[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Postąpiłam zle, ale nie robiłam tego celowo.123Na chwilę odwrócił do niej twarz, w oczach miał wściek- łość.- To nie zmienia ani tego, jak się czuję, ani nie pomniej- sza twojej winy.Westchnęła.Brice miotał się między chęcią zarzucania jej oskarżeniami a szczerympragnieniem zachowania ich przyjazni.- Może za wcześnie na taką rozmowę.Może powinni- śmy odczekać kilka tygodni, ażsam zrozumiesz, że nigdy nie byłam odpowiednią dla ciebie kobietą.Nigdy nie czuła- bym dociebie tego, na co byś liczył.- To akurat nie jest wcale takie pewne, prawda? - od- burknął.Szedł nerwowymkrokiem przez cmentarz, oddala- jąc się od nowszych nagrobków ku starszej części nekropo-lii, w której kilka grobów kruszyło się ze starości.Francesca zwolniła kroku.- Brice, czy wiesz, dokąd idziesz, czy gnasz przed siebie bez celu, bo jesteś na mnie zły?- Słyszała, jak krew przele- wa się z hukiem przez jego serce, jak adrenalina wypełnia każdąkomórkę.Złapał ją za nadgarstek i szarpnął, wykrzywiając twarz w grymasie złości.- Pospiesz się, Francesco.Poszła za nim kilka kroków, łącząc się przy tym z je- go umysłem.Natychmiastogarnęło ją przerażenie.Brice myślał tylko o tym, żeby zaciągnąć ją w pewne miejsce nakrańcu cmentarza.Zamierzał użyć każdego sposobu - od zachęty, przez rozśmieszanie jej, poprzemoc.Potrzeba, że- by osiągnąć cel, była tak silna, że blokowała wszystko inne.- Brice - rzekła bardzo spokojnym tonem.- Zadajesz mi ból.Puść mnie, proszę.Mogęiść sama.- Potrzebne mu była natychmiastowe wsparcie.Cokolwiek mu dolegało, na- wetjeśli zawładnął nim wampir, nawet jeśli zaczął się nar- kotyzować lub znalazł się na skrajuzałamania nerwowe- go, Francesca chciała mu pomóc.W tym momencie bała się o niegobardziej niż o siebie.Z Brice'em działo się coś bar- dzo złego, a ona koniecznie chciała gouzdrowić.- Więc pospiesz się - warknął, nie puszczając jej rę- ki.Ale osłabił nieco uścisk,ponieważ przyspieszyła i szła za nim, nie opierając się.- Szczerze mówiąc, Francesco, zawszemusisz postawić na swoim.Nie chcesz rozmawiać o naszej przyjazni, za to pewnie z ochotąporozmawiałabyś o naszej małej pacjentce.- Chciałam się dowiedzieć, kiedy będę mogła zabrać Skyler do domu.Nudzi się jej wszpitalu i nie czuje się tam pewnie.Poza tym do jej pokoju wdarł się jakiś dziennikarz.Bardzo się go wystraszyła.- Idąc obok Brice'a, Francesca starała się mówić spokojnymgłosem, a przy tym uważnie obserwowała towarzysza.Gdyby wykorzystała swoją moc, jejwibracje rozniosłyby się w atmosferze i niepotrzebnie przyciągnęłyby do niej uwagę.Będziemusiała użyć perswa- zji, żeby zaprowadzić Brice'a do siebie do domu, gdzie bę- dzie mogłamu pomóc, nie obawiając się czyjejś interwencji.~ Skoro tak się wystraszyła, to czemu mi o tym nie po- wiedziała? - spytał zaczepnieBrice, który znów się rozzłościł.- To przecież ja ją leczę, nie ty czy Gabriel.Jeśli chciała się na coś poskarżyć, mogła sięzwrócić z tym do mnie.Wszyscy wie- dzą, że odzyskała mowę, chociaż rozmawia tylko ztobą.- Brice - zaprotestowała Francesca, znów zwalniając kroku.Brice ciągnął ją za sobą nazłamanie karku, jakby ogarnięty szałem nie zdawał sobie sprawy, co robi.- Zwol- nij, bo sięprzewrócę.Umówiłeś się tu z kimś? Chodzmy lepiej do mnie.Zrobię ci filiżankę twojejulubionej herbaty i porozmawiamy.Natychmiast zaczął iść wolniej, ale pokręcił głową na znak sprzeciwu.- Przepraszam, przepraszam.Wybacz mi - powtarzał.- Nie wiem, co we mnie wstąpiło.Ale to niedobrze, że dziewczynka jest tak bardzo ztobą związana.Nie chciała rozmawiać z psychologiem, którego do niej posłaliśmy, ani z124pielęgniarkami, ani ze mną.Rozmawia tylko z tobą.- Przeszła poważną traumę, Brice.Przecież wiesz.Nie da się szybko czegoś takiegowyleczyć.Ja też bardzo ostroż- nie postępuję ze Skyler.Kiedy już się do mnie przeprowa-dzi, załatwię jej psychologa.Pójdę za twoją radą.Wiesz, że szanuję cię jako lekarza.Przykromi, że nasze drogi tak się rozeszły, ale przecież szczerze się lubimy.Chcę, żebyśmy nadalbyli przyjaciółmi.Może teraz nie przyjmiesz tej pro- pozycji, ale z czasem na pewno.A narazie, żeby zupełnie nie stracić ze sobą kontaktu, możemy utrzymywać relacje zawodowe.-Francesca miała nadzieję, że Brice się z nią zgodzi.Dotknęła serdecznie jego ręki, żeby gozatrzymać, żeby go zachęcić, by poszedł z nią do jej domu.Naprawdę się o niego bała.Byłapewna, że lekarz traci nad sobą kon- trolę.Brice pokręcił głową, po czym skręcił w zarośniętą dróżkę prowadzącą w stronę kępykrzaków.Francesca mia- ła wrażenie, że znalazła się w labiryncie.Narastało w niejprzeczucie zbliżającego się zagrożenia.Nad ich głowami wi- siały ciężkie i czarne chmury.Zerwał się silny wiatr, który rozwiewał jej włosy.Zebrała je więc i spięła w kucyk.Wraz zwiatrem nadleciał zapach niebezpieczeństwa i Francesca nagle stanęła w miejscu.Czemu nierozejrzała się wcześniej po okolicy, jak powinna była? Przecież wiedziała, że gdzieś wmieście czają się nieumarli.- Gabrielu! - zawołała w myślach.Znalazła się w pu- łapce, a razem z nią nieszczęsnyBrice.już i tak zniszczyła mu życie, a teraz, ponieważ nie była czujna, może je na do- datekstracić.W powietrzu wokół nich unosił się odór nieumarłych.Brice ponownie szarpnął ją zarękę, wyciągając z krzaków na otwarty teren.Francesca natychmiast dostrzegła stoją- cego woddali Gabriela.Wysoki, silny, mocarny, ręce miał spuszczone po bokach.Ciemne włosyopadały mu na ra- miona.Wyglądał na spokojnego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]