[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z niecierpliwością wyczekiwałam dwudziestego maja,wyznaczonego terminu porodu.Richard kompletnie stracił zainteresowanie romantyczną stronąnaszego życia.Od czasu do czasu uprawialiśmy seks, z samego rana albow środku nocy, szybki i skuteczny, ale kompletnie niewart sfilmowania.Wyobrażałam sobie, że gdy dziecko przyjdzie już na świat, powrócimy donaszej zwykłej gimnastyki.Z czasem Richard zdawał się tracić zainteresowanie także i mnąsamą.Bardziej niż kiedykolwiek starałam się go zadowolić,przygotowując wystawne obiady (a wiecie, jaką mękę stanowi dla mniegotowanie) i wypełniając mieszkanie kwiatami.Nie tylko nasze życieseksualne się wypaliło.Richard przez cały czas j robił wrażenienieobecnego duchem i coraz dłużej zostawał w pracy.Ja byłam opętanamyślą o zbliżającym się macierzyństwie, a jednocześnie za wszelką cenęusiłowałam ukończyć wystrój dwóch sklepów, zanim dziecko przyjdzie naświat.Wolałam pracę od konfrontacji.Zachowanie Richarda złożyłam nakarb działania moich hormonów i po prostu przestałam o nim myśleć.Rocznicę ślubu uczciliśmy kolacją w Le Perigord Parc i fotografią Billa T.Jonesa*, wykonaną przez Herba Rittsa**, kupioną do przyozdobieniamieszkania.Richard oddalał się ode mnie coraz bardziej.* Znany tancerz i choreograf.** Amerykański artysta fotografik (ur.1952), specjalizujący się w fotografowaniu postaci ludzkich.W poniedziałek dziewiątego maja oznajmił mi przy śniadaniu, żemusi pojechać do Londynu z wykładem na temat lęków.W poniedziałek,szesnastego maja, wygłosi go podczas konferencji.Wyjeżdżał w piątek.88RSTak mną zatrzęsło, że pomyślałam, że jeszcze chwila, a urodzę.Zaraztutaj, na kuchennej podłodze.Lęki? Wyśmienicie.To jasne, że niechciałam, żeby wyjeżdżał, skoro zbliżał się mój termin.On z kolei uważał,że dziwaczę.Pokłóciliśmy się okropnie, wygłaszając pełne pasji tyrady, ażwreszcie osiągnęliśmy następujący punkt.- Uspokój się, Caroline.Przecież nie będziesz rodziła wcześniej niżdwudziestego albo jeszcze pózniej.Pierwsze dzieci zawsze się spózniają.Nienawidziłam, kiedy kazał mi się uspokajać.Czułam się wówczastak, jakbym utraciła wszelką kontrolę nad swoimi emocjami i nie potrafiłaich okiełznać.Oczywiście natychmiast wybuchnę-łam.- Słuchaj, Richard, to nie jest w porządku.To nie fair wyskakiwaćznienacka z takimi planami.Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałeś? Ajeśli coś się stanie?- Nic ci nie mówiłem, bo wiedziałem, że zareagujesz dokładnie tak,jak zareagowałaś, a nie miałem ochoty uczestniczyć w podobnej scenie.- Jakiś ty miły.- Czułam, że krew zaczyna mi pulsować, a karkpokrywa się kropelkami potu.- Nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego.Zaczęłam płakać, choć Bóg mi świadkiem, że nie płakałam już zdobrych dziesięć lat.Siedziałam, a łzy spływały mi po twarzy.Richardodwrócił się, wziął z kredensu New York Timesa", filiżankę z kawą ikręcąc głową, wymaszerował z pokoju.-Tego nie powiedziałem.Powiedziałem tylko, że nie chcęuczestniczyć w podobnej scenie.Boże, z każdym dniem robisz się corazpodobniejsza do swojej matki.To była kropla przepełniająca czarę.Nie byłam podobna do matki iRichard doskonale o tym wiedział, ale ilekroć przegrywał batalię, uciekał89RSsię do tego argumentu, wiedząc, że dzięki niemu wyśle mnie na orbitę.Wciągnęłam trzy razy powietrze i poszłam za nim.Poza ćwiczeniamiLamaze* i jogą mogłam sobie pomoc jedynie oddychaniem.Richardsiedział na krześle i czytał gazetę, jakby nic się nie stało.- Richard? Jedz do Londynu i wygłaszaj swój referat.Przyjemnejpodróży.Ale chcę, żebyś wiedział, że słowa, które wypowiedziałeś, niewyfrunęły tak od razu przez okno.One zraniły moje uczucia i zmieniłymój stosunek do ciebie.A co najgorsze, odkryły w tobie coś, o czymwolałabym nie wiedzieć.Spoglądał na mnie protekcjonalnie, czekając, aż skończę.Twarz miałzupełnie bez wyrazu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]