[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pierwszy raz zobaczyłam, jak to robi.Ich śmiech wypełnił pokój.Minta podeszła do sofy stojącej przedkominkiem i usiadła na jednym końcu, Chism na drugim. - Jak ja zawsze ci zazdrościłam - powiedziała rzewnie, patrząc napomarańczowe płomienie.Jej uśmiech zgasł.Chism spojrzał na nią pytająco.- Zazdrościłaś mi? To szalone.Dlaczego miałabyś mi zazdrościć?- To naprawdę trudno wytłumaczyć - powiedziała, wciąż wpatrując sięw ogień.- Miałam cudowne dzieciństwo, kochających rodziców.Wszystkie ciuchy i zabawki, jakie tylko chciałam.- Takie jak żółty rower - powiedział Chism.- Tak, nowiusieńki żółty rower, który, nadal tak uważam, wyglądałświetnie pomalowany "porywającą purpurą".- Wyglądał ohydnie.Ale schodzimy z tematu.Mów, jeżeli zaczęłaś.Odwróciła głowę, by móc popatrzeć mu prosto w oczy.- Zazdrościłam ci stałości twojego życia, Chism, faktu, że byłeś tuakceptowany, że należałeś do tego miejsca.Letnicy są tylko tolerowani, ato jest duża różnica.Przyzwyczaiłam się do tego, że spędzam większośćżycia, odwiedzając różne miejsca, ale do żadnego z nich tak naprawdę nienależałam.Zmarszczył brwi.- Mów dalej.- Chodziłam do prywatnej wyższej szkoły w Nowym Jorku, gdziewiększość dzieciaków pochodziła z różnych stron kraju.Tak, jezdziłam dodomu na każdy weekend, ale w szkole było trudno związać się z kimś,ponieważ oni wszyscy wiedzieli, że wrócą do własnego świata.Na każdeświęta Bożego Narodzenia jezdziliśmy do Szwajcarii, gdzie byliśmygośćmi składającymi wizytę.Chism pokiwał głową, utkwiwszy w niej wzrok. - Każdego łata przyjeżdżaliśmy tutaj.I bardzo szybko zdałam sobiesprawę, że letnicy byli intruzami.Byliśmy tolerowani, tak jak jużpowiedziałam, ale tylko dlatego, że zapewnialiśmy pracę wielumieszkańcom Maine.I nieważne, ile pokoleń Westerlych przyjeżdża tu,nigdy nie staniemy się prawdziwą cząstką Haven Port, ponieważ nigdy niezasmakowaliśmy trudu życia tutejszych ludzi.Uniosła się, by popatrzeć mu w twarz.- Więc tak, zazdrościłam ci, bo ty naprawdę należysz do tego miejsca.Ubóstwiałam chodzić do twojego domu, słuchać opowieści twojego ojca olatach, które spędził na łodziach wielorybniczych.Udawałam, żemieszkam po tamtej stronie zatoki, że tam są moje korzenie.Tak jak twoje.- Potrząsnęła głową.- Prawdopodobnie, to co mówię, nie manajmniejszego sensu.- Owszem, ma - powiedział wolno Chism.- To ma sens.I muszęprzyznać, że jestem bardzo zdziwiony.Nigdy o tym nie wspominałaś,kiedy my.- urwał.- To było dla mnie takie trudne, Chism.Nie wiedziałam, jak to wyrazićsłowami.Byłam wtedy jeszcze młoda, ciągle uczyłam się, co to jest życie.Zdawałam sobie sprawę, jak wiele posiadam.Ogromną szafę pełną ubrań,pieniądze, których wydawałam więcej niż musiałam, mieszkanie naManhattanie.Jednak, mając nawet tak cudownych rodziców jak moi,ciągle czułam jakąś pustkę.Dopiero podczas tamtego lata zdałam sobie wkońcu sprawę, kim byłam.Chciałam naprawdę gdzieś należeć, tak jak ty.- Niesamowite.- Chism wstał i podszedł do kominka.Oparł jednoramię o jego gzyms i znów na nią popatrzył.- Ty zazdrościłaś mi.A jawłaśnie wtedy postanowiłem sobie, że kiedyś w jakiś sposób zdobędę to wszystko, co twój świat ma do zaoferowania.Powiedziałem o tymmojemu ojcu.Odpowiedział, że nie mam racji, że powinienemzaakceptować to, kim jestem, gdzie jest moje miejsce i nie usiłować byćtym, kim nie jestem.- %7łycie jest takie dziwne - powiedziała Minta, potrząsając głową.-Obojgu nam się wydawało, że inne życie - dla mnie twoje, moje dla ciebie- jest czegoś warte.Młodzi ludzie starają się zawsze znalezć przysłowiowądziurę w całym, ale.- zawahała się.- Ale?- Ta potrzeba przynależenia gdzieś nie minęła z czasem.Nagle wydałomi się to jasne, właśnie teraz, kiedy tu siedzę i mówię o tym po razpierwszy głośno.- Jej twarz pobladła.Wsunęła drżącą rękę we włosy.-Moja rozpaczliwa pogoń za karierą, praca, która do prowadzała mnie dostanu kompletnego wyczerpania- wszystko wynika z potrzebydostosowania się, akceptacji.Jestem grubą rybą w agencji reklamowej.Wszyscy mnie znają, jestem nieodłączną częścią pracy.- Należysz do niej.- Tak.Boże kochany, przez te wszystkie lata zmuszałam się,powtarzałam sobie, że kocham każdą minutę tej walki z życiem.A taknaprawdę byłam pozbawioną poczucia bezpieczeństwa kobietą.-Potrząsnęła głową i zmusiła się do uśmiechu.- To jest po prostuświetne.Nie ma to jak rozmówki przy kominku i zmuszanie kogoś doprzyglądania się czyjemuś życiu.Czuję, że mam kompletny mętlik wgłowie.- Siląc się na lekkość w głosie, choć nie za bardzo jej się to udało,zapytała: -A co z tobą, Chism? Osiągnąłeś powodzenie? Zrobiłeś wielkiepieniądze, zapewniające ci te wszystkie rzeczy, o których marzyłeś? - Tak - powiedział, wpatrując się w nią.- I?- To było puste zwycięstwo, Minto.Ekskluzywny apartament na dachuwieżowca, zagraniczny sportowy samochód, garnitury szyte nazamówienie, oryginalne dzieła sztuki, wypchany portfel- wszystko tomam, Ale co ja mam z tym zrobić? Chodzę po mieszkaniu i zdaję sobiesprawę, że nie ma w nim nikogo, z kim mógłbym porozmawiać, nikogo, zkim mógłbym je dzielić.- A kiedy dorastałeś tu, w Haven Port, zawsze był ktoś, z kim mogłeśpogadać, kto cieszył się z twojego towarzystwa.Czy widzisz teraz, jakiemiałeś szczęście, jak wiele naprawdę posiadałeś?- Myślę, że tak.Zrozumiałem to, co prawda, dwadzieścia lat za pózno,ale wreszcie to do mnie dotarło.Mój ojciec był bardzo mądrymczłowiekiem.Mając dziewiętnaście lat, nie zdawałem sobie z tego sprawy.Kochałem go, ale go opuściłem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl