskawicznie, gorączkowo majstrują przy programie wieczoru.Po chwili przez tłumprzeciska się kobieta0miłej buzi.- Była okropna kolejka do toalety - wyjaśnia, stając obok niego.- Wyszłaś w samą porę - odpowiada Veranek.- Zobacz, coś tam złapała.Pewnie wyskoczyła zkanalizacji.- Zdejmuje coś z jej ramienia i pokazuje otwarte dłonie.Siedzi na nich pomysłowozłożona żaba.Jakimś cudem Veranek sprawia, że żabsko podskakuje.- Och, Boooyd! - Kobieta chichocze jak nastolatka.Wlepiam wzrok w żabę, która momentalniekojarzy mi się z królikiem origami na szafce chłopców.Zaczynam myśleć jak paranoik.To on mnie zaczepił, a nie ja jego.Wprawdzie zupełnie nieprzypomina Szczurołapa z moich portretów, ale jest wysoki.Potrafi składać zwierzęta z papieru.1robi sztuczki magiczne.- Niesamowite - słyszę własny głos.- Ta żaba jest naprawdę świetna.- E tam, byle jaka.Trochę już zardzewiałem.Ostatnio robię głównie numery z balonami.Origamijakby wyszło z mody.Swoją drogą, szkoda.Składanie papieru ma w sztuce iluzji długą historię.Wiesz, jedno pasuje do drugiego.- Jak to?- Po pierwsze, wymaga zręcznych palców - tłumaczy Veranek.- A iluzjoniści, nawet jeśli niepotrafią robić nic innego, mają sprawne dłonie.Poza tym to jest przeobrażenie.Kilka zgięć izamieniasz gładką kartkę w ptaka czy inne zwierzę.Ludziom się to podoba.Ale teraz już rzadko sięto widuje.Dzisiaj króluje wiązanie balonów.- Uśmiecha się.- Inna sprawa, że idea jest taka sama.Czuję ucisk w uszach, jakbym był głęboko pod wodą.- A potrafisz złożyć królika?- Boyd - przerywa nam kobieta o miłej buzi.- Nie chcę przegapić początku występu Lance a.- Nic się nie martw, skarbie.Potrafię złożyć królika w równe trzydzieści sekund.Rzeczywiście.Z imponującą zręcznością Veranek oddziera z okładki programu równy kwadrat, akilka sekund pózniej przekształca go w uroczego króliczka.Ta figurka zupełnie nie przypominakrólika znalezionego na szafce u chłopców.Tłumaczę sobie, że o niczym to jeszcze nie świadczy, ajednak moje podejrzenia w stosunku do Veranka pierzchają.Zwiatła we foyer zaczynają migotać.- Niesamowite - powtarzam, podziwiając królika siedzącego na grzbiecie dłoni Veranka.- Boyd! - ponagla go żona.- Chodzmy już.Veranek kłania się lekko i.królik znika, choć niezauważyłem, jak to się stało.Rozdział 26Numer Karla Kavanaugh faktycznie jest w książce telefonicznej, więc umawiam się z nim nanastępny dzień rano.Magik proponuje, żebyśmy spotkali się w Peppermill, i wyjaśnia, że to podkoniec Stripu, naprzeciwko Circus Circus.Restauracja mieści się w nędznym, krytym gontem budynku z początku lat siedemdziesiątych,który jakby przycupnął pomiędzy olbrzymimi sąsiadami.W środku sztuczne drzewa wiśniowe rzucającień na wyściełane niebieskim aksamitem ławy.Kavanaugh czeka na mnie tuż za drzwiami - wysoki, pełen wdzięku mężczyzna w niebieskimgarniturze.- Niech pan się rozgląda za facetem z szóstym krzyżykiem na karku i w lotniczych okularachprzeciwsłonecznych - powiedział mi przez telefon.Podajemy sobie ręce.Kavanaugh ma duże i silne dłonie o długich eleganckich palcach.- Boyd lubi przesadzać - mówi.- Nie jestem królem magików, czy co on tam panu nagadał.Uważam się za badacza magii.Młoda kobieta prowadzi nas do stolika.Ma na sobie krótką plisowaną sukienkę bez rękawów ibiałą bluzkę - coś jakby erotyczną wersję szkolnego mundurka uczennicy szkoły katolickiej.- Występuje pan w Vegas? - pytam.- Nie, ja już w zasadzie przeszedłem na emeryturę.Przyjechałem tu.no cóż, przeniosłem siętutaj w celach badawczych.- To znaczy?- Niektóre gałęzie przemysłu, w sensie geograficznym, stoją w miejscu - wyjaśnia Kavanaugh.-Wezmy choćby przemysł filmowy, stalowy czy stocznie.Ale magicy przenoszą swoją stolicę.Obecnie jest nią Las Vegas.- A wcześniej?W oczach Karla pojawia się błysk.- Na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku był nią Nowy Jork, co zresztą miałogłęboki sens.To tam były sceny teatralne, agenci, plotkarskie gazety, sklepy dla iluzjonistów,wodewile.Nie mówiąc o szerokiej publiczności.Proszę pamiętać, że wtedy nie znano jeszcze kina,więc jedyną formą rozrywki były przedstawienia na żywo.Dlatego właśnie angażowało się kogośtakiego jak Houdini, on potrafił przyciągnąć tłumy.Podobnie zresztą jak jego rywale i naśladowcy.W tamtych czasach prawo autorskie nie istniało, toteż mnożyli się rozmaici Howdi-nis, Hondinis czyHoudins.i na ich występy także waliły tłumy.- Howdinis? Pan żartuje.- Ani mi się śni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]