[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ani Jahmose ani Sobek nie będą moimi partnerami, nie będę też ich utrzymywał i niniejszym powiadamiam, że uczynili krzywdę mojej konkubinie! Pilnuj wszystkiego, póki nie wrócę.Jak to źle, gdy w domu mężczyzny dzieje się krzywda jego konkubinie.Co do Ipy, niech przyjmie ostrzeżenie, a jeśli zrobi coś złego mojej konkubinie, jego także wyrzucę z mojego domu.Zapadła paraliżująca cisza, po dłuższej chwili Sobek podniósł się z furią.- Jak się to stało? Czego ojciec się dowiedział? Kto mu przekazuje kłamstwa? Czy mamy to znosić? Ojciec nie może nas wydziedziczyć w ten sposób i dać wszystkie dobra konkubinie!- Spowoduje to nieżyczliwe komentarze - powiedział spokojnie Hori - i nie zostanie to przyjęte przychylnie, ale prawnie jest w mocy to zrobić.Może sporządzić taki dokument, jeśli mu się tak podoba.- Zaczarowała go! Ta czarna żmija rzuciła na niego urok!Jahmose mruczał, jakby odjęło mu mowę:- To niewiarygodne.to nie może być prawdą.- Ojciec jest szalony.szalony! - krzyczał Ipy.- Zwraca się nawet przeciwko mnie na rozkaz tej kobiety!- Imhotep wkrótce wróci - powiedział ponuro Hori.- Tak powiada.Do tego czasu jego gniew może złagodnieć.Nie zrobi pewnie tego, co zapowiada.Rozległ się krótki, nieprzyjemny śmiech.To Satipy się śmiała.Stała patrząc na nich przy wejściu do komnat kobiecych.- A więc to właśnie mamy robić, najznakomitszy Hori? Czekać i zobaczyć!- Cóż innego możemy zrobić? - spytał Jahmose.- Co innego? - Satipy podniosła głos.- Co wy wszyscy macie w żyłach? Mleko? Wiem, że Jahmose nie jest mężczyzną! Ale ty Sobek.ty nie masz lekarstwa na tę chorobę? Nóż w plecy i dziewczyna nie wyrządzi nam więcej żadnej krzywdy.- Satipy! - krzyknął Jahmose.- Ojciec nigdy by nam nie wybaczył.- Tak sądzisz? Ale ja ci mówię, że martwa konkubina to nie to samo co żywa! Gdy ona umrze, jego serce zwróci się znowu ku synom i dzieciom.A poza tym, skąd on miałby wiedzieć, jak umarła? Możecie powiedzieć, że ukąsił ją skorpion! Wszyscy w tym tkwimy, prawda?- Ojciec dowiedziałby się.Henet by mu powiedziała - stwierdził Jahmose.Satipy zaśmiała się histerycznie.- Najostrożniejszy Jahmose! Najłagodniejszy, najbardziej rozważny Jahmose! To ty powinieneś opiekować się dziećmi i wykonywać babską robotę z tyłu domu.O Sachmet, pomóż mi! Poślubiona mężczyźnie, który nie jest mężczyzną.A ty Sobek, na cóż wszystkie twoje przechwałki, gdzie twoja odwaga, gdzie zdecydowanie? Na Ra, jestem bardziej mężczyzną niż każdy z was.Odwróciła się i wyszła.Kait, która dotąd stała obok, postąpiła krok do przodu i odezwała się głębokim, drżącym głosem:- To prawda, co mówi Satipy! Jest lepszym mężczyzną niż każdy z was.Jahmose, Sobek, Ipy - czy wszyscy będziecie tu siedzieć i nic nie robić? Co z naszymi dziećmi Sobku? Mają zginąć z głodu? Znakomicie, jeśli wy nic nie zrobicie, zrobię to ja.Żaden z was nie jest mężczyzną!Gdy ona z kolei wyszła, Sobek zerwał się z miejsca.- Na dziewięciu bogów Enneady, Kait ma rację! Jest męska robota do zrobienia - a my siedzimy tu i kiwamy głowami.Ruszył w stronę drzwi.Hori zawołał za nim:- Sobek, Sobek, gdzie idziesz? Co masz zamiar zrobić?Sobek, wściekły, odkrzyknął od progu:- Coś zrobię, to pewne.I będę się z tego cieszył!Rozdział dziewiątyDrugi miesiąc zimy - dzień dziesiątyIRenisenb wyszła na ganek i stała tam przez chwilę przysłaniając ręką oczy, oślepiona nagłym blaskiem.Czuła się chora, roztrzęsiona i pełna nieokreślonego lęku.Raz po raz powtarzała mechanicznie do siebie:- Muszę ostrzec Nofret.Muszę ją ostrzec.Za sobą, w domu, słyszała zlewające się ze sobą męskie głosy Horiego i Jahmosego, a ponad nimi rozbrzmiewał piskliwy, chłopięcy głos Ipy.- Satipy i Kait mają rację.Nie ma mężczyzn w tej rodzinie! Ale ja jestem mężczyzną.Tak, mam serce mężczyzny, choć jestem młody.Nofret drwiła ze mnie, śmiała się ze mnie, traktowała mnie jak dziecko.Pokażę jej, że nie jestem dzieckiem.Nie boję się gniewu ojca.Jest omotany, ta kobieta rzuciła na niego urok.Gdyby została usunięta, jego serce powróciłoby do mnie! Ja jestem jego najukochańszym synem.Wszyscy traktujecie mnie jak dziecko, ale zobaczycie! Sami zobaczycie!Wybiegając z domu wpadł na Renisenb i prawie ją przewrócił.Chwyciła go za rękaw.- Ipy, Ipy, dokąd idziesz?- Znaleźć Nofret.Zobaczy, czy wolno jej się ze mnie śmiać!- Zaczekaj chwilę.Musisz się uspokoić.Nie możemy zrobić niczego w pośpiechu.- Pośpiech? - chłopiec roześmiał się pogardliwie.- Jesteś jak Jahmose.Ostrożność! Rozwaga! Nie wolno niczego zrobić w pośpiechu! Jahmose jest jak stara kobieta.A Sobek to tylko słowa i przechwałki.Puść mnie, Renisenb.Wyrwał swój rękaw z jej uchwytu.- Nofret, gdzie jest Nofret?Henet właśnie wybiegła z domu mrucząc:- O bogowie, to okropne.okropne.Co się z nami stanie? Co powiedziałaby moja droga pani?- Gdzie Nofret, Henet?Renisenb krzyknęła:- Nie mów mu! - ale Henet już zdążyła odpowiedzieć: - Wyszła tylnym wyjściem.W stronę pól lnu.Ipy wbiegł z powrotem do domu, a Renisenb rzekła z wymówką:- Nie powinnaś była mu mówić, Henet.- Nie ufasz starej Henet.Nigdy nie masz do mnie zaufania - skamlący ton w jej głosie stał się bardziej wyraźny.- Ale stara Henet wie, co robi.Chłopak potrzebuje czasu na ochłonięcie.Nie znajdzie Nofret przy lnianych polach.- Uśmiechnęła się szeroko, - Nofret jest tutaj, w pawilonie, z Kamenim.Skinęła głową w stronę dziedzińca.I dodała z niewłaściwym, zdawałoby się, naciskiem:- Z Kamenim.Ale Renisenb szła już przez dziedziniec.Od strony jeziora przybiegła Teti, ciągnąc swojego drewnianego lwa, i Renisenb chwyciła ją w ramiona, Przyciskając dziecko do siebie zrozumiała siłę powodującą Satipy i Kait.Te kobiety walczyły dla swoich dzieci.Teti krzyknęła trochę wystraszona.- Nie tak mocno, mamo, nie tak mocno.To mnie boli.Renisenb puściła dziecko.Powoli przeszła przez dziedziniec.W odległym końcu pawilonu Nofret i Kameni stali razem.Odwrócili się, gdy Renisenb się zbliżyła.- Nofret, przyszłam cię ostrzec - powiedziała szybko zdyszana Renisenb.- Musisz być ostrożna.Pilnuj się.Wyraz pogardliwego rozbawienia przemknął po twarzy nałożnicy.- A więc psy ujadają?- Są bardzo źli.zrobią ci coś złego.Nofret potrząsnęła głową.- Nie, nikt nie może zrobić mi krzywdy - rzekła wyniośle.- Gdyby tak się stało, doniesiono by o tym twojemu ojcu, a on zemściłby się.Zrozumieją to, jeśli się zastanowią.- Roześmiała się - Jacyż byli głupi, z tymi drobnymi zniewagami i szykanami! Cały czas grali w moją grę.Renisenb powiedziała powoli:- Więc wszystko to zaplanowałaś? A mnie było cię żal.Myślałam, że jesteśmy nieżyczliwi! Nie jest mi już przykro.Myślę, Nofret, że jesteś podła.Kiedy przyjdziesz zaprzeczyć czterdziestu dwóm grzechom w godzinie sądu, nie będziesz mogła powiedzieć: „Nie zrobiłam nic złego”.Ani nie będziesz mogła powiedzieć: „Nie byłam chciwa”.A twoje serce ważone piórkiem prawdy przechyli szalę wagi.Nofret odparła ponuro:- Nagle jesteś bardzo pobożna.Ale ciebie nie skrzywdziłam, Renisenb.Nic przeciwko tobie nie powiedziałam.Spytaj Kameniego, czy tak nie było.Nofret przecięła dziedziniec i wspięła się po schodach na ganek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]