[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Istotnie, coś wisiało w powietrzu i być może wiatr roznosił uczucia.Wyrazny ciągnamiętności pędził od Zdzisia do Kręcidupci, od Luizy do Zdzisia, od Kręcidupci doDominika, od Anusi dwie smugi sprzeczne ze sobą nawzajem, do Dominika i do Kręcidupci.Tylko od Dominika nic nigdzie nie pędziło, nie musiało.Siedziało razem z nim nauwielbianym motorze i promieniało zadowoleniem.- Mam wrażenie, że od Dominika nic nie wieje - zauważyła Bożenka po krótkiej chwiliobserwacji.- Bo tyłem do tej głupiej owcy siedzi? Jak myślisz?Majka kiwnęła i pokręciła głową.Odgadywała, co Dominik myśli i pączkowały w niejwielkie nadzieje, z którymi sprzeczały się równie wielkie wątpliwości.Bo kto tu właściwie zakim lata i kto trwa w potężniejszym uporze? Aktualny nastrój, a także zachowanie Dominikarozumiała świetnie.- On jest zajęty wyliczeniami - poinformowała Bożenkę konspiracyjnie.- Udało im sięzmieścić na twardym gruncie.Ustabilizował fundamenty.Reszta świata chwilowo się nieliczy, wróci do tej reszty jak już się oderwie od osiągnięcia.Bożenka spojrzała na nią z niedowierzaniem.- Znaczy co? Głupia zdzira też nieważna?- O, nie ograniczaj się tak.Także żona, dzieci, mamusia, tatuś i reszta rodziny.Wypełnia go władza i triumf nad matematyką, to też miłość jego życia, ale nie martw się,zaraz mu przejdzie.Nic ci na to nie poradzę, charakter ma taki.Anusia już zbliżała się do nich.Bożenka nadała swojemu myśleniu wyjątkowo ostretempo. - To oświadczam ci, że to ona za nim lata, a nie on za nią, i to ona gniecie i pazurywrzepia, a nie on, wiem teraz na pewno, i gdyby ją wymiotło.- Jestem takiego samego zdania - pochwaliła z uznaniem Majka, już w uszach Anusi.- To jak robimy? - spytała Anusia, podchodząc i udając, że nic nie wie o zamieszaniu,jakie zostawiła za sobą.Była jakaś zdenerwowana, zmieszana, zaczerwieniona, z wyraznymtrudem utrzymała się przy myśli o roślinach.- Zamawiamy dzisiaj, czy nie? Bo to ostatniachwila.- Mam gdzieś ostatnią chwilę - odparła Bożenka, wymacując w torbie papierosy.-Chromolę tuje.Będziemy kradły jałowce.Co tam się stało? Te krzyki i różne inne takie?Odpowiedz na jej pytanie nie przeszła Anusi przez gardło.Obejrzała się za siebie i narazie nie musiała nic mówić.Ciągnąca ku Dominikowi Kręcidupcia została zastopowana,Zdziś zmierzał ku niej długim i zdecydowanym krokiem, ona symulowała bezcelowy spacer,szła powoli i jakoś niezręcznie, jasne, że Zdziś wygrał.Co do niej powiedział, nie wiadomo,nie było słychać, jak się odniosła do tego heroina, też nie było słychać, ale Zdziś uciekł się doprzemocy fizycznej, mianowicie wziął ją pod rękę.Gdzieś w powietrzu rozległ się cienki iprzenikliwy pisk, brzmiący jak coś zbliżonego do gniewnego wezwania:  Domisiu! , którydobiegł uszu osób żywo zainteresowanych, ale mniej zainteresowanych już nie.Szczególnie,że został zagłuszony rykiem motoru Dominika.- To pantomima z podkładem muzycznym - zaopiniowała Majka.Anusia milczała.- Popatrz, Luizę interesuje tylko jeden punkt wszechświata - zauważyła Bożenka.-Resztę artystycznie olewa.Istotnie, wyplątawszy się z grupy przed wejściem do baraku, Luiza, wsparta o narożnikbudynku, śledziła wzrokiem inną grupę, zaledwie dwuosobową.Raz ujęta pod ramięKręcidupcia, nadąsana i niechętna, ale już wyzuta z oporu, krokiem, jak na nią, niezwykleszybkim podążała wraz ze Zdzisiem w kierunku robót przy rzeczce i porzuconej na kamieniudokumentacji.O żadnych pokazach wiatracznych nie mogło być mowy, nie przy takenergicznym marszu.Ze Zdzisia biło uczucie wulkaniczne, o lata świetlne odległe odnamiętnej i czułej miłości.Bożenka, uczyniła gest brodą w kierunku Luizy.- Na jej miejscu byłabym chyba zadowolona.No dobra, chrzanimy firmę, niezamawiamy tuj, sadzimy jałowce.Są u mojego ogrodnika, można będzie do niego podjechać.To co tam się stało pod barakiem? Dlaczego ta dziewucha krzyczała? Byłaś tam, widziałaś?Anusia wciąż miała kłopoty z relacją.- No.ja.Nie wiem.Byłam z drugiej strony, na górze.Tam coś spadło.to takaMirka, pomocnica magazyniera, do tego obiektu ją przydzielili.- I dlatego krzyczała? - zdziwiła się Majka.- Skoro byłaś na górze, to musiałaś zejść na dół - nacisnęła równocześnie Bożenka.-Nie widziałam, żebyś skakała oknem, wychodziłaś chyba drzwiami, nie? A tam się właśniekotłowało.To co to było?Za żadne skarby świata Anusia nie powiedziałaby prawdy.Owszem, wyszła oknem, aleskakać nie musiała, bo było to okno parterowe z drugiej strony budynku.I pojawiła sięstamtąd, od tyłu, miała nadzieję, że nikt jej nie widział.Doskonale wiedziała, co spadło napomocnicę magazyniera i tej wiedzy nie ujawniłaby za jeszcze większe skarby świata.- Ja.Chyba coś im zepsułam.Bo tam.pomyliłam wychodki.Jeden jest jeszcze niewykończony.No, pomyliłam się.Nie chcę się przyznać, że to ja, będą się ze mnie natrząsać!Ja uciekłam, tak ukradkiem.Majce nagle zaświtało.Były tam przecież, w tym budynku, trzy wrogie sobie istoty,Anusia, Kręcidupcia i Luiza.Diabli wiedzą, co mogły wykombinować, padło na niewinnapomocnicę magazyniera, tę jakąś Mirkę.Cokolwiek zleciało, nie zabiło jej, całe szczęście,chwilowo należy dać spokój, niech Anusia odzyska trochę równowagi. - Skoro zdemolowała wychodek, niech im może nie włazi na oczy.Załatwmy te rośliny.Bożenka spojrzała jakoś dziwnie na Majkę, otworzyła usta, zamknęła je i znówotworzyła.Dominik ryknął silnikiem i zawrócił do wyjazdu.Bożenka przeczekała hałas.- Anusia, zadzwoń do nich, że nie zamawiamy.Z kim przyjechałaś?- Furgonetka z klinkierem mi się przytrafiła.Ale mogę wrócić z Luizą, zaraz zobaczę,co ona tu jeszcze ma do roboty.- To wracaj.Majka, zaczekasz na mnie? Skoczyłabym pózniej do tego ogrodnikapopatrzeć na jego jałowce.Co ty na to?- Bardzo dobrze.Też bym popatrzyła.I mogę cię nawet zawiezć do PuszczyKampinoskiej, obejrzysz sobie tamte okazy, a między nami mówiąc, kradzione lepiej rośnie.Stwierdziwszy, że Zdziś ze złości na ukochaną Kręcidupcię z pedantyczną ścisłościąstosuje się do potrzeb zieleniarza, Bożenka zrezygnowała z pilnowania każdego skrawkaziemi i obie z Majką odjechały do ogrodnika znacznie wcześniej niż pierwotnie miały zamiar.Zdążyły nawet, każda oddzielnie, przyjrzeć się śladom katastrofy przed budynkiemgospodarczym.- Ty się połapałaś w tym burdelu pod ławką? - spytała po drodze Bożenka.- Wiesz, coto było?- Wiem - odparła Majka z jakąś osobliwą satysfakcją.- Kwas solny.- Zgadza się, też zgadłam, znam ten smród.Cholera.Gdyby nie to, że cały czas byłyśmyrazem, słowo daję, myślałabym, że to ty.- Sama bym tak myślała - zgodziła się Majka.- Na kolanach przysięgam, że nic nie rozumiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl