[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Już nie roi romantycznych snów o swojejwszechwładzy, przeciwnie czuje, że to obce jej, pogardzane przez niążycie, ma ją w swej mocy, tworzy jej podłoże, że tkwi ona w nim moc-nymi korzeniami.Jej marzenia, sny odrywają się od życiowego pnia,wypływają ku słonecznej powierzchni, ale to ich wyzwolenie tośmierć, korzenie życia pozostają w tym samym grząskim ile.Sztukaoddziela się od życia, lęka się, aby coś osobistego nie przedostało siędo jej dziedziny.To, co człowiek czyni w życiu, to, co przeżywa jakoczłonek konkretnego społeczeństwa, pozostać ma poza progiem sztuki,jeżeli ma ona zachować swą godność.Sztuka jest ocaleniem godnościpoza życiem.To, co przeżywa jej twórca jest zawsze nieartystyczne,zawsze niegodne istnieć w swobodnym widzeniu sztuki.I nie zmieniato bynajmniej stanu rzeczy, że taki obiektywizm jest zawsze złudze-niem.Idzie nam tu bowiem o ujęcie samego procesu wartościowaniażycia, samego sądu o nim, tego irracjonalnego zajęcia wobec niegopostawy, które stanowi a priori stylu artysty.Zasadniczo sprawa na tympolega, że artysta traktuje to, co jest przedmiotem jego twórczości, tak,jakby to nie było jego przeżycie.Ustala się tu całkowita niewspółwy-mierność tych dwóch płaszczyzn: życia i sztuki.Gdy wchodzi on wświat sztuki, bezwartościowymi stają się dla niego punkty widzenia,które rządzą nim w życiu.Nieufność do życia stanowi tu punkt wyj-ścia; jeżeli się je tu przyjmuje, to jedynie jako przedmiot badania lubigraszki naszej samowoli.Jest to coś, co jest nam narzucone, lecz conie ma nad nami władzy uznawanej przez nas wartości.Istnieje ono dlanas i w nas, ale jakby nie przez nas.%7łycie przeżywa, zużywa człowiekai nie jest jego dziełem, lecz koszmarem, zmorą, halucynacją przymu-sową, złudzeniem, z którego nie możemy się wyzwolić.W najlepszymjuż razie jest to jakaś faza, etap, coś, co musi być przebyte tak zapa-truje się na nie Zola.%7łycie musi być przeżyte, musimy je poznać, zro-zumieć, dlaczego zużywa nas ono, włada nami.W tej postaci ukazujesię życie w jego powieściach, porywa ono jednostki, dzielnice miast,tłumy, zbiorowiska, upaja je sobą, wytwarza stany mrocznej hipnozy,w której sam człowiek staje się sobie tragicznym przeznaczeniem, ażwreszcie niweczy ono, ściera tych porwanych, wypływa poza nich.Niewytrzymali oni jego mocy: zniszczeniem stało się dla nich to, co byłozrazu ich radością i siłą; nagle to samo życie, które zdawało się byćNASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG209naturalnym uzewnętrznieniem się jednostki, roztwiera się pod jej sto-pami, jak przepaść.Dlatego właśnie, że żyła, żyła naiwnie na po-wierzchni czegoś, czym nie władała, że tylko ulegała życiu musi zgi-nąć każda pojedyncza postać, forma życia.Rzeczywistość ukazuje sięZoli jako proces, w którym jednostki biorą udział bierny raczej, niżczynny.%7łycie nie należy do człowieka, chwyta go ono, unosi na swychfalach, na jedną chwilę stawia na jakimś lirycznym szczycie: przepełniajego serce swym śpiewem: oto jedno jesteście ty i odwieczny chaos.Jaludzkie czuje się panem swego położenia, władcą głębokich i potęż-nych sił, lecz ten sam rytm, który wyniósł je na ten szczyt, zawiera wsobie jego zagładę i rozwierają się huczące fale i samo j a znika, jakoich kształt chwilowy i przelotny.Zola nie analizował tego swojego sto-sunku do rzeczywistości: nie był on dla niego dziejowym wyrazempewnej struktury społecznej, lecz czymś obiektywnym.Poczucie za-leżności jednostek od procesu społecznego, który je zużywa, lecz niezabezpiecza trwania wyników ich działalności, brak prawa przetwa-rzają się w dziełach Zoli w pewien rodzaj amorficznego liryzmu, wciężki i grząski panteizm.Każda chwila przeżyta przez jednostkę od-rywa się od niej, pozostaje w tej ogólnej sumie skutków, która stanowiżycie danej zbiorowości.Nie ma jednak żadnego stałego stosunku po-między charakterem działalności jednostki a następstwami, jakie po-ciąga dla niej samej to życie i działanie.Zrodowisko społeczne nie mo-że być dziś rozpatrywane ani w kategoriach biologiczno-przyrodniczych, ani w kategoriach prawnych dla artysty, który widzizjawiska konkretne i indywidualne, nie zaś abstrakcyjne typy.Zrodo-wisko to przybiera charakter fantastycznej machiny, która chwyta wswe zęby jednostkowe losy i w sposób całkowicie nieobliczalny kształ-tuje je. Absolutna zdradliwość środowiska społecznego, czyhająca wnim nieustannie zagłada są tu rysami, najbardziej rzucającymi się woczy.Społeczeństwo nieustannie wymaga mnóstwa czynności tegorodzaju, że wykonanie ich musi prowadzić w ten lub inny sposób dobiologicznego uwstecznienia, do systematycznego zniszczenia spełnia-jącej daną czynność jednostki.Społeczeństwo dzisiejsze nie posiadanajmniejszej lojalności wobec typów i form życiowych, które sam pro-ces jego wytwarza: nakłada ono na najliczniejsze warstwy obowiązekchoroby, zdegenerowania, przedwczesnej śmierci, ciemnoty.Poeta wZoli widział to z niezrównaną, zastraszającą, klasyczną jasnością.Zola ideolog nie zdawał sobie sprawy z całej tragicznej głębokości swegowidzenia świata.Problem społeczno-dziejowy przeistaczał się w jegoNASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG210oczach w problem naukowy.Jest to w dzisiejszych czasach pomiesza-nie typowe: trudno dociec, jakie znaczenie ma w ogóle wyraz nauko-wy w oczach przeciętnej kulturalnej umysłowości.Problem naukowy,ściślej techniczny, ukazuje nam, w jaki sposób możemy wytworzyć tęlub inną zmianę w ściśle określonym zakresie rzeczywistości.Gdyidzie o sprawy społeczne, ulegamy często złudzeniu, że dadzą się onerozpatrywać na tym samym poziomie.Istnieją przecież ludzie, mówią-cy o socjologicznych prawach, które pojmują oni w ten sposób, jakgdyby rzeczywistość socjologiczna była przedmiotem badań tego sa-mego typu, co i rzeczywistość przyrodnicza.22Problem społeczny zaś jest zasadniczo innego rzędu, niż te wszyst-kie, jakimi zajmuje się i może zajmować się przyrodoznawstwo ścisłe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]