[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Musiałem z całych sił zacisnąć usta, żeby żadne słowo niewydostało się na zewnątrz.Pięć osób stanęło pośrodku dziedzińca, wciąż kryjąc się w cieniach.I nagle wrzasnęływ tej samej sekundzie tak głośno, że krew zastygła mi w żyłach.Brzmiało to jak jękumierającego zwierzęcia, królika próbującego wyrwać się z wnyków.Słychać było w tymwyciu również gniew, jak w krzykach kogoś, komu zmarła ukochana osoba.Dzwięk pełzał pościanach więzienia, zamieniając każdego z nas w kamień.Wtedy postacie na dziedzińcuuniosły głowy i zobaczyliśmy, kim są.Zwińskookimi, kluchowatymi charłakami w maskach gazowych.Ponownie usłyszałem ten mlaszczący krzyk, tym razem jednak wrzasnęły tylko dwie zgroteskowych postaci, a grupa zaczęła się rozdzielać.Dwójka skierowała się na schody wodległym końcu spacerniaka, stawiając chwiejne, długie kroki, podczas gdy pozostała trójkazniknęła pod platformą poniżej naszej celi.Patrzenie na tych świrów mroziło krew w żyłach,ale gdy zniknęli mi z oczu, zrobiło się jeszcze straszniej, ponieważ oznaczało to, że wspinająsię gdzieś na górę.- Co oni robią? - wyszeptałem.Nie słysząc odpowiedzi, powtórzyłem pytanie izostałem gwałtownie uciszony kolejnym syknięciem.- Przysięgam, że jeśli się zaraz nie zamkniesz, to zejdę na dół i własnoręcznie cięzatłukę - dobiegły mnie ledwie słyszalne ostre słowa Donovana.- To nie są żadne jaja.Jeśli zwrócą uwagę na naszą celę, trafisz do takiego miejsca, w którym śmierć wyda cisię łagodnym rozwiązaniem.Otwarłem usta, żeby znowu zadać pytanie, usłyszałem jednak jakieś bzyczeniedobiegające z dołu.Pózniej coś głośno trzasnęło i wszystkie światła zgasły, tryskając snopamiiskier.Zamarłem z przerażenia, wiedząc, że mogą się czaić pod drzwiami naszej celi.Kilkasekund pózniej ściany więzienia znów zostały skąpane w krwistoczerwonej poświacie.- Co się tu, u diabła, dzieje? - wyszeptałem tak cicho, że tym razem nawet Donovantego nie usłyszał.Z całych sił zagryzałem usta, próbując się nie wychylać, żeby zobaczyć,dokąd poszli ci goście w maskach.Wreszcie nie mogłem się już dłużej powstrzymać.Starającsię zachować absolutną ciszę, wyśliznąłem się spomiędzy prześcieradeł i zlazłem z pryczy.Aóżko wydało z siebie jęk, który zdał mi się równie głośny co wycie syren, i w tej samejsekundzie zobaczyłem Donovana, który nagle się wyprostował i próbował mnie zabićwzrokiem.- Wracaj! - wysyczał głosem pełnym lęku.- Obu nas zaraz zabiorą! - Skierowałprzerażone spojrzenie na kraty.- Jeszcze nie jest za pózno, wracaj natychmiast!Gdzieś pod nami kolejny wrzask przeciął czerwonawą nocną poświatę, a chwilępózniej usłyszeliśmy głośne, boleśnie ludzkie zawodzenie, które wkrótce zamieniło się wpojedyncze słowo powtarzane wciąż od nowa niczym hipnotyczna mantra: nie, nie, nie..Zciany ponownie trysnęły wątłymi strumieniami iskier przypominających żałosnesztuczne ognie niezdolne rozświetlić wnętrza Otchłani i światło zgasło po raz kolejny.Z ulgąpogrążyłem się w mroku i podpełznąłem na kolanach do drzwi.Donovan przestał mniepowstrzymywać.Usłyszałem skrzypienie łóżka, gdy odwrócił się plecami do krat, i szelestprześcieradeł, które naciągnął sobie na głowę.- Już nie żyjesz - dobiegł mnie jego ostatni przytłumiony komentarz.Nagle znów zrobiło się jasno.Minęło kilka sekund, nim moje oczy przyzwyczaiły sięna tyle, żebym mógł dostrzec jakiś ruch na piętrze po drugiej stronie więzienia.Zrobiłemszybkie obliczenia i odkryłem, że jeden z charłaków zatrzymał się na piątym poziomie.Obserwowałem, jak powoli mija kolejne cele, których mieszkańcy umierali z przerażenia,trzęsąc się pod prześcieradłami i próbując nie dawać żadnych oznak życia.Charłak chodził jak jakieś dziwaczne ptaszysko, stawiając ogromne chwiejne kroki ikryjąc nogi w połach skórzanego płaszcza.Całe jego ciało zdawało się skręcać i drżeć.Roztrzęsiona dłoń w rękawicy co pięć, sześć kroków sięgała do twarzy, jakby próbujączedrzeć staroświecką maskę.W ruchach jego kończyn kryło się coś nienaturalnego, jednakprzytłumione czerwone światło nie pozwalało mi dostrzec szczegółów.Tak mocno zaangażowałem się w śledzenie potwora, że w ogóle nie zwracałem uwagina to, przed którą zatrzymał się celą, dopóki nie zauważyłem, że coś się dzieje w jej wnętrzu.Dostrzegłem gwałtowny ruch, a sekundę pózniej jakaś zaokrąglona postać walnęła o kraty.Monty upadł u stóp mutanta w masce, kuląc się w rogu celi i kryjąc głowę w ramionach.Mogłem zobaczyć również Kevina, który za jego plecami wspinał się z powrotem na pryczę,szukając schronienia pomiędzy prześcieradłami.Charłak wygiął się do tyłu i zawył, zmuszając Montyego do jeszcze głębszegowciśnięcia się w ścianę, a następnie wsunął rękę pod płaszcz.Kiedy ponownie ją wyjął, byłapokryta czymś, co przypominało smołę skapującą wielkimi kroplami na metalową platformę.Monstrum przejechało dłonią po drzwiach celi, tworząc dwie krzyżujące się linie,- Już nie żyjesz - dobiegł mnie jego ostatni przytłumiony komentarz.Nagle znów zrobiło się jasno.Minęło kilka sekund, nim moje oczy przyzwyczaiły sięna tyle, żebym mógł dostrzec jakiś ruch na piętrze po drugiej stronie więzienia.Zrobiłemszybkie obliczenia i odkryłem, że jeden z charłaków zatrzymał się na piątym poziomie.Obserwowałem, jak powoli mija kolejne cele, których mieszkańcy umierali z przerażenia,trzęsąc się pod prześcieradłami i próbując nie dawać żadnych oznak życia.Charłak chodził jak jakieś dziwaczne ptaszysko, stawiając ogromne chwiejne kroki ikryjąc nogi w połach skórzanego płaszcza.Całe jego ciało zdawało się skręcać i drżeć.Roztrzęsiona dłoń w rękawicy co pięć, sześć kroków sięgała do twarzy, jakby próbujączedrzeć staroświecką maskę.W ruchach jego kończyn kryło się coś nienaturalnego, jednakprzytłumione czerwone światło nie pozwalało mi dostrzec szczegółów.Tak mocno zaangażowałem się w śledzenie potwora, że w ogóle nie zwracałem uwagina to, przed którą zatrzymał się celą, dopóki nie zauważyłem, że coś się dzieje w jej wnętrzu.Dostrzegłem gwałtowny ruch, a sekundę pózniej jakaś zaokrąglona postać walnęła o kraty.Monty upadł u stóp mutanta w masce, kuląc się w rogu celi i kryjąc głowę w ramionach.Mogłem zobaczyć również Kevina, który za jego plecami wspinał się z powrotem na pryczę,szukając schronienia pomiędzy prześcieradłami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]