X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jednak wciąż coś ci się nie podoba- dodał cicho.- To nie to, że mi się nie podoba - mruknęła Jane- ale po prostu nie myślałam o tym wcześniej.- Jane, ja.ja po prostu jeszcze nigdy dotąd niemieszkałem z kobietą.Pewnie coś teraz popsułem.Zrozumiała, że Daniel wyczuł jej niepewny nastróji chociaż nie trafił w sedno sprawy, jego dość okrężneprzeprosiny bardzo ją wzruszyły.- Cóż, jeśli nie jesteś czegoś pewien, zawsze możeszmnie zapytać - powiedziała łagodnie.- W końcu jamieszkałam z kilkoma mężczyznami.Zanim skończyła mówić, podniósł ją do góryw niedzwiedzim uścisku.- Lepiej powieś gdzieś w widocznym miejscu listęswoich zasad - powiedział szybko - bo mam przeczu-cie, że często będę jej potrzebował.- Postawił ją naziemi.- Co robimy teraz?- Chyba musimy zdecydować się na jakiś pokój- odpowiedziała bez cienia wątpliwości.- My? - wykrzyknął, mrugając oczami.- Tyzadecyduj, a ja przyniosę pościel.Nie zapominaj, żezostała mi trzecia pozycja - parzenie kawy.ri ROZDZIAA �SMY- Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy mogłabyśpoświęcić mi kilka minut? - Nie czekając na od-powiedz, Joan Sellers zamknęła drzwi do gabinetuJane i podeszła do jej biurka.- Po prostu oszaleję,jeśli zaraz nie porozmawiam z kimś, kto.no cóż, ktojedzie na tym samym wózku - zwierzyła się, po czymusiadła na krześle.- Słucham? - warknęła Jane zdenerwowana nasamą siebie, że pokazała, jak bardzo wyprowadziła jąz równowagi ta niespodziewana wizyta.- Chodzi o to, że Katrina wróciła w poniedziałekpo południu i.- Joan przerwała z kokieteryjnymuśmiechem.- Och, kochanie, chyba najpierw powin-" znam coś wyjaśnić.Wiem o testamencie babci Daniela- ciągnęła.- Naturalnie Daniel musiał wyjaśnićwszystko Katrinie, szczególnie że obca kobieta wpro-wadziła się do jego domu! - Zmiech wskazywał, żeuważała to za bardzo zabawne.- Chyba nie możnawinić Katriny za to, że narobiła tyle szumu.W końcuDaniel nie miał wyboru i musiał ją wysłać do Francjidla nabrania rozumu.- Joan, czy mówisz mi to z jakiegoś szczególnegopowodu? - spytała Jane cicho, zdając sobie sprawę,że ta rozmowa nie wróży jej niczego dobrego.- Nie - westchnęła Joan i posłała porozumiewawcze SPADEK 105spojrzenie, które wcisnęło Jane głębiej w fotel.- Poprostu czasem dobrze jest się wygadać przed kimś,kto cię rozumie.- Cóż, obawiam się, że ja cię nie rozumiem- powiedziała Jane sucho, modląc się w duchu o powrótLyn lub telefon od przyjaciółki.- Szczerze mówiąc,nie mam pojęcia, o co ci chodzi.- To naturalne, że Daniel kryje się ze swoimiuczuciami lepiej niż Katrina - ciągnęła Joan nie-strudzenie.- Ale mogę założyć się o ostatniego funta,że cierpi tak samo, jak ona.Czasami zakochaniludzie zachowują się tak śmiesznie.- Joan, przepraszam, ale wydaje mi się, że roz-mawiasz z niewłaściwą osobą - przerwała Jane,rozzłoszczona wrażeniem, pozostawionym przez ostat-nie słowa Joan.- Jest mi tak przykro! - krzyknęła Joan bezśladu żalu w głosie.- Ale nie wyobrażasz sobie,jak bardzo są w sobie zakochani.To wspaniałei romantyczne uczucie, są przecież dla siebie stwo-rzeni.Ale różne są drogi prawdziwej miłości.Wciążpowtarzam Katrinie, że nie z winy Daniela od-ziedziczyłaś połowę domu.- Jane nawet nie pró-bowała jej przerwać.- I Bóg jeden wie, ile razyDaniel próbował jej wytłumaczyć, że nic się międzynimi nie zmieniło.To tak ładnie z jego strony,że zabrał ją do swego domu w Juan-les-Pins.Tamodbędzie się ich wesele w przyszłym roku.Dlaczegowięc, do diabła, ona uważa, że powinna wzbudzićjego zazdrość flirtując z.- Joan, powiedziałam już, że nie ze mną powinnaśo tym mówić - stwierdziła sucho Jane i wstała.Rzuciła się do telefonu, który właśnie zadzwonił,jakby od tego zależało jej życie.- Dziękuję, Lyn.- przerwała swojej asystentce.- Zaraz przyjdę i rzucę na to okiem. 106SPADEKJoan Sellers wstała i przyjacielski wyraz znikł z jejtwarzy.- Przepraszam nie miałampojęcia, że moja niewin-na prośba o pomocną dłoń tak cię zdenerwuje - powie-działa z charakterystyczną dla niej drwiną w głosie- Zdziwiłabyś mnie, gdybym dowiedziała się, żecokolwiek zrobiłaś niewinnie - warknęła Jane i odrazu rozzłościło ją, że zniżyła się do poziomu Joan.- Ja.ja.chyba trafiłam w twój czuły punkt- powiedziała Joan.- Oczywiście nie ma nic dziwnegow tym, ze sama chcesz poderwać Daniela.Jest przecieżbardzo atrakcyjnym i, oczywiście, bardzo bogatymmężczyzną - zaśmiała się, otwierając drzwi.- Naszczęście, jest on również bardzo słownym człowiekiemi nic na to nie poradzisz.- Czego ona chciała? - spytała Lyn, gdy za Joanzamknęły się drzwi.- Szczerze mówiąc, sama nie wiem - mruknęłaJane w oszołomieniu, bezskutecznie próbując zebraćrozbiegane myśli.- Jane, jesteś blada jak ściana! - krzyknęła Lyn zezłością.- Cokolwiek ta okropna baba ci nagadałanie powinnaś się tym przejmować!- Wcale się tym nie przejęłam - zaprzeczyła Jane.- Ja.Lyn, ja po prostu nie rozumiem, co ją do tegoskłoniło.- Mogę się założyć,że ma swoje powody  powie-działa Lyn i siadła na biurku.- I wszystkie na pewnosą nieprzyjemne.Jane spojrzała na nią i skinęła głową.- Poczekaj, niech zbiorę myśli - poprosiła i za-mknęła oczy.- Jane, nie musisz mi nic mówić, jeśli nie chcesz.- Oczwiście, że chcę.- Jane otworzyła oczy.- Jestcoś, co chciałam ci powiedzieć już od kilku dni- wyznała. SPADEK 107- Ty i Danny Boy jesteście ze sobą? - stwierdziłaLyn łagodnie.- Aż tak to po mnie widać? - spytała Janez przygnębieniem.- Jane, za dobrze cię znam, żeby nie zauważyćdrobiazgów, które innym mogą umknąć - powie-działa Lyn tym samym łagodnym tonem.- Do-myśliłam się, kiedy w poniedziałek rano przywiózłcię do pracy.Ale jeśli po kimś było to widać,to raczej po Danielu.- Lyn, to nie jest tak, jak ci się wydaje - zaprotes-towała Jane słabo.Główną przyczyną, dla którejdotąd nic Lyn nie powiedziała, była obawa, żeprzyjaciółka zacznie wyciągać niewłaściwe wnioski.Chociaż sama nie miała pojęcia, jakie wnioski byłybywłaściwie.- Pozwól, że ci powiem, jak wyglądają fakty,a potem wyjaśnisz mi, w czym się myliłam.- Lynpopatrzyła poważnie na Jane.- Danny Boy wrócił,aby załatwić jakąś sprawę.Jednak wciąż jest naurlopie, bo pojawia się w biurze tylko od czasu doczasu.Zgadza się na razie?Jane przytaknęła ruchem głowy i spojrzała naswoje zaciśnięte dłonie.- Nie wraca do Francji, aby kontynuować urlop,jak można by się spodziewać.Zamiast tego, zaczynawozić cię do i z pracy, przyjeżdżając specjalnie pociebie każdego popołudnia.- Lyn, wyciągasz zbyt daleko idące wnioski - za-protestowała Jane.- Jane, Danny Boy nie jest głupi.To bez znaczenia,czy ludzie wiedzą o testamencie jego babki, ale muszązauważyć, że ich szef zaczął odwozić jedną z pracow-nic.O kurczę! - krzyknęła nagle.- Wizyta tejokropnej baby nie miała chyba nic wspólnego z jejkuzynką? Jak ona się nazywa? 108 SPADEK- Katrina [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl
  • Drogi uĂ„Ä…Ă„Ëťytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam siÄ™ na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerÄ‚Ĺ‚w w celu dopasowania treĹ›ci do moich potrzeb. PrzeczytaĹ‚em(am) PolitykÄ™ prywatnoĹ›ci. Rozumiem jÄ… i akceptujÄ™.

     Tak, zgadzam siÄ™ na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerÄ‚Ĺ‚w w celu personalizowania wyĹ›wietlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treĹ›ci marketingowych. PrzeczytaĹ‚em(am) PolitykÄ™ prywatnoĹ›ci. Rozumiem jÄ… i akceptujÄ™.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.