X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jeśli pani zaczeka w powozie, dopilnuję, żeby zniesiono pani rze�czy.- Ach.Oczywiście.Otworzył przed nią drzwi i skłonił głowę z szacunkiem, gdy wychodziłaz gospody.Na podwórzu stał otwarty czteroosobowy powóz, którego bokilśniły jak czarny olej.Złota plecionka podtrzymywała tył na pół opuszczonejbudy.Stajenny czekał przy dwóch wspaniale dobranych gniadoszach, a najego twarzy malował się nabożny podziw.Kiedy zobaczył Kate, otworzyłdrzwiczki powozu i pospiesznie rozłożył schodki.Kate wsiadła, starając się skupić na podziwianiu luksusowego pojazdu.Nigdy nie siedziała w tak eleganckim powozie, nawet dawniej w Yorku.Markiz musi być naprawdę bardzo bogaty.Powóz był świetnie utrzymany,a konie idealnie zadbane.Jej wizyta z pewnością okaże się owocna.W cią�gu ostatnich paru dni podjęła kilka katastrofalnych decyzji, ale przyjazd tu�taj do nich nie należy.Westchnęła głęboko.Kit odszedł.To już koniec.I dobrze.Znów trzy razygłęboko zaczerpnęła powietrza.I dobrze.Teraz czuje się bardziej sobą.Mazamiar czuć się doskonale.Ma zamiar.- Pani Blackburn.Matowy głos zabrzmiał gdzieś za nią.Serce skoczyło jej do gardła i przezułamek sekundy trwała nieruchomo, próbując się opanować.Odwróciła się.Był taki męski.Taki potężny, surowy, wytrzymały.Absolutnie, przemoż�nie męski.Dosiadał na oklep swego wałacha, wiatr chłostał mu szczupły brązowypoliczek kołnierzem płaszcza.Głowę miał odsłoniętą, jakby umyślnie rzu�cał wyzwanie słońcu, by odkryło każdą bliznę na jego ogorzałej twarzy.Aleogolił się, pomyślała.Na pewno ma gładkie policzki.Gdyby powiedziała do niego  panie MacNeill" wydałoby jej się to niena�turalne. Kit" brzmiałoby zbyt poufale.Może:  Christianie, ja."Wszystko to było nie do wytrzymania.Skóra drżała jeszcze od zmysło�wych wspomnień.Wzór jego warg odbił się na jej wargach.Jej piersi nosząślady jego zarostu, a.Zawadziła spojrzeniem o jego piękne, silne dłonie.Ciemnoczerwone smugi znaczyły nadgarstki tam, gdzie wpiła się w nie jegoofiara.Kate przełknęła ślinę.142 Patrzył na nią z dawnym nieprzeniknionym wyrazem twarzy.Ona nie byłado tego zdolna.Nie należała do kobiet, które biorą kochanków, a następne�go dnia rozmawiają z nimi, jak gdyby nic między nimi nie zaszło.Ale cóżinnego może zrobić, kiedy stangret stoi obok, nadstawia uszu i przygląda sięzaciekawiony.- Dziękuję za towarzyszenie mi w tej podróży.- W przyszłości udzieli mi pani referencji.- Słowa brzmiały dość swo�bodnie, ale oczy zapłonęły ogniem, a Kate poczuła, że się rumieni.Przez chwilę sądziła, że powie coś innego, coś katastrofalnie poufałego,ale rzucił tylko:- Obawiam się, że jeszcze się pani mnie nie pozbyła.Obiecałem dopro�wadzić panią bezpiecznie do zamku i dopiero tam odejdę.Proszę.Nie, błagała go w myślach.Być przy nim to jak rozdrapywać ranę.- To niepotrzebne.- Nie zgadzam się z panią.Widziała pani, jacy ludzie tu mieszkają.Drogisą pełne zbójów i nic pani nie pomoże, że się dowiedzą, iż już raz paniąobrabowano.Ten powóz jest zbyt wykwintny.Markiz mógłby równie do�brze wysłać osobne zaproszenie do każdego rozbójnika w okolicy.Zaczerwieniła się mocniej.- Przypuszczam, że myślał o mojej wygodzie.- A ja myślę o pani bezpieczeństwie - uciął.- I zawsze dotrzymuje pan słowa - dopowiedziała złośliwie i natychmiastpożałowała swych słów.- Pani dobrze o tym wie, madame.- Zniżył głos, a ona zarumieniła sięi spuściła wzrok na wspomnienie tego, jak ostatniej nocy wykorzystała jegowierność danemu słowu, by pójść z nim do łóżka.- To nie jest.Nim zdążył dokończyć, John wyszedł z gospody, uśmiechając się z zado�woleniem.Kate cofnęła się.Kit cofnął Dorana od powozu.- Będę jechał z tobą całą drogę, chłopcze - powiedział młodemu stangreto�wi, zyskując sobie zaskoczone spojrzenie, wyrażające podziękę.- Ale muszętrzymać się nieco z przodu, by patrolować drogę.- Zcisnął boki Dorana i sko�czył naprzód stromą drogą, prowadzącą pod górę z rybackiej wioski.I więcej nie wrócił.Jazda była długa i powolna.Góry schodziły do samego morza, kilometr pokilometrze szczeliny i zatoczki wdzierały się w linię brzegową.Fale przybojurozbijały się o ukryte rozpadliny i podziemne groty, wytryskiwały gejzerami w po�wietrze, okrywając podnóże skał migoczącą mgiełką.Kate wstrzymała oddech,gdy popatrzyła w dół poza krawędz drogi, gdzie falochron nurzał się w kipieli.143 Nic dziwnego, że Charles i Grace zginęli, żeglując po takich wodach.Jeślisię czemuś należało dziwić, to tylko temu, że w ogóle odważyli się wypłynąć.Ale nawet dramat, który rozegrał się u wybrzeży, nie na długo powstrzymałKate od rozpamiętywania minionej nocy.Obrazy tłoczyły się w jej wyobrazni,wszystkie zmysły ochoczo je przywoływały: rozpalone usta Kita na jej ustach,uścisk jego ramion, Kit szepczący jej do ucha natarczywie i namiętnie.Zdesperowana pochyliła się do stangreta.- Od dawna pracujesz u markiza?John kiwnął głową pogodnie.- Urodziłem się w zamku.Tatko był głównym stangretem przede mną.- Znałeś moją kuzynkę, panią Murdoch?Uśmiech Johna zbladł.Tak.- Pokręcił głową smętnie.- Straszna sprawa.Ale proszę się niebać.Markiz poprzysiągł znalezć winnych i wymierzyć im sprawiedliwość.Kate spojrzała na niego zdumiona.- Nie wymigają się od kary stwierdził z zapałem John.- Jak moglibyna to liczyć? Zabić rodzonego brata pana markiza i jego panią.To szaleńcy.Zabić? - powtórzyła Kate jak echo.- Przecież.oni zginęli w kata�strofie morskiej.Uszy Johna nagle się zaczerwieniły.- Myślałem, że pani wie!- O czym? Co się wydarzyło? - spytała Kate.- Markiz napisał do nas, żeGrace utonęła.Czy to nieprawda?John, żałośnie skuliwszy ramiona, zapatrzył się przed siebie, unikającwzroku Kate.- Wszyscyśmy tak z początku myśleli.Ale.- Proszę, opowiedz mi, co wiesz.Przeczesał dłonią miedzianą czuprynę.- Nie było krzty wody w płucach pana Charlesa, chociaż wyciągnęli goz morza, no i pan markiz dowiedział się, że się nie utopił.A kiedy raz takamyśl się zalęgła, no to i ślady, co to się nam zdawało, że są z tego, że gorzuciło na skały, potem wydały się.Przepraszam! Proszę pani! Czy mamstanąć?- Nie.Zaraz będzie mi lepiej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl