[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Dlaczego? – powtórzyła.– Pan pyta dlaczego? No bo.Tak by się z pewnością stało.– Ktoś mógłby zapewne powiedzieć, że Mary Gerrard sprytnie rozegrała partię.Wkradła się w łaski pani Welman do tego stopnia, że staruszka zapomniała nawet o związkach krwi i dawniejszych uczuciach.– W samej rzeczy – przyznała tonem zastanowienia siostra O’Brien.– Czy Mary Gerrard była sprytna, skłonna do intryg?– Nie wydaje mi się.Nie! Miałam wrażenie, że wszystko, co robi, jest szczere, nie przemyślane.To nie była intrygantka.Nic podobnego.A zresztą lepiej czasami, żeby to czy owo nie wyszło na światło dzienne.– Nabrałem przekonania, że pani jest osobą szczególnie dyskretną – powiedział Poirot.– Nie lubię mówić o nie swoich sprawach – powiedziała pielęgniarka.Detektyw spojrzał na nią z wielką uwagą.– W danym przypadku – podjął – uzgodniły panie z siostrą Hopkins, że pewne sprawy należy pozostawić w cieniu.Nie mylę się chyba?– Ja.O czym pan mówi, proszę pana?– O czym? – podchwycił spiesznie Poirot.– O czymś nie związanym z morderstwem lub raczej z morderstwami.– Pewnie.– powiedziała z wolna kobieta.– Po co wygrzebywać z zapomnienia dawną historię, tym bardziej że to była godna szacunku starsza dama, nie zaplątana nigdy w żaden skandal.No i umarła poważana przez wszystkich i ceniona.Herkules Poirot przytaknął skinieniem głowy i zaczął ostrożnie:– Jak pani słusznie nadmieniła, nieboszczka cieszyła się ogólnym szacunkiem w Maidensford.Rozmowa przybierała nieoczekiwany obrót, lecz wyraz twarzy detektywa nie zdradzał niepewności ani zaskoczenia.– Przecież to takie stare dzieje – ciągnęła pielęgniarka O’Brien.– Pogrzebane, zapomniane.Osobiście jestem wrażliwa na romantyczne sprawy i stanowczo powiadam, że to coś okropnego, jak człowiek jest związany z żoną zamkniętą w zakładzie dla umysłowo chorych i nic nie może go uwolnić, z wyjątkiem śmierci.– To istotnie okropne – przyznał Herkules Poirot, nic jeszcze nie pojmując.– Czy siostra Hopkins opowiedziała panu, jak minęły się nasze listy? – zapytała kobieta.– Nie.O tym jakoś nie wspomniała.– Dziwny zbieg okoliczności.Ale zdarzają się takie rzeczy.Można usłyszeć przypadkiem imię, które później wraca raz po raz.Dziwny zbieg okoliczności.Zobaczyłam fotografię na fortepianie, a prawie w tej samej chwili siostra Hopkins dowiadywała się wszystkiego od gospodyni doktora.– To bardzo interesujące – wtrącił mały Belg i dorzucił zaraz: – A Mary Gerrard wiedziała?– Kto miał jej powiedzieć? Przecież ani ja, ani siostra Hopkins.A zresztą, co zyskałaby na tym?Kobieta potrząsnęła znowu rudymi włosami i spojrzała pytająco na Herkulesa Poirota.– Rzeczywiście.Nic – przyznał i westchnął.Rozdział osiemnastyElinor Carlisle.Mały Belg spoglądał na nią bacznie przez szerokość dzielącego ich stołu.Byli sami.Strażnik obserwował ich przez szklaną ścianę.Żywa, inteligentna twarz o szerokim białym czole, kształtnych uszach i nosie; regularne, delikatne rysy świadczące o wrażliwości, opanowaniu i zapewne czymś więcej – skłonności do głębokich uczuć.– Nazywam się Herkules Poirot – zaczął detektyw.– Przyszedłem z polecenia kogoś, kto sądzi, że mógłbym pani pomóc.To doktor Peter Lord.– Peter Lord – szepnęła Elinor Carlisle w zamyśleniu.Uśmiechnęła się blado i oświadczyła bardziej rzeczowo:– Bardzo ładnie z jego strony.Wydaje mi się jednak, że niewiele potrafi pan zdziałać.– Zechce pani odpowiedzieć na kilka pytań?– Chyba lepiej o nic nie pytać.Jestem pod dobrą opieką.Pan Seddon nie szczędzi starań.Będę miała sławnego obrońcę.– Nie tak sławnego jak ja! – odparł Herkules Poirot.– Zyskał wielki rozgłos – odparła głucho Elinor.– Broniąc przestępców.Zgoda.Ja zasłynąłem dowodząc niewinności podejrzanych.Dziewczyna spojrzała w twarz Poirota pięknymi, szafirowymi oczyma.– Wierzy pan, że jestem niewinna? – zapytała.– A czy jest tak istotnie?– Czy to próbka pańskich pytań? – uśmiechnęła się ironicznie.– W danym przypadku łatwo odpowiedzieć: tak.– Jest pani bardzo zmęczona, prawda?– Tak.Skąd pan wie?– Po prostu wiem – padła zwięzła odpowiedź.– Chcę, żeby.żeby już było po wszystkim.Przez chwilę Poirot przyglądał się jej w milczeniu.Później rozpoczął znowu:– Widziałem pani.Dla ułatwienia będę go nazywał kuzynem.Widziałem pana Rodericka Welmana.Blada, wyniosła twarz poróżowiała.Poirot uzyskał odpowiedź na jedno z przewidzianych pytań, nie zadając go wcale.– Widział pan Roddy’ego – podjęła dziewczyna.– Robi dla pani wszystko, co w ludzkiej mocy.– Wiem – powiedziała prędko miękkim głosem.– Czy to zamożny człowiek? – podjął Herkules Poirot.– Roddy? Niewiele ma własnych pieniędzy.– I nie liczy się z nimi, prawda?– Obydwoje mało zastanawialiśmy się nad takimi kwestiami – odparła tonem prawie obojętnym.– Byliśmy pewni, że w swoim czasie.– urwała nagle.– Liczyli państwo na spadek? – podchwycił żywo detektyw.– To zrozumiałe.Umilkł na moment, by zmienić temat.– Zapewne zna pani wynik sekcji zwłok Laury Welman.Przyczyną śmierci było zatrucie morfiną.– Nie zabiłam jej – powiedziała chłodno Elinor Carlisle.– Czy pomogła pani do samobójstwa?– Czy pomogłam.? Aa.Rozumiem.Nie, proszę pana!– Wiedziała pani, że ciotka nie zostawiła testamentu?– Nie miałam o tym pojęcia.Głos dziewczyny był głuchy, bez wyrazu.Zabrzmiał sucho, obojętnie.– A pani napisała testament? – zapytał Poirot.– Tak.– Czy na skutek rozmowy z doktorem Lordem?Elinor zarumieniła się znów przelotnie.– Jak rozporządziła pani majątkiem?– Zostawiłam wszystko Ro.panu Roderickowi Welmanowi.– Czy on wie?– Oczywiście nie wie.– Nie rozmawiała z nim pani na ten temat?– Nie rozmawiałam.Byłby w nie lada kłopocie.Miałby mi bardzo za złe taki krok.– Kto zna treść pani testamentu?– Tylko pan Seddon i, jak sądzę, jego personel [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl