[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było oczywiste, \e nie spodziewał się takiej propozycji. Ach.obawiam się, \e nie rozumiem  powiedział. Nic nie szkodzi  pocieszyła go Mara, rozglądając się po sali.Zatrzymałaspojrzenie na siedzącym trzy stoliki dalej mę\czyznie, o kilka lat starszym ni\reszta zbirów.Mę\czyzna przyglądał się jej uwa\nie, chocia\ udawał, \e ignorujejej rozmowę z kierownikiem. Ty. Mara wyciągnęła rękę w stronę mę\czyzny.Skończmy z tą ciuciubabką i spotkajmy się z twoim szefem.Mę\czyzna uśmiechnął się, udając rozbawienie, i omiótł ją taksującymspojrzeniem.Na pewno zauwa\ył jej skromny szary kombinezon i brak broni. Dlaczego pani uwa\a, \e mój szef będzie zainteresowany tym, co pani ma mudo powiedzenia?  zapytał. Będzie, uwierz mi  odparła hardo Mara, patrząc mu prosto w oczy inapinając mięśnie.Mę\czyzna wahał się chwilę, ale w końcu wzruszył ramionami.  Jak sobie pani \yczy  powiedział.Wstał od stolika i wskazał drzwi. Tędy.Mara tak\e wstała i wyciągnęła rękę po torbę, którą poło\ył na sąsiednimkrześle, ale uprzedził ją kierownik sali.Pochylił się i chwycił za rączki torby. Pomogę pani  stwierdził.Mara kiwnęła głową na znak zgody i ruszyła do wyjścia z mę\czyzną, któregouwa\ała za herszta zbirów.Kiedy dotarła do drzwi, dwóch osiłków zerwało się odstolików i ruszyło za nią.Na ulicy czekał na nich długi śmigacz lądowy.Mara i herszt zajęli miejsca natylnej kanapie, a dwaj bandyci rozło\yli składane fotele i usiedli naprzeciwko nich. Do gabinetu pana Birtrauba  polecił herszt kierowcy.Pojazd włączył się doruchu. Ma pan jakieś nazwisko?  zainteresowała się Mara.Herszt wykrzywił usta w przelotnym uśmiechu. Pirtonna  przedstawił się. A pani? Mo\e pan mówić do mnie Claria  odparła Mara. Aadne imię. Pirtonna wskazał jej torbę, którą trzymał na kolanach. Czymogę?Mara kiwnęła głową.Miała tam swoją broń i sprzęt, ale wszystko, co mogłoujawnić jej prawdziwą to\samość, ukryła w ró\nych elektronicznych przedmiotachu\ytku osobistego.Wątpiła, \eby Pirtonna poddał je szczegółowym oględzinom,zanim dotrą do celu podró\y.I rzeczywiście.Chyba z minutę oglądał jej ubrania na zmianę i elektroniczneurządzenia, ale zaraz zamknął torbę i poło\ył ją na kanapie obok siebie. Zadowolony?  zagadnęła Mara. Zawsze byłem  odparł mę\czyzna, uśmiechając się do niej.Kilka minut pózniej kierowca unieruchomił pojazd przed niepozornymidrzwiami budynku usytuowanego na uboczu, między dwoma opustoszałymihangarami.Pirtonna poprowadził Marę jasno oświetlonym korytarzem, a dwaj roślibandyci szli kilka kroków za nimi.Marę uderzyło, \e w przeciwieństwie do gwaru iruchu na zewnątrz, w korytarzu i w pozostałych pomieszczeniach panowałazupełna cisza.Kilka zakrętów dalej stanęli przed nieoznakowanymi drzwiami. Teraz wejdziemy do środka  odezwał się Pirtonna.Przycisnął płytkęzwalniającą zamek i gestem zaprosił Marę do wejścia.Gabinet, w którym się znalezli, nie mógł nale\eć ani do braci Birtraub, ani donikogo, kto ma jakąkolwiek władzę.Biurko było stare i poplamione, krzesła skromne i niewyściełane, a zródła światła proste, chocia\ jasne i funkcjonalne.Patrząc na rzędy szaf pod ścianami, Mara doszła do wniosku, \e zaprowadzono jądo archiwum danych.Zaraz potem zrozumiała, \e mę\czyzna z gniewną miną, siedzący za biurkiem,nie jest bynajmniej pionkiem. To ona?  wybuchnął, mierząc ją spojrzeniem od stóp do głów i z powrotem. To z powodu tej.tej.dziewczyny się tak martwiliście? Tak, to ona  potwierdził stanowczo Pirtonna. Jeśli ktoś nie figuruje w\adnych bazach danych, to zawsze jest podejrzane. Naprawdę tak jest?  zapytał cierpko mę\czyzna. Naprawdę  oznajmiła Mara.Usłyszała napływający z tyłu szmer, wyczułaruch powietrza i domyśliła się, \e do gabinetu weszli dwaj bandyci.Chwilę pózniejusłyszała cichy odgłos zamykanych drzwi gabinetu. Którym z braci Birtraub pan jest?  zapytała.Mę\czyzna za biurkiem uśmiechnął się lekko, jakby z przymusem. Tym bardziej wrednym  powiedział. Doceniam to  odparła Mara. A zatem do rzeczy.Chcę znać nazwiskoosoby, która półtora roku temu wynajęła tu pomieszczenie w celu przechowaniasześciu bardzo cennych dzieł sztuki.Birtraub wytrzeszczył oczy. Co takiego? zapytał, wyraznie zaskoczony.Mara wyczuła, \e aurę jegowrogości na sekundę zaćmiło oszołomienie. Do przechowania dzieł sztuki? Właśnie przyznała Mara, starając się nie okazać zawodu.Wyczulone na Moczmysły powiedziały jej, \e Birtraub niej kłamie.Mę\czyzna rzeczywiście niewiedział nic na temat dzieł sztuki ani ich sprzeda\y.Niedobrze.gdyby byłoinaczej, miałabym ułatwione zadanie, pomyślała. W ostateczności zadowolę sięlistą wszystkich, którzy półtora roku temu wynajmowali tu wolną przestrzeń.Dezorientacja Birtrauba zniknęła.Mę\czyzna spochmurniał. Albo jest pani szalona, albo \artuje sobie ze mnie  powiedział. Tak? To mo\e mi pan powie, dlaczego tak bardzo pana denerwują obce osobyobserwujące pana firmę?  zadała pytanie Mara.Birtraub z kamienną twarzą zerknął na Pirtonnę.Szef zbirów kiwnął głową istanął za jej plecami.Mara poczuła dotyk lufy broni na plecach między łopatkami.Miała ochotę uśmiechnąć się z politowaniem.Co za amatorzy, pomyślała.Zawodowcy dobrze wiedzieli, \e dotykanie przeciwnika lufą tylko pozwala mu sięzorientować, w którym miejscu ta broń się znajduje.  To wyjątkowo zły pomysł  ostrzegła. Kary za napaść na imperialnąagentkę są bardzo drastyczne.Birtraub parsknął, ale Mara wyczuła promieniującą od niego niepewność. Pani jest imperialną agentką?  odezwał się pogardliwie. Akurat! Pańscy ludzie mają pewnie nadzieję, \e się pan nie myli  odezwała sięspokojnie Mara.Zorientowała się, \e mę\czyzna odzyskał pewność siebie. Dowiedz się, dla kogo pracuje  rozkazał. A pózniej ją zabij.Zanim skończył mówić, Mara wykonała pół obrotu w lewo, niczym tancerka wpiruecie, i zamachnęła się lewą ręką.Cios w nadgarstek Pirtonny zmienił poło\enielufy jego blastera.Szef zbirów wystrzelił, ale o ułamek sekundy za pózno.Skwiercząca niebieska błyskawica ogłuszającego strzału wbiła się w jedną z szaf.Mara chwyciła lewą dłonią nadgarstek Pirtonny i uderzyła go kantem prawej wstaw łokciowy.Potem wykręciła mu rękę za plecy i wymierzyła blaster w bli\szegoz dwóch bandytów.Pirtonna cały czas trzymał palec na spuście, więc Mara nie mogła strzelić z jegobroni.W niczym jej to jednak nie przeszkodziło.Pomagając sobie Mocą,przycisnęła spust i posłała błękitną błyskawicę w pierś bandyty.Ułamek sekundypózniej zmieniła poło\enie lufy i w podobny sposób ogłuszyła drugiego.Wykręciłanadgarstek Pirtonny, który upuścił blaster, chwyciła broń i posłała ostatniąbłyskawicę w tułów samego herszta zbirów.Przerzuciła broń do prawej dłoni i wymierzyła lufę w twarz Birtrauba, zanimjeszcze pierwszy bandyta zdą\ył się zwalić na podłogę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl