[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mamy nic przeciwko klątwom w starych rodach, wie pan, to dodaje autentyzmu.Kiedy spotkałam Hugona, byłam aktorką w teatrze muzycznym strasznie podobała mi się ta historia z klątwą.To coś, o czym miło się słucha w zimowe wieczory, wygrzewając się przy kominku.Ale jeśli zaczyna to dotyczyć własnych dzieci.Uwielbiam moje dzieci, panie Poirot, zrobiłabym dla nich wszystko.- I dlatego postanowiła pani nie wierzyć w rodzinną legendę?- Czy legenda może przeciąć łodygę bluszczu?- O czym pani mówi? - zawołał Poirot ze zdumieniem.- Pytałam, czy legenda - albo duch, jeśli pan woli - potrafi przeciąć łodygę bluszczu.Nie mówię o Kornwalii.Każdy chłopiec mógłby wypłynąć za daleko i mieć kłopoty z powrotem, choć Ronald umiał pływać już wieku czterech lat.Ale bluszcz to co innego.Obaj chłopcy rozrabiają.Odkąd odkryli, że mogą wchodzić wychodzić z pokoju po bluszczu, robią to nieustannie.Któregoś dnia (Geralda wtedy nie było) Ronald zrobił to o jeden raz za dużo, bluszcz się obsunął i chłopiec spadł.Na szczęście nic poważnego mu się nie stałe Poszłam obejrzeć ten bluszcz.Łodyga była przecięta u podstawy, panie Poirot, celowo przecięta.- To poważna sprawa, madame.Mówi pani, że w tym czasie młodszego syna nie było w domu?- Tak.- A czy w czasie zatrucia ptomainami jeszcze nic zdążył wrócić?- Nie, wtedy byli już obaj w domu.- Dziwne - mruknął Poirot.- A kto, madame, mieszka razem z państwem?- Panna Saunders, guwernantka dzieci, i John Gardiner, sekretarz mojego męża.Pani Lemesurier urwała, jakby lekko skrępowana.- Kto jeszcze, proszę pani?- Major Roger Lemesurier, którego pan kiedyś spotkał.Często wpada do nas w odwiedziny.- Ach tak.To kuzyn, nieprawdaż?- Daleki.Nie pochodzi z naszej gałęzi rodziny.Ale i tak, jak mi się wydaje, teraz jest najbliższym krewnym męża.To wspaniały człowiek, bardzo go lubimy.Chłopcy za nim przepadają.- To nie on nauczył ich wspinać się po bluszczu?- Możliwe, że on.Często inicjuje ich wybryki.- Przepraszam za to, co powiedziałem wcześniej.madame.Niebezpieczeństwo jest prawdziwe, i wierzę, że mogę okazać się pomocny.Proponuję, żeby zaprosiła nas pani na kilka dni.Czy pani mąż nie będzie miał nic przeciwko temu?- Ach nie.Tyle że nie będzie wierzył, że to coś da.Doprowadza mnie do szału, nic nie robiąc i tylko czekając, aż chłopiec umrze.- Niech się pani uspokoi.Musimy wszystko dokładnie zaplanować.Nazajutrz jechaliśmy już na północ.Poirot był porażony w zadumie.Nagle ocknął się i zapytał:- To z takiego pociągu wypadł Vincent Lemesurier?Delikatnie zaakcentował słowo “wypadł”.- Nie podejrzewasz chyba nieczystej gry, co?- Czy nie uderzyło cię, Hastings, że niektóre zgony rodzinie Lemesurierów można by.jakby to ująć.włączyć do kategorii dających się zaaranżować? Weźmy przykładowo Vincenta.A potem ten chłopiec z Eton - wypadek z bronią zawsze jest dwuznaczny.Przypuśćmy.że dziecko wypadło z okna i zabiło się.Cóż bardziej naturalnego? Gdzież tu miejsce na podejrzenia? Ale dlaczego tylko jedno z dzieci? Kto odniesie korzyść ze śmierci starszego dziecka? Jego młodszy brat, sześcioletni chłopiec! Czy to nie absurdalne?- Może chcą drugiego pozbyć się później? - zasugerowałem, choć nie miałem zielonego pojęcia, kto to są ci “oni”.Poirot z niezadowoleniem pokręcił głowa.- Zatrucie ptomainami - mruknął.- Atropina daje podobne symptomy.Tak, nasz przyjazd jest konieczny.Pani Lemesurier powitała nas entuzjastycznie, a potem zaprowadziła do gabinetu męża i wyszła.Odkąd widziałem go ostatni raz, Hugo Lemesurier mocno się zmienił.Jego ramiona jeszcze bardziej się pochyliły, i cera przybrała dziwny zielonkawy kolor.Słuchał uważnie, kiedy Poirot wyjaśniał przyczyny naszego przyjazdu.- To cała Sadie: zdrowy rozsądek i praktycyzm - zauważył w końcu.- Ale naturalnie, niech pan zostanie, panie Poirot.Dziękuję za przyjazd, ale co jest komu zapisane, to go nie ominie.Kamienista jest droga grzesznika.My, Lemesurierowie, wiemy, że nikt z nas nie umknie przed klątwą.Poirot wspomniał przecięty bluszcz, ale na Hugonie nie zrobiło to wrażenia: - Pewnie zawinił jakiś nieuważny ogrodnik.Tak, można znaleźć instrument, ale cel jest jasny.I powiem panu, panie Poirot, że stanie się to już wkrótce.Detektyw spojrzał uważnie na pana domu.- Dlaczego tak pan mówi?- Ponieważ mój los jest przesądzony.Rok temu byłem u lekarza.Cierpię na nieuleczalną chorobę, nie da się dłużej odwlekać końca; ale zanim umrę, śmierć zabierze Ronalda.Wszystko odziedziczy Gerald.- A jeśli coś stanie się drugiemu synowi?- Nic się mu nie stanie; nie jest zagrożony.- Ale załóżmy na chwilę, że to możliwe - upierał się Poirot.- Następnym dziedzicem jest mój kuzyn Roger.W tym momencie naszą rozmowę przerwało wejście wysokiego mężczyzny z kręconymi kasztanowatymi włosami.Pod pachą niósł plik papierów.- Odłóżmy to na później, Gardiner - powiedział Hugo Lemesurier, i po chwili dodał: - to mój sekretarz, pan Gardiner.Sekretarz ukłonił się, wymienił z nami kilka miłych słów i wyszedł.Pomimo urody było w nim coś odpychającego.Podzieliłem się tym wrażeniem z Poirotem.kiedy udaliśmy się na spacer po ogrodzie, a on, ku mojemu zdziwieniu - przyznał mi rację- Zgadzam się z tobą.Nie podoba mi się ten człowiek.Zbyt gładki.On się w życiu nie napracuje.O, są dzieci.Zbliżała się do nas pani Lemesurier razem z chłopcami.Obaj byli bardzo ładni, młodszy miał ciemne włosy po matce, starszy - rudawe loki.Przywitali się z nami i wkrótce nie odrywali wzroku od Poirota.Zostaliśmy również przedstawieni towarzyszącej im pannie Saunders, trochę nijakiej z wyglądu.Kilka dni upłynęło nam w miłej atmosferze, ale - pomimo naszej czujności - bez rezultatów.Chłopcy wiedli normalne, szczęśliwe życie i wydawało się, że wszystko jest w porządku.Czwartego dnia po naszym przyjeździe pojawił się z wizytą Roger Lemesurier.Niewiele się zmienił, był beztroski i jowialny jak za dawnych czasów, nadal wszystko traktował lekko.Chłopcy najwyraźniej za nim przepadali; powitali go okrzykami radości i natychmiast wciągnęli do zabawy w Indian.Zauważyłem, że Poirot chętnie udał się za nimi.Następnego dnia zostaliśmy wszyscy, łącznie z dziećmi zaproszeni po sąsiedzku na herbatę do lady Claygate.Pani Lemesurier zaproponowała, żebyśmy też poszli, ale najwyraźniej poczuła ulgę, kiedy Poirot odmówił, twierdząc, że wolałby pozostać w domu.Kiedy rodzina wyszła, Poirot zabrał się do pracy.Przypominał inteligentnego teriera.Chyba nie było kąta, w który by nie zajrzał, ale wszystko robił tak cicho metodycznie, że nie zwrócił na siebie niczyjej uwagi.A jednak rezultat nie okazał się satysfakcjonujący
[ Pobierz całość w formacie PDF ]