[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.No, jednąsprawę wyjaśniliśmy.Co jeszcze mogę dla ciebie zrobić? Mamsię powiesić?- Dobrze by było.Jednak planujesz moją zgubę.- Uważaj na słowa.Znowu podpowiadasz mi coś, co nieprzyszło mi do głowy.- Myślałby kto, że masz słabą! Co jest w moimmagazynie? Nie udawaj, że nie rozumiesz, o co pytam.Macocha przyznała się do transakcji z tobą.- Naprawdę nie wiesz, co masz w magazynie? Moja droga,rozczarowałaś mnie.Przecież dawno mogłaś sama sprawdzić.Kim nie przyznała się, że zaraz po wyjściu macochypobiegła tam.Długo szukała, zaglądała we wszystkie kąty, lecznie znalazła niczego, co przedstawiałoby większą wartość.Comogło kosztować tyle, ile Tanner rzekomo zapłacił? Czy Chriswprowadził go w błąd? Czy ona sama coś przeoczyła?- Według mnie to sterta rupieci warta zaledwie parędolarów.Co znalazłeś wśród nich tak cennego, że wyrzuciłeśtyle pieniędzy?- Nie twoje rupiecie", wiec nie powinno cię obchodzić,co i za ile kupiłem.Ale skoro grzecznie pytasz.Urwał, więcKim wycedziła przez zaciśnięte zęby:- Proszę, powiedz mi, co tam jest takiego cennego.- Nic.Absolutnie nic.- Chyba nie myślisz, że ci uwierzę?- Ale to prawda.Kupiłem nie urządzenia, lecz poparcietwojej macochy.Kim oniemiała.- Wspomniałaś, że sprzeciwia się fuzji - wyjaśnił Tan -ner.- Teraz już nie.- Za grube pieniądze kupiłeś złom, żeby postawić naswoim? - wykrztusiła Kim.- Z tego, co mówiłaś, wynikało, że twoja macocha nie maserca.Gdybym zdradził jej, o co mi chodzi, do sądnego dnia niewyraziłaby zgody.Dlatego zaproponowałem kupnoprzestarzałych urządzeń.- Pieniądze to ona lubi - mruknęła Kim.- Szczególnie bezpracy.- Teraz już nie będzie się sprzeciwiać, więc możemypołączyć firmy.Kim zrobiło się słabo.Tanner wytrącił jej broń z ręki.Niemiała wyjścia i musiała albo zgodzić się, albo na poczekaniuwymyślić inną historyjkę.Wyznanie prawdy dałoby gwarancję,że więcej się nie spotkają i nie poruszą drażliwego tematu.Wstyd przyznać się do skrywanych uczuć, ale przynajmniejpotem Tanner już nigdy nie ponowi propozycji.Czy to najlepsze rozwiązanie? Na dłuższą metę chyba nie.Widok Tannera zawsze będzie w niej wywoływał przykrewspomnienie o własnej głupocie.Niestety, nie da się uniknąćsłużbowych spotkań podczas przetargów, no i prywatnie, zokazji wizyt Tannera u Brenny lub Marissy.Na pewno będziepatrzył na nią wtedy z politowaniem.O nie, to jest nie dozniesienia.Nie chciała wyglądać jeszcze żałośniej.- Kim, droga wolna.Decydujesz się?- Nie.- Porozmawiaj z macochą.- Nie warto.Stanowczo odmawiam.- Dlaczego?- Nie muszę się tłumaczyć.- Rzeczywiście nie musisz.Ale jeśli powodem jest kłótnianaszych ojców.Chciała zaprzeczyć, lecz w porę ugryzła się w język.Lepiej, by Tanner pozostał w przekonaniu, że to z powoduzadawnionych pretensji, niż gdyby domyślił się prawdziwejprzyczyny.- Powiem ci jeszcze tylko jedno - oznajmił innym tonem.-Mnie możesz oszukiwać, ale siebie nie powinnaś.Kim patrzyła na złote rybki i wspominała dzień, w którymMarissa je dostała.Dziwiła się, że tak niedawno życie byłomniej skomplikowane.Wtedy jeszcze nie wiedziała, że pragnieTannera.- Jesteś dziwnie milcząca - odezwała się Marissa.- Przepraszam, zamyśliłam się.- Kim drgnęła nerwowo.- Widziałaś ostatnio Tannera? - spytała Marissa, umykającwzrokiem.Mówiła jakby z żalem.Czy dlatego, że Tanner ich nieodwiedzał i nie dzwonił?- Przepraszam cię, Riss.- Za co?- %7łe ci go przedstawiłam.I przepraszam za ten idiotycznypomysł z kiermaszem kawalerów.To była klapa.- Przesadzasz.- Czyżby? Przecież znowu siedzimy same i spędzamynudny wieczór w domu.Jak przed przyjęciem, które miało namurozmaicić życie.- Miałyśmy kilka miłych wieczorów.Ale nieodpowiedziałaś na pytanie, czy widziałaś Tannera.- Tylko przez okno.Wysiadał z samochodu.Jeszcze razprzepraszam, że przeze mnie zle ulokowałaś uczucia.- Nie ma za co, ja go nigdy nie interesowałam.Kimwątpiła, czy to prawda.Marissę chyba bolało, że Tanner jąrzucił i zaczął zalecać się do Brenny.- Dobrze, że przyjmujesz to tak spokojnie, ale.- Interesował się tobą.Te słowa spadły jak grom z jasnego nieba.Czy tomożliwe? Czy Marissa coś zauważyła?- Więc czemu umawiał się z tobą i z Brenną?- Bo dzięki temu mógł tu przychodzić i widywać ciebie.Marissa zazwyczaj patrzyła na świat przez różowe okularyi większość spraw interpretowała opacznie.Tym razem Kim wduchu przyznała jej rację, bo Tanner - owszem - zwrócił na niąuwagę, ale chodziło mu o własne interesy.Zapewne dużowcześniej obmyślił fuzję i konsekwentnie dążył do realizacjiswego planu.Pierwszy krok to zaproszenie jej na kawę.Kiermasz kawalerów też był mu na rękę - przybliżał go do celu.- To jeszcze nie wyjaśnia, czemu czarował was obiejednocześnie.- Ja wpadłam na taki pomysł - przyznała się Marissa.-Wiem, że jesteś lojalna i nie odbiłabyś mi chłopaka.Pomyślałam, że jeśli Tanner będzie do nas przychodził, prędzejsię przekonasz, jaki jest naprawdę.Zadzwonił telefon, więc urwała i podniosła słuchawkę.- Jesteś beznadziejną romantyczką - mruknęła Kim.- Chwileczkę, Dań.- Marissa zakryła słuchawkę.- Awedług ciebie, jaka miałabym być?- Rozsądna.Powiedz Danowi, że wyszłam.- On nie dzwoni do ciebie.Nie spisuj kiermaszukawalerów na straty.- Czemu?- Może tobie pozostaje obserwowanie rybek, ale Brennąumówiła się z Robertem, a ja jutro jadę do Wisconsin.- Po co?- Dań chce mnie przedstawić swoim rodzicom.Kim odłożyła faks od Jaspera bez czytania, pózniej jednakprzejrzała go.Była ciekawa, jak Tanner zareagował na podstęp,ale nie sądziła, że kiedykolwiek się o tym dowie.Wciążdzwięczały jej w uszach słowa Marissy.Owszem, Tanner byłnią zainteresowany, chociaż nie tak, jak myślała naiwnaprzyjaciółka.Chodziło mu o zagarnięcie Printers Ink.Marissawierzyła, że każde spotkanie dwojga ludzi prowadzi do wielkiejmiłości.Ciekawe, jak oceniłaby niemądry zakład orazpocałunek w windzie.W jej oczach drobiazgi urastałyzazwyczaj do bardzo dużych rozmiarów.Pamiętała też słowa Tannera
[ Pobierz całość w formacie PDF ]