[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.jakna tę chwilę.- Zbyt daleko? - Malcolm Ruthven znów roześmiał sięzłowieszczo.- Mówi pan to jedynie dlatego, że w odróżnieniu ode mnienie wierzy pan w moc tego oręża.Nie mogę brać tego panu za złe,Dellard.Jest pan Anglikiem oraz, inaczej niż ja, nie jest pan takzakorzeniony w tradycji tego kraju.Ten miecz, mój drogi inspektorze,kryje w sobie siły, których pan nawet nie przeczuwa.One potrafią beztrudu wstrząsnąć posadami królestwa. Siła i zdecydowanie ludzi, którzy tworzą ten naród, drzemią w tejbroni, i jeśli w noc zaćmienia księżyca w końcu odprawię rytuał,zarówno siła, jak i determinacja spłyną na mnie.Zyskam siłę Wallace'aoraz serce Bruce'a.Dysponując jednym i drugim, uwolnię ten kraj odtych, którzy bezprawnie go okupują, i w końcu sam sięgnę po koronę.Obecny ład odejdzie precz, a stary porządek powróci.Rozpocznie sięnowa epoka, w której zapanują stare bóstwa i demony.Tak jakprzepowiedziały to runy.Wtedy Malcolm Ruthven znów wybuchł śmiechem, głośnym,rechotliwym śmiechem człowieka obłąkanego.1SPRZY KAMIENNYM KRGUKiedy usłyszeli odgłos kroków przed chatą, wiedzieli, że nadeszła tachwila.Dwa dni przewożono ich przez ten kraj w nieznanym kierunku,zamkniętych w drewnianej klatce jak zwierzęta.W pewnymmomencie, kiedy słońce już zaszło, powóz zatrzymał się.Wtedywyprowadzono sir Waltera, Quentina oraz lady Mary z ich ciasnegowięzienia.Noc oraz następny dzień spędzili w prostej chacie.Siedzieliw kucki na wilgotnym klepisku, głodni i spragnieni, zmarznięci i pełninajgorszych przeczuć.Kroki przed drzwiami chlupały w rozmiękczonym gruncie.Mary,która przytuliła się mocno do Quentina, posłała mu pełne grozyspojrzenie, a młody mężczyzna, kiedyś tak lękliwy, stanął na wysokościzadania.- Nie martw się - odezwał się opanowanym głosem.- Bez względuna wszystko co się wydarzy, będę przy tobie.Drzwi otworzyły się z hałasem.Na dworze panował już mrok, aświatło okopconych pochodni wpadło do chaty.Przed drzwiami stałopięciu zamaskowanych ludzi.Wszyscy mieli na sobie opończe orazmaski bractwa. - Wyprowadzcie kobietę - polecił pozostałym jeden zezłoczyńców, a oni zamierzali pochwycić Mary.Jednak wtedy Quentin wstał i wszedł między nich.- Nie - oznajmił energicznie.- Zostawcie ją w spokoju, łotry!Jednak runiczni bracia wcale nie zamierzali pozwolić na to, bymłody mężczyzna ich powstrzymał.Brutalnie odepchnęli go na bok.Uderzył mocno o ścianę i oszołomiony osunął się na klepisko.Bezradnie patrzył, jak nikczemnicy schwycili broniącą się zaciekleMary i zaczęli ją wywlekać z chaty.- Protestuję! - zawołał sir Walter, któremu chroma noga niepozwoliła wstać.- Natychmiast wypuście lady!- Zamknij pysk, stary błaznie - padła opryskliwa odpowiedz, anikczemnicy zdążyli już dowlec młodą kobietę do drzwi.- Zostawcie ją w spokoju - wykrzyknął Quentin.- Wezcie mniezamiast niej.Lecz po chwili zamaskowani złoczyńcy opuścili chatę.Drzwizostały zatrzaśnięte, a rygiel ponownie zasunięty.Pózniej sir Walter iQuentin słyszeli tylko rozpaczliwe wołania Mary Egton o pomoc, którerozlegały się wśród nocnych ciemności.- Do licha! - zawołał Quentin i z bezsilną wściekłością kopnął wścianę, a w jego oczach pojawił się łzy, gdy zrozpaczony szarpał włosydłonią.- Dlaczego ich nie powstrzymałem? Koniecznie powinienem jejpomóc! Mary mi zaufała! Obiecałam jej, że będę ją chronić, i taksromotnie zawiodłem!- Uczyniłeś wszystko, co było w twojej mocy, mój chłopcze -odezwał się ponurym głosem sir Walter.- Nie obwiniaj się.Tylko mnienależy obciążyć tym, że to wszystko się wydarzyło.Zawiniła mojagłupia duma i mój upór.Dlaczego musiałem wtykać nos w nie swojesprawy? Gdybym tylko posłuchał opata Andrew albo profesora Gain-swicka! Tak wielu poniosło bezsensowną śmierć tylko dlatego, że niemogłem się powstrzymać.A teraz my wszyscy zapłacimy cenę za mojąpróżność.Quentin nieco się uspokoił.Energicznym ruchem otarł łzy i usiadłna klepisku obok wuja.- Nie wolno ci tak mówić - zaoponował.- To co uczyniłeś,wuju, było słuszne.Ci przestępcy mają na sumieniu Jonathana.Cóż miałeś uczynić? Stać z boku i patrzeć, jak cała sprawa się rozmywa?Miałeś rację pod każdym względem.I bez względu na ostatecznerozstrzygnięcie jestem ci wdzięczny za to, że mogłem stać u twojegoboku.-1 cóż ci dałem, mój chłopcze? - sir Walter potrząsnął z desperacjąposiwiałą głową.- Nic poza trwogą i nieszczęściem.- To nieprawda.Przy tobie nauczyłem się, że istnieją rzeczy, októre warto walczyć.Wpoiłeś mi, co znaczy lojalność.Od ciebie teżnauczyłem się, czym jest odwaga.- A byłeś pojętnym uczniem, Quentinie - zapewnił cichym głosemsir Walter.- Najlepszym, jakiego kiedykolwiek miałem.- Naprawdę tak sądzisz?- W rzeczy samej.Podążałeś za mną, chociaż nie podzielałeśmoich przekonań, a to nazywam lojalnością.Pokonałeś strach i dotarłeśdo sedna sprawy, co nazywam odwagą.Twoją największą zasługą zaśjest to, iż do ostatniej chwili dodawałeś otuchy lady Mary i nawetchciałeś poświęcić swoje życie, by uratować ją.To zaś, mój drogichłopcze, nazywam rycerskością.Quentin posłał wujowi uśmiech.Wcześniej taka pochwała z jegoust byłaby dla niego wszystkim -jednak uwzględniając okoliczności,teraz stała się jedynie marną pociechą.- Dziękuję ci, wuju - rzekł mimo to.- To dla mnie zaszczyt, byćtwoim uczniem.- Zaś dla mnie było honorem nauczać cię - odparł sir Walter,a w kącikach jego oczu Quentin dostrzegł skrywane łzawe błyski.Potem nastało milczenie.%7ładen z tej dwójki nie odezwał się już słowem.Obaj wpatrywalisię nieruchomo przed siebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl