[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Cud, że jeszcze mu się nie odechciało po tym, jak go urządziłaś.jego i mnie! Dygotał zwściekłości. Puściłaś się jak pospolita lafirynda i nawet nie żałujesz.Krisztina się wyprostowała. Nigdy nie będę żałować tego, że David i ja skorzystaliśmy z możliwości, żeby się kochać.Gabor zamachnął się.Uderzył Krisztinę, zanim skończyła mówić.Grzmotnęła głową o ścianę,aż pociemniało jej w oczach. Kurva! ryknął rozwścieczony. Zdzira!Instynktownie osłoniła twarz rękami i mocno zacisnęła powieki, czekając na następneuderzenie.Nie nastąpiło.Otworzyła oczy.Ku jej zdumieniu ojciec stał przed nią roztrzęsiony i twarz miałwykrzywioną z bólu. Ojcze?Gabor, z oczami pełnymi łez, potrząsał głową rozpaczliwie z boku na bok.Patrzyłazdezorientowana.Nigdy dotąd nie widziała go płaczącego. Boże jęczał beznadziejnie. Boże w niebiesiech, za co mnie tak karzesz? Ojcze, nie płacz zawahała się.Kipiąc gniewem, bojąc się, poczuła niespodziewanie litość.Już dobrze. Nie!Ni stąd, ni zowąd, objął ją i mocno trzymał.Stała jak kamień w oplocie jego rąk, nie wiedziała,jak zareagować.A on się rozszlochał, cały się trząsł.Więc zmiękła, odruchowo przytuliła się doniego, chcąc, pomimo wszystko, go pocieszyć. Tatusiu! Tatusiu, nie płacz.Stopniowo te straszne, chrapliwe szlochy ucichły, ale jeszcze przytulała się pocieszająco.Ażpowoli, najpierw z całkowitą niewiarą, potem z coraz większą zgrozą uświadomiła sobie strasznązmianę.Ojciec jakoś dziwnie napierał na nią, przyciskał biodra do jej bioder.Usiłowała sięodsunąć, ale obejmował ją żelaznym uściskiem.Nadal wmawiając sobie rozpaczliwie, że się myli,stała drętwo, prawie nie odważała się oddychać.Jednak się nie myliła.Wzwód Gabora wzrastał,przez spodnie piżamy, przez cienką nocną koszulę wbijał się jej w brzuch.Poczuła mdłości.Jęknęłacicho.Z ogromnym wysiłkiem oparła obie ręce o pierś Gabora i odepchnęła go, blada ze wstrętu. Wyjdz! syknęła. Wyjdz z mojego pokoju! Lęk i obrzydzenie tak ją obezwładniły, że niemogła się ruszyć z miejsca.Modliła się, żeby on wyszedł.Gabor stał nieruchomo, tylko trzęsły mu się ręce i ramiona.Dyszał. Wyjdz stąd! powtórzyła i to zabrzmiało jak dwa strzały z pistoletu. Bo będę wrzeszczeć. Nie będziesz powiedział niezupełnie pewnie. Będę! zagroziła. %7łebyś dał mi spokój.Siła jej odrazy przywróciła Gaborowi przynajmniej częściowo rozum.Na krótką chwilęzamknął oczy, odetchnął głęboko i odwrócił się do drzwi.Obejrzał się.Nigdy dotąd Krisztina niewydawała się tak zdecydowana, tak pełna nienawiści tak dorosła.Nie ma sensu udawać, że nic sięnie stało, aż nazbyt oczywiście ona zrozumiała, czego chciał.Jąkając się, poprosił: Nie mów matce, Krisztino.Ze względu na nią, nie na mnie.Zaciskała szczęki i oczy jej pałały pogardą. Zapewniam cię, że jeżeli nie powiem, to tylko ze względu na nią.Otworzył drzwi.Gdy wychodził, Mojżesz, rozedrgany z hamowanego podniecenia, minął gojednym susem.Krisztina osunęła się na kolana i klęczała tak przez kilka minut z twarzą w dłoniach.Psiskoleżało przy niej cierpliwie, od czasu do czasu trącając ją wilgotnym nosem w policzek.Jeszczetrzęsła się gwałtownie, to zziębnięta, to rozpalona, ale pokonała mdłości podchodzące jej podgardło, bo bała się przejść do łazienki.Sięgnęła na łóżko po kołdrę, owinęła się i wreszcie zebraładość siły.Podniosła się z klęczek.W zamku jej drzwi nie było klucza, więc przystawiła do drzwi krzesło.Wiedziała, że nie jestprawdopodobne, żeby Gabor znów przyszedł tej nocy, ale potrzebowała przynajmniej takiejpewności bezpieczeństwa, jaką to jej dawało.Podeszła powoli do toaletki i zapaliła lampę.Usiadła na taborecie przed lustrem.Jej odbiciepatrzyło na nią, przerażone i upiorne. Nie mogę już tu zostać powiedziała na głos.Mojżesz zaskomlał cicho.Wzięła z toaletkimałą, w srebrnej ramce, fotografię rodziców: ojciec trzyma matkę jedną ręką wpół, obojeuśmiechają się sztywno do aparatu fotograficznego.Przyjrzała się kochanej twarzy matki.Jak mogę ją zostawić? %7łałośnie zadała sobie pytanie.Z palców bez czucia upuściła fotografięna dywan.Potrząsnęła głową.Rzeczywiście, nie mam wyboru
[ Pobierz całość w formacie PDF ]