[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bo po­obijasz sobie tyÅ‚ek.Ku swemu ogromnemu zdziwieniu zauważyÅ‚a, żeoczy Tylera lÅ›niÄ… z podniecenia.- Psiakrew! To ci sprawia frajdÄ™!WyszczerzyÅ‚ w uÅ›miechu zÄ™by.- Przynajmniej coÅ› siÄ™ dzieje, nie?ZmarszczyÅ‚a gniewnie czoÅ‚o i nagle z jej gardÅ‚awydobyÅ‚ siÄ™ przerazliwy krzyk; łódz wzniosÅ‚a siÄ™ w gó­rÄ™, a potem opadÅ‚a niemal pionowo w dół.Czarna bre­zentowa torba, ta, której Tyler pilnowaÅ‚ jak najcenniej­szego skarbu, wysunęła siÄ™ spod zamocowanej nad ba­gażem nylonowej siatki.Marisa rzuciÅ‚a siÄ™ w bok, byjÄ… zÅ‚apać.ZdążyÅ‚a niemal w ostatniej chwili.W tymmomencie łódz przechyliÅ‚a siÄ™, woda chlusnęła doÅ›rodka.Marisa kurczowo zacisnęła palce na brezencie;miaÅ‚a wrażenie, że kolejne szarpniÄ™cie nie tylko wy­rwie jej ramiÄ™ ze stawu, ale jÄ… samÄ… ciÅ›nie do wody.- Na miÅ‚ość boskÄ…, co ty wyprawiasz? MówiÅ‚em,żebyÅ› siÄ™ trzymaÅ‚a! - Chwyciwszy jÄ… za koszulkÄ™, Ty­ler wciÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… z powrotem na pokÅ‚ad.- To sam pilnuj swoich cholernych pakunków!Pchnęła w jego stronÄ™ wyratowanÄ… z topieli torbÄ™,po czym przesunęła siÄ™ na Å›rodek Å‚odzi, próbujÄ…c zÅ‚a­pać siÄ™ burty.Ale uchwyty byÅ‚y zbyt mokre, zbyt Å›li­skie, a łódz znów zaczęła opadać pionowo w dół.Nie miaÅ‚a szansy.Tyler ponownie skoczyÅ‚ w przód,usiÅ‚ujÄ…c zacisnąć palce na koszulce Marisy, lecz tymrazem nie zdążyÅ‚.WpadÅ‚a do spienionej rzeki niczymlalka wyrzucona za burtÄ™ przez znudzone dziecko. KrzyczÄ…c i wymachujÄ…c rÄ™kami, staraÅ‚a siÄ™ utrzymaćna powierzchni.Nie dawaÅ‚a rady; raz po raz znikaÅ‚apod wodÄ….PrzeklinajÄ…c siarczyÅ›cie, Tyler przysunÄ…Å‚ siÄ™do krawÄ™dzi i wychyliÅ‚ wiosÅ‚o.- ZÅ‚ap siÄ™!ByÅ‚a na tyle blisko, że widziaÅ‚ Å›miertelny strachw jej oczach; na tyle blisko, że sÅ‚yszaÅ‚, jak charczy,wypluwajÄ…c wodÄ™, która wlewaÅ‚a siÄ™ jej do ust i nosa.Ale nie na tyle blisko, by mógÅ‚ jÄ… dosiÄ™gnąć i wciÄ…gnąćdo Å›rodka.Ponownie wrzasnÄ…Å‚, by chwyciÅ‚a wiosÅ‚o.WidziaÅ‚,że siÄ™ stara.Niestety, prÄ…d znosiÅ‚ łódz w jednÄ… stronÄ™,dziewczynÄ™ w przeciwnÄ….I nagle przed oczami stanęłamu inna łódz, która wiele lat temu wywróciÅ‚a siÄ™ nainnym akwenie, w innym kraju.W uÅ‚amku sekundy podjÄ…Å‚ decyzjÄ™ i wyjÄ…Å‚ wiosÅ‚o.WiedziaÅ‚, że w ten sposób nie uratuje Marisy.PrzebiegÅ‚szy uważnie wzrokiem po kamienistymbrzegu, wybraÅ‚ miejsce gÄ™sto poroÅ›niÄ™te drzewami, któ­rych gaÅ‚Ä™zie zwisaÅ‚y nisko nad wodÄ….WytężajÄ…c wszy­stkie siÅ‚y i pomagajÄ…c sobie wiosÅ‚em, walczyÅ‚ z prÄ…dem.Powoli zbliżaÅ‚ siÄ™ do celu.Wreszcie odrzuciÅ‚ w bok wios­Å‚o i chwyciÅ‚ siÄ™ gaÅ‚Ä™zi; nogi zahaczyÅ‚ o burtÄ™, nie po­zwalajÄ…c nadmuchanej łódce odpÅ‚ynąć.WiszÄ…c na jednej rÄ™ce, drugÄ… uniósÅ‚ cennÄ… torbÄ™,której za nic w Å›wiecie nie chciaÅ‚ stracić.BiorÄ…c sze­roki zamach, cisnÄ…Å‚ jÄ… na brzeg, nastÄ™pnie Å›lizgajÄ…c siÄ™,sam siÄ™ za niÄ… wgramoliÅ‚.Aódz, przez nikogo nie przytrzymywana, pozbawio­na swoistej kotwicy w postaci nóg zwisajÄ…cego z drze- wa mężczyzny, niczym wystrzelona z procy pomknęłapo zalegajÄ…cych dno gÅ‚azach.Tyler nawet na niÄ… niespojrzaÅ‚.ZsuwajÄ…c siÄ™ ze stromego brzegu, rzuciÅ‚ siÄ™w stronÄ™ kodujÄ…cej siÄ™ w wodzie Marisy.- Cholera jasna, sÅ‚użę w Oddziale Alfa - mruknÄ…Å‚- a nie w straży przybrzeżnej.- Nie rób mi tego, proszÄ™ ciÄ™, księżniczko.No,otwórz oczy.GÅ‚os docieraÅ‚ z oddali, jakby z innego Å›wiata.CzuÅ‚apotworny ucisk w piersi.Gdzie jestem? - zastanawiaÅ‚asiÄ™.Może mimo grzechów, jakie miaÅ‚a na sumieniu,Bóg zdecydowaÅ‚ siÄ™ wezwać jÄ… do nieba?- No, maÅ‚a, już jesteÅ› bezpieczna.Wez gÅ‚Ä™boki od­dech.ZmiaÅ‚o, oddychaj, oddychaj.ZakasÅ‚aÅ‚a.PÅ‚uca jÄ… zapiekÅ‚y, a gardÅ‚o.miaÅ‚a wra­Å¼enie, że jakiÅ› potwór orze po nich grabiami.PonowniewstrzÄ…snÄ…Å‚ niÄ… kaszel.PoczuÅ‚a, jak ktoÅ› unosi jej gÅ‚owÄ™;z ust pociekÅ‚a jej strużka wody.- Grzeczna dziewczynka.RozpoznaÅ‚a gÅ‚os; należaÅ‚ do Tylera.Czyli to nie Bógdo niej przemawia, lecz jej towarzysz podróży.ChciaÅ‚acoÅ› powiedzieć, ale nie zdoÅ‚aÅ‚a.Z ust znów chlusnęłajej woda.- Ciii, leż spokojnie, odpoczywaj.Na razie nigdziesiÄ™ stÄ…d nie ruszamy.Z trudem otworzyÅ‚a oczy.Przez kurtynÄ™ mokrychrzÄ™s popatrzyÅ‚a na klÄ™czÄ…cego obok mężczyznÄ™.Podo­bnie jak ona, byÅ‚ przemoczony do suchej nitki.- No soy muerto. - Zgadza siÄ™.Nie jesteÅ› muerto.Absolutnie nie je­steÅ› muerto.- OdgarnÄ…Å‚ jej wÅ‚osy z czoÅ‚a.- %7Å‚yjesz [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl