[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miała ciemnobrązoweoczy i ciemne, bardzo krótko obcięte włosy.Twarzkanciastą, którą trudno byłoby nazwać miłą czy ładną,raczej zabawną i pikantną.Budowę miała wątłą, ramionai biodra wąskie, piersi małe.87Stała cicho, podczas gdy Martin Beck i Kollberg kładlikapelusze na półce obok starej czapki Stenstróma i wieszalipłaszcze.Potem poprzedzając ich weszła do pokoju.Pokój miał dwa okna od strony ulicy, był przyjemnyi zadbany.Pod jedną ścianą stała potężna bibliotekao rzezbionych filarkach i nastawie.Prócz biblioteki i krytegoskórą klubowego fotela o wysokim oparciu meble byłyraczej nowe.Prawie całą podłogę pokrywał gruby, soczyścieczerwony dywan pętelkowy, a cienkie wełniane zasłonymiały dokładnie ten sam odcień czerwieni.Pokój miał kształt nieregularny, od jednego rogukrótki korytarzyk prowadził do kuchni.Przez drzwiotwarte na korytarz widać było drugi pokój.Okna kuchnii sypialni wychodziły na podwórze.Asa Torell usiadła w fotelu i podwinęła nogi.Wskazałaim dwa taborety, Martin Beck i Kollberg usiedli.Popielniczkana niskim stoliku była po brzegi wypełniona niedopał-kami.- Mam nadzieję, że pani zrozumie - powiedziałMartin Beck nie jest nam przyjemnie, nie chcemy byćnatrętni, ale.to konieczne, musimy z panią pomówićmożliwie najprędzej.Asa Torell nie od razu odpowiedziała.Wzięłaz popielniczki zapalonego papierosa i zaciągnęła sięgłęboko.Ręce jej drżały, miała cienie pod oczami. Oczywiście powiedziała. Rozumiem.Dobrze, żeprzyszliście.Siedzę tu od chwili kiedy.od kiedy siędowiedziałam.siedzę i próbuję zrozumieć.próbujępojąć, że to prawda.88 Czy nie ma pani nikogo, kto mógłby tu być z panią?- spytał Kollberg.Potrząsnęła głową. Nie mam.Zresztą nie chcę, żeby tu ktoś był. A pani rodzice?Znowu potrząsnęła głową. Mama umarła w zeszłym roku.A tatuś dwadzieścialat temu.Martin Beck pochylił się i spojrzał na nią badawczo. A spała pani trochę? - spytał. Nie wiem.Ci, co tu byli.wczoraj, dali mi parętabletek, więc chyba na chwilę zasnęłam.To nie takieważne.Wytrzymam.Zgniotła papierosa w popielniczce i mruknęła niepodnosząc spojrzenia: Muszę tylko przywyknąć do tego, że on nie żyje.Nato trzeba czasu.Ani Martin Beck, ani Kollberg nie wiedzieli, co na topowiedzieć, Martin Beck poczuł nagle, że powietrze jestciężkie i gęste od dymu.Przytłaczająca cisza wypełniłapokój.W końcu Kollberg chrząknął i powiedział grubszymgłosem: Czy ma pani coś przeciw temu, że spytamy o paręrzeczy dotyczących Sten.Akego?Asa Torell powoli podniosła spojrzenie.Nagle w oczachjej coś zamigotało i uśmiechnęła się. Nie sądzicie chyba, że będę się do was zwracać panie komisarzu" i panie starszy asystencie" - powiedziała.- Wy też mówcie do mnie Asa, bo zamierzam wam mówić89 ty".W pewien sposób jesteśmy przecież dobrymiznajomymi.Spojrzała na nich filuternie i dodała:- Przez Akego.Widywaliśmy się tak często on i ja.Mieszkaliśmy tu razem od wielu lat.Przedsiębiorcy pogrzebowi Kollberg i Beck - pomyślałMartin. Zmiało.Dziewczyna jest okay.- My też o tobie słyszeliśmy - powiedział Kollbergtonem dość swobodnym.Asa wstała i poszła otworzyć okna.Potem wyniosła dokuchni popielniczkę.Uśmiech znikł, usta ułożyły sięw wyraz stanowczości.Wróciła niosąc czystą popielniczkęi usiadła.- Bądzcie tak dobrzy i powiedzcie mi, jak do tegodoszło.Co się właściwie stało.Wczoraj niewiele zrozumia-łam, a gazet nie chcę czytać.Martin Beck zapalił papierosa.- Dobrze - powiedział.Przez cały czas, gdy opowiadał, siedziała bez ruchui nieprzerwanie wpatrywała się w niego.Opuścił niektóreszczegóły, na ogół jednak przedstawił przebieg wydarzeńw takiej mierze, w jakiej udało im się go zrekonstruować.Gdy skończył, Asa powiedziała:- A dokąd udawał się Ake? Dlaczego jechał tymwłaśnie autobusem?Kollberg zerknął na Martina Becka i powiedział:- Mieliśmy nadzieję, że się tego od ciebie dowiemy.Asa Torell potrząsnęła głową.- Pojęcia nie mam.90- A wiesz, co on robił wcześniej tego dnia? - spytałMartin Beck.Spojrzała na niego ze zdziwieniem.- Tego nie wiecie? Cały dzień pracował.A jaką miałpracę, to chyba wy powinniście wiedzieć.Martin Beck wahał się przez moment, potem powiedział:- Po raz ostatni w życiu widziałem go w piątek.Wstąpił na chwilę przed południem.Asa wstała, przeszła kilka kroków.Potem zwróciła sięku niemu.,- Ależ on pracował i w sobotę, i w poniedziałek.Razem wyszliśmy z domu w poniedziałek rano.A ty też niewidziałeś Akego w poniedziałek?Wpatrywała się w Kollberga, który potrząsnął głowąi zaczął się zastanawiać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]