[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nigdy na nikogo nie czekałem dwie godziny  myślał, szukając kluczy do samochodu.NaMarylkę, przypomniał sobie, ale kiedy to było? W jakichś prehistorycznych, zupełnie nierealnychczasach.Teraz zawsze, ale to absolutnie zawsze czekano na niego.Ale trzydzieści procent akcjizobowiązuje.Z tym się nie da dyskutować.Wściekły wyszedł bez słowa z firmy i pojechał do domu.Zaparkowawszy auto w garażu, oparł głowę o skórzany mięciutki zagłówek.Przymknąłna chwilę oczy, czując, że atakuje go gorączka.Położył dłoń na drążku zmiany biegów.Byłmiękki, delikatnie wyprofilowany i pokryty najlepszej jakości skórą.Chwilę cieszył się tymbłogim uczuciem, że wszystko, co go otacza, jest luksusowe i w najlepszym gatunku.Ale troskizaraz wróciły.Burski wysiadł i trzasnął drzwiczkami.Od miesięcy miał wrażenie, że dzwiga naplecach jakiś niewidzialny ciężar i nie może odetchnąć swobodnie.Nie umiał jednakzidentyfikować jego zródła.Otworzył drzwi i wszedł do domu.Stanął w przestronnym holu, po czym rozejrzał siędookoła.Pastelowe, jasne wnętrze.Luksus, ale pełen wdzięku i klasy.Zawsze sprawiało mu tofizyczną przyjemność.Nikt nie potrafił się oprzeć urokowi tego wnętrza.Ani bogaci biznesmeni,których zapraszał na szklankę whisky, ani tym bardziej różnego gatunku i rodzaju panienki, któresprowadzał czasem, chcąc udowodnić Maryli, całemu światu, a przede wszystkim sobie samemu,że miłość to towar taki sam jak każdy inny i bez problemu można go kupić.Gosposia, słysząc kroki, wyszła z kuchni i uśmiechnęła się uprzejmie.Leon skinął jejnieuważnie głową i nie odezwał się ani słowem.Usiadł na kanapie i nalał sobie koniaku, mimo iżczekała go jeszcze praca.Potrzebował jednak wzmocnienia.Wypił duszkiem pół szklanki.Nachwilę stracił oddech, ale poczuł się lepiej.Zaczął intensywnie myśleć nad sytuacją.Na pewno było jakieś wyjście, należało tylko jeznalezć.Piętnaście procent akcji znajdujące się w rękach zarządu dałoby mu znów władzęabsolutną.Wprawdzie trzeba by pytać udziałowców o zdanie, zabiegać o ich poparcie, albo poprostu kupić, ale na pewno można by tego dokonać.Zaczął robić przegląd akcjonariuszy.Z nikimnie znał się bliżej, nie wiedział, w jakiej byli sytuacji, czy ktoś potrzebował gotówki, czy zależałoim na tych udziałach.Nie miał nawet pojęcia, dlaczego je kupili.Błąd.Powinien był zadbaćo lepsze relacje wcześniej, teraz nie musiałby zaczynać od zera.Popatrzył w okno.Pomiędzy artystycznie upiętą firanką, a ozdobionym drogimi kwiatamiparapetem przez czyściutkie szyby widać było porządkującego teren ogrodnika.Mężczyznazatrzymał się na chwilę i rozmawiał z gosposią, lubili się chyba, sądząc z uśmiechów.Wyluzowani, zadowoleni.W potrzebie mają z pewnością z kim porozmawiać.On też miał dziesiątki numerów w pamięci telefonu.Mnóstwo kobiet za pieniądze lub zasam uśmiech prezesa natychmiast stawiłoby się w willi.Podobnie jak jego prawnicy i kilku znajomych dyrektorów.Problem polegał na tym, że nikomu z nich nie ufał.Panienki potakiwały,śmiały się z jego żartów i zachwycały każdym wypowiadanym słowem, ale z żadną nie udało musię nawiązać głębszej relacji.Prezesi wykorzystaliby informacje do własnych interesów,a prawnicy, jak się okazało, byli głupsi, niż się ktokolwiek spodziewał.Wypił jeszcze jeden łyk koniaku.Jakoś sobie z tym wszystkim poradzę  pomyślał  muszę tylko dobrze się zastanowić.Był jeden człowiek, do którego mógł się zwrócić.Niedawno poznany, cynicznyi wyrachowany dyrektor potężnej spółki.Alfred Chojnicki.Choć jego majątek i władza byłyimponujące, nie stwarzał dystansu, chętnie rozmawiał i dzielił się swoją wiedzą.Aączyła ichpodobna sytuacja.Obaj byli samotni, bez reszty oddani pracy, odnieśli sukces finansowy.Szybkodoszli do porozumienia.Spotykali się czasem na mieście i wspólnie jedli obiad.Wymieniali siężalami na leniwych pracowników, bandycki ZUS oraz marnych polityków, którzy pojęcia niemają o biznesie i ekonomii.Nie był to prawdziwy przyjaciel, a zaledwie jego namiastka.Leon wiedział, że jeżelidoszłoby do konfliktu interesów, Alfred sprzeda go za przysłowiową czapkę gruszek, ale i tak byłw tym momencie jedynym człowiekiem, do którego mógł się zwrócić.Chojnicki wysłuchał Leona, który wbrew wcześniejszym planom zachowania szczególnejdyskrecji, szczerze przedstawił swoje trudne położenie, po czym poradził mu krótko: Sprawa jest ciężka, ale nie beznadziejna.Ktokolwiek to jest, zachowaj spokóji kamienną twarz.Wynajmij detektywa, niech śledzi każdy krok tego inwestora.Wszyscy mamyjakieś słabości, twój nieznajomy z pewnością także.Wykup jak największą ilość akcji, choćbyśmiał zastawić dom, i bądz czujny, w każdej chwili gotów do ataku.Przyczaj się i czekaj,zobaczysz, że właściwy moment z pewnością nadejdzie. A co, jeśli to Maryla?  wyraził swą najgłębszą obawę Burski. Albo któryś z moichdawnych pracowników? Niektórzy naprawdę mnie nienawidzą. Nie jęcz  odpowiedział mu twardo Chojnicki  tylko myśl.Skąd by Maryla wzięła tylepieniędzy? A jeśli chodzi o niechęć pracowników to normalka, każdego nienawidzą.Nie skupiajsię na takich bzdurach.Myśl i szukaj rozwiązań.Na pewno ci się uda.Cześć. Czekaj  olśniło Leona [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl
  • /6.php") ?>