[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyjęto więc, że co najmniej dwóch terrorystów wsiadło do pociągu podczasprzetaczania składu.Znaleziono też trzecie ciało, mechanika z lokomotywowni, również zpoderżniętym gardłem; stąd wzięło się przypuszczenie, że trzeci, a może też czwarty terrorystaukrył się w tylnym pomieszczeniu lokomotywy Nocnej Sowy.Ponieważ przy sprawdzaniubiletów nie stosowano właściwie żadnych środków bezpieczeństwa, nie istniał sposóbustalenia, ilu terrorystów wsiadło do pociągu - zdaniem FBI było ich jednak jeszcze conajmniej pięciu.Wesler, dyżurny agent FBI z Nowego Jorku, zameldował, że mogą zdobyćdane na temat przynajmniej części uczestników napadu, ale muszą wstrzymać się zwyciąganiem wniosków, dopóki nie przyleci ekspert z Waszyngtonu.Kurs Nocnej Sowy przebiegał normalnie od chwili odjazdu aż do Trenton, wobectego logiczne wydawało się, że napad musiał nastąpić między Trenton a Princeton Junction,gdzie pociąg miał się zatrzymać dla wyładunku trumny.Sprawa postoju w Princeton Junction niepokoiła Sagadore'a.FBI sprawdziło zarówno Ogrody Pamięci Arlington w Waszyngtonie, jak i Salon Pogrzebowy Woodglen z KendallPark w New Jersey, lecz żadne z tych przedsiębiorstw nigdy nie miało do czynienia z FredemDettrickiem, w postaci zabalsamowanej bądz innej.Było to podejrzane, owszem, alejednocześnie bardzo dziwne, gdyż pociąg w końcu nie stanął w Princeton Junction i zwłok niewyładowano.Agent Wesler zwrócił uwagę na możliwość, że trumna, istotnie dostarczona nadworzec w Waszyngtonie przez prawdziwy karawan, mogła zawierać ukrytą broń.Sagadoreodparł na to, że po co tyle zachodu, skoro dowolną ilość broni można zapakować do walizek iwnieść do pociągu - na dworcu przecież nie prześwietla się bagażu ani nie poddaje kontroli.Wkońcu Wesler uznał sprawę trumny za nieistotną.O trzeciej trzydzieści cały sztab był gotów do normalnej, rutynowej pracy podkierunkiem Franka Sagadore'a.Frank nieoczekiwanie znalazł się w niewygodnej rolikoordynatora, zmuszonego do utrzymywania łączności z kolejnymi węzłami wzdłuż trasypociągu, wydającego polecenia odpowiednim ludziom i wysłuchującego skarg i zażaleńdosłownie ze wszystkich stron - także od Jennifer Youngman, rzeczniczki Amtraku, która ztrudem odpierała inwazję dziennikarzy.Departament Skarbu oraz FBI kręciły nosem z powoduarbitralnego przejęcia władzy przez Franka Sagadore'a i pani Youngman odebrała kilkatelefonów z wyrazami oburzenia, również od przełożonych Weslera z waszyngtońskiej kwaterygłównej FBI i z Departamentu Skarbu.Obie instytucje wyznaczyły konferencję prasową nadziewiątą rano.Sagadore modlił się, by do tej pory kryzys został przełamany, lecz sam w towątpił, a niemożność opuszczenia choćby na chwilę sali konferencyjnej z każdą minutąpotęgowała jego irytację.Najbardziej chciałby w tej chwili znajdować się na pokładzie jednegoz helikopterów tropiących Nocną Sowę.Dane dostarczone przez załogi śmigłowców i raporty zwrotniczych stanowiły jedynypunkt oparcia wśród morza hipotez.Wynikało z nich, że pociąg poruszał się po wytyczonejtrasie z niezmienną prędkością pięćdziesięciu mil na godzinę, ze zgaszonymi reflektorami izasłonami w oknach.Trzech spostrzegawczych zawiadowców potwierdziło, że okna wprzedsionkach wagonów wyglądają na zamalowane, co uniemożliwia zaglądanie do środka.Wszystkie raporty wspominały o jakiejś skrzynce zamontowanej przy tylnej krawędzi dachulokomotywy - prawdopodobnie był to radar, o którym napomknął przez radio nieznajomy głos.Odnosiło się wrażenie, że porywacze rzeczywiście pomyśleli o wszystkim: Nocna SowaAmtraku stała się zamkniętym pudłem, do którego tylko oni mieli klucz.Pracując niezależnie od innych służb, Frank Sagadore doszedł do tego samego wniosku, co tajna komisjana posiedzeniu w Departamencie Stanu: porwanie zamykało całą sprawę.Nie zostaną wysunięte żadne żądania.Terroryści mają już swój okup, a zakładnicy posłużą jedynie za tarczę i ułatwią zdobycie rozgłosu.Frank nabrałrównież przekonania, że skoro tamci dali taki popis precyzji działania, mają też z pewnością opracowaną doostatnich detali ucieczkę, co z kolei oznacza, że gdzieś tam na trasie Nocna Sowa musi się zatrzymać.Problem polegał na tym, że istniała nieskończona liczba miejsc, do których pociągmógłby dotrzeć.Trasa wytyczona przez nieznany głos z kabiny Nocnej Sowy świadczyła,zdaniem Franka Sagadore'a, o zaledwie jednej oczywistej sprawie: jadąc na północ, terroryściomijali miasto Nowy Jork.Na rozjezdzie w Andover mogli skierować się na północny wschód,w głąb stanu Nowy Jork; na północny zachód - w kierunku Scranton w Pensylwanii; wreszciena południowy zachód do Bethlehem.Przy tej ilości paliwa, jaką dysponowali, pociąg mógłprzebyć siedemset-osiemset kilometrów w każdym z tych kierunków.Siedząc przy stole konferencyjnym, Frank Sagadore wpatrywał się w mapę kolejową watlasie Ameryki Północnej i próbował przewidzieć dalsze ruchy terrorystów.Gęsta pajęczynatorów na bladozielonych kartach atlasu zamazywała się, litery stłoczonych nazwprzeskakiwały.Frank poczuł, że ma w głowie mętlik.Zacisnął powieki i oparł się plecami wfotelu, próbując nie zwracać uwagi na zaaferowanych ludzi wokół siebie.Gdyby sam chciałprysnąć z łupem, dokąd by podążył? Terroryści orientowali się na pewno, że są obserwowani iże wszelkie zmiany trasy czy prędkości zostaną z miejsca dostrzeżone.Sieć kolejowa wStanach Zjednoczonych łączy ośrodki miejskie i z wyjątkiem pewnych odcinków w Teksasie,Newadzie i Montanie, odległych o tysiące mil, żaden odcinek torów nie leży na odludziu.Wkonfrontacji z policją i siłami FBI terroryści nie mają szans.Gdyby nawet udało im się oddalićod pociągu, wyłapano by ich w ciągu paru godzin albo i szybciej.Nie wymkną się, obojętnie wktórym stanie, cały kraj był obstawiony.A więc?Frank otworzył oczy i pochylił się znów nad stołem, gdzie leżał atlas kolejowy.Przerzucił kartki.Na końcu znalazł mapę całego kontynentu północnoamerykańskiego.Dółmapy wypełniał czarny gąszcz linii od Atlantyku aż po Kansas City.Za to na północy - pustaprzestrzeń.Z Montrealu do Vancouver, na przestrzeni pięciu tysięcy kilometrów, biegły tylkodwie główne linie i kilka pobocznych.W jednym z kwadratów, pomiędzy Sudbury i ThunderBay po drugiej stronie Jeziora Górnego, widniał odcinek toru ciągnący się przez prawie tysiąckilometrów i wyglądało na to, że nie przecina żadnych skupisk ludzkich przekraczających paręsetek mieszkańców.Wprost doskonały.Z dala od gęsto zamieszkanych obszarów, przy tym jużza granicą.Proste.- Skurwysyny jadą do Kanady - wyszeptał.O czwartej rano, na niecałą godzinę przed świtem, Starlifter C-141 Lockheeda, lecącyna wysokości tysiąca sześciuset metrów, zrzucił osiemnastoosobowy oddział CzarnychBeretów generała Bowmana nad samotną osadą Andover Junction w New Jersey.Celem byłwylot podwójnego tunelu pięć kilometrów na wschód od niewielkiej stacji towarowej na małouczęszczanym odcinku linii Conrail, biegnącej z Belvedere do Franklin
[ Pobierz całość w formacie PDF ]