X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cesca, której się wydawało, że dla swej mądrości z Salomonem w paragon wchodzić bymogła, nie pojęła przymówki swego wuja i z baranim spokojem odparła, że nie widzi przy-czyny, dlaczegoby się w zwierciedle, jak inne niewiasty, przeglądać nie miała.Tak oto, dzięki tępocie swego umysłu, pozostała głupią i próżna na całe życie.�23 Opowi eść dzi ewi ąt aGUI DO CAVALCANTIPan Guido Cavalcanti zręczną przymówką powiada uprzejmie rzecz obelżywą kilku flo-renckim pankom, którzy go nagle zaskoczyli.Królowa widząc, że Emilia opowiadanie swoje skończyła i że z wyjątkiem jej, a takżeuprzywilejowanego do mówienia przy końcu Dionea, wszyscy z obowiązku swego się wy-wiązali, w te słowa się odezwała: Chociaż, miłe moje panie, zabrałyście mi dziś co najmniej dwie opowieści, z którychjedną myślałam wam przytoczyć, to przecież jedna mi pozostała, która kończy się rzeczeniemtak pełnym treści, że o podobnym może jeszcze mowy tu nie było.�Musicie wiedzieć, że dawnymi czasy w mieście naszym wiele pięknych i chwalebnychpanowało zwyczajów, które teraz prawie całkiem w zapomnienie poszły, bowiem rosnącewraz z zamożnością skąpstwo na wstręcie im stanęło.I tak było w obyczaju, że znaczniejsi obywatele z sąsiednich ulic zbierali się często razemw różnych dzielnicach miasta i łączyli w towarzystwa, z pewnej określonej liczby osób sięskładające.Baczono przy tym na to, ażeby tylko takich ludzi do społeczności przyjmować,którzy by koszta wspólne podjąć mogli.Raz tedy uczta u jednego wypadła, drugi raz u inne-go, i w ten sposób kolej na wszystkich przychodziła, i każdy w dniu oznaczonym podejmowałcałą kompanię.Często na takich ucztach goszczono znakomitych cudzoziemców, o ile doFlorencji przybywali, albo też spraszano na nie miejscowych obywateli.Przynajmniej raz wrok uczestnicy przywdziewali strój jednakowy i w pochodzie jechali razem przez miasto, toznów urządzali turnieje, szczególnie w dni wielkich świąt, z okazji zwycięstwa, albo też ja-kiego zdarzenia radosnego dla całego miasta.19Na czele jednej takiej kompanii stał pan Betto Brunelleschi20.Tak on, jak i towarzysze je-go starali się wszelkimi siłami wciągnąć do swego grona pana Guida z rodu Cavalcante deCavalcanti, a to nie bez ważkiego powodu.Pomijając już bowiem to, że pan Guido był jed-nym z najlepszych myślicieli na świecie i zawołanych przyrodników (o przymioty te towarzy-stwo niewiele dbało), był on także wielce wesołym, układnym i wymownym człekiem, sło-wem, łączył w sobie wszystkie przymioty prawdziwego szlachcica.Do czego tylko się wziął,umiał to zrobić lepiej nizli ktokolwiek inny.Przy tym wszystkim zasię ogromny majątek po-siadał.Kogo za godnego przyjazni swej uznał, temu serce i rękę hojnie otwierał.Nie dziwota24 tedy, że pan Betto zwabić go chciał na swoje zebrania.Gdy mu się to jednak nie udało, pospołu z swymi towarzyszami jął sobie tłumaczyć niechęć Guida tym, że nieraz będąc filozofiązajęty, obcowania z ludzmi unikał.Ponieważ Guido nieco ku wywodom Epikura21 się skłamał, powszechnie mówiono wśródpospólstwa, że celem jego rozmyślań było wynalezć dowód, że Bóg nie istnieje.Pewnegodnia Guido, idąc do kościoła Sw.Michała i minąwszy ulicę Adimarich, doszedł zwyczajnąmu drogą do kościoła Zw.Jana i tam zatrzymał się pośród grobowców marmurowych (z któ-rych pewna część znajduje się obecnie u Zwiętej Reparaty, a inne przy Zw.Janie).Stanął po-między kolumnami porfirowymi22 i nagrobkami a bramą Zwiętego Jana, wówczas zamkniętą.Pan Betto z towarzystwem swoim właśnie przez plac Zwiętej Reparaty przejeżdżał.Spostrze-głszy Guida pomiędzy grobowcami żartownisie zawołali: Musimy go trochę podrażnić!Po czym, dodawszy koniom ostrogi, jak gdyby żartobliwą szarżę czyniąc, pędem puścilisię ku niemu i nim się mógł spostrzec, już się przy nim znalezli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl