[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I dlaczego, dlaczego na Boga, przyspieszyło jej tętno, kiedywspomniał o drodze do sławy.Czyżby kiedykolwiek zgrzeszyła myślą oczymś więcej niż skromna kariera, o której Jacques Charles taksympatycznie mówił? Czyżby pozwoliła sobie na śmielsze marzenia?Jakby nie wystarczało jej, że śpiewa w Olimpii.Dlaczego musieli jąspytać, czy pragnie więcej? Przecież sukces choćby odrobinę większy odtego, który osiągnęła, oznaczałby, że straci Alaina.Czemu przyszło jejborykać się z tak okrutną pokusą?Eve wstała z fotela i poszła poszukać ciepłego szalika.W sypialnistała przez kilka minut przed potężną szafą, w której garnitury Alainawisiały w eleganckim ordynku.Otworzyła drzwi i wciągnęła głęboko wpłuca zapach dochodzący od kosztownej wełnianej tkaniny.Przez ostatniedwa i pół miesiąca ta woń zdawała się wszystkim, co zostało wmieszkaniu po kochanku.Wprawdzie Eve odwiedzała go w szpitalu jaknajczęściej, ale nie mogła z nim być tak samo jak tutaj, gdzie aromaty jegotytoniu, wody kolońskiej, brylantyny i ciała stapiały się w cudownyzapach, który jeszcze głębiej pogrążył ją w osamotnieniu.Wsunęła zimnądłoń pod szlafrok i powoli przesunęła palcami po piersi pragnącprzypomnieć zmysłom jego dotyk.Pożerało ją pragnienie.- Eve.- Głos odezwał się w drzwiach do sypialni.Eve krzyknęła iobróciła się gwałtownie. - Alain! Mój Boże, Alain! Ale mnie przestraszyłeś! Tak cichowszedłeś.Co ty tu robisz? Roześmiał się, widząc jej zmieszanie, i mocnowziął ją w objęcia.- Lekarze wypuścili mnie godzinę temu.Chciałem ci zrobićniespodziankę.Pocałuj mnie.O, jak dobrze.Jak dobrze.w szpitalnymłóżku smak pocałunku nigdy nie był taki.Groziło mi, że go zapomnę.Taksię cieszę, że cię widzę, kochanie.Tak się cieszę, że nie pozwoliłaś sięwygonić do Dijon.- Miał Eve przed sobą na wyciągnięcie ręki i przyglądałsię badawczo jej twarzy.- Zmieniłaś się, kochanie.Nigdy nie widziałem,żebyś kładła cień na oczy.To cię postarza.Nie podoba mi się.Kto cię tegonauczył? Vivianne?Eve pospiesznie potwierdziła skinieniem głowy.- Alain, najmilszy, czy jesteś pewien, że już dostatecznie odzyskałeśsiły, żeby wrócić do domu? Czy lekarze przebadali cię przed wypisaniem?Jesteś taki chudy.- Coś za bardzo przypominasz mi tym gadaniem moją matkę.Muszęci pokazać ile mam sił - powiedział, podrywając ją z ziemi i niosąc dołóżka.- Daj mi ust, najpierw daj mi ust, a potem.potem wezmę cię całą,zobaczysz, ile sił jest we mnie.- Roześmiał się triumfalnie.Położył ją na łóżku i stanął nad nią, zdejmując marynarkę, a Eveprzebiegła wzrokiem po zegarze na nocnym stoliku.Musiała wyjść doteatru za dziesięć minut, jeśli nie chciała ryzykować spóznienia.Usiadła.- Alain, najmilszy, nie teraz.- Co masz na myśli, mówiąc  nie teraz ? To tak mnie witasz wdomu?- Widzisz.muszę wyjść.Mam umówioną wizytę.Nie mogę się spóznić.Wrócę.pózniej.i wtedy.- I wtedy co? O czym, do diabła, myślisz? Co za wizyta? I od kiedysama wychodzisz wieczorami? - Ze złością wcisnął ramiona w rękawymarynarki i wielkimi krokami przeszedł do salonu, gdzie trzymał brandy.- Może byłoby lepiej, gdybym zapowiedział ci, że wychodzę -krzyknął przez ramię.- Niemniej jednak mam wrażenie, że bez względuna to, jaką masz wizytę, jest ona mniej ważna niż.Eve, chodz tutaj!Chodz tu natychmiast!Eve gorączkowo wpadła do salonu, rękami zakrywając usta wnagłym przypływie strachu.Alain stał przed olbrzymim koszem, płonącymjaskrawoczerwonymi różami, które tego ranka przyniósł posłaniec.- Czyżbyś była taka bogata, że wydajesz setki franków na róże dlasiebie? I to od razu od Lachaume'a.Co tu się, do diabła, dzieje? Kto ci jeprzysłał? - Mięśnie w prawym policzku mu stężały, usta zastygły w linię.Zniada twarz rozbójnika, którą Eve znała uśmiechniętą, rozmiłowaną,budziła teraz grozę, należała do obcego.Sława uwięzły jej w gardle, wmilczeniu przyglądała się, jak Alain podnosi gruby, kremowy bilet, leżącyna stoliku przed różami.Bilet z ozdobnym tłoczeniem  Jacques Charles iatramentowym skreśleniem wskazującym, że róże pochodzą po prostu odJacquesa.Dziękuję, Maddy, za ostatni wieczór.Przeszłaś moje najśmielszeoczekiwania.Dziś wieczorem już nie musisz się denerwować.A więc dowieczora - Jacques.Alain głośno przeczytał treść biletu.Jednym skokiem pokonałodległość dzielącą go od Eve, chwycił ją za przeguby rąk i otwartą dłoniąwymierzył jej policzek, jak mógł najmocniej. - Kurwa! Kurewska dziwka! Przeszłaś jego najśmielsze oczekiwania!Nie dziwię się.po tym, czego cię nauczyłem.Jak go poznałaś? TaVivianne? Oczywiście, Vivianne! Twoja stręczycielka.Zabiję ją, a potemciebie! - Uderzył po raz drugi.- Przestań, mylisz się.Na miłość boską przestań, pozwól mi wyjaśnić- krzyknęła Eve, usiłując się wyrwać.- Chryste, dziewczyna, naprawdę myślisz, że jestem durniem.Wyjaśnić? Myślisz, że muszę czytać dwa razy? Dałaś mu dupy, towszystko.Maddy z Dijon, najświeższa dziwka w Paryżu - wykrztusiłAlain; mięśnie policzka zaczęły mu drgać, sapał, jakby znów chciał sięrzucić na Eve i uderzyć.- Ja śpiewam, wczoraj wieczorem miałam debiut, pierwsze tour dechant! - wykrzyknęła desperacko.Słysząc tę niedorzeczność, Alainpohamował się i opuścił rękę.- Wynoś się.Nie będę tracił sił, żeby cię bić.Co innego dziwka, coinnego wariatka.Wynoś się, i to szybko, póki jeszcze trzymasz się nanogach.- Nie, Alain, nie! Błagam cię, wysłuchaj mnie.To prawda.Powinnam była ci powiedzieć.Popełniłam błąd, że tego nie zrobiłam.Musiałam jakoś zdobyć pieniądze dla nas.więc.poszłam naprzesłuchanie do pana Charlesa i.Nie śpiewam tak znowu wiele, tylkokilka piosenek.- Masz tour de chant? W Olimpii? W teatrze Jacquesa Charlesa? Jakto? Przecież ty nie umiesz śpiewać, dziwko.Umiesz się tylko pierdolić.Robisz ze mnie wała.Myślisz, że jestem głupi? Masz pięć minut, żeby sięwynieść.- Odwrócił się od niej z niesmakiem i podszedł do kredensu, w którym trzymał karafkę z brandy.- Co za cholera? Jeszcze kwiaty? Tymrazem orchidee? Ty naprawdę weszłaś do branży.Skoro jeden, to czemunie dwóch.Jeśli dwóch, to czemu nie tuzin? Cóż to za wdzięczny klient? -spytał brutalnie, z pogardą podnosząc następny bilet.Eve wiedziała, co Alain teraz czyta.Pamiętała te kilka słów: Maddy, brawo po tysiąckroć.Wczoraj wieczorem byłem z ciebiedumny.Kolega ze sceny.Bezradnie spoglądała, jak ramiona Alainakurczą się w chwili, gdy cios doszedł celu.Bilet był podpisany przezHarry'ego Fragsona.Nie patrząc na nią, Alain odłożył bilet na kredens ibez słowa wyszedł z mieszkania.Wstrząsana konwulsyjnym szlochem,Eve pospieszyła do sypialni, żeby ubrać się do teatru.Co jeszcze miała tudo roboty? Co jeszcze? Wciąż stawiała sobie to pytanie po wyjściu zmieszkania wiedząc, że już do niego nie wróci [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl