[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Wyobraz sobie, że nie wszyscy chcą od razu złożyć swoje życie na ołtarzuojczyzny.- %7łe niby ja chcę?- Ja się na ochotnika do wojska nie zgłosiłam.- To co robisz w mundurze? Gwałtem cię wzięli?Tomaszewski wszedł pomiędzy dziewczyny, żeby przerwać sprzeczkę.No i dowszystkich kłopotów, jakie go trapiły, doszły jeszcze kłótnie w oddziale rozpoznawczym.Super.Lepiej nie można było wymyślić.Nie miał zielonego pojęcia, czy konflikt międzydwiema babami jest na poważnie, czy też jest jeszcze nadzieja, że to żartem podszyte albotylko z powodu nerwów.Pełczyński też to zauważył i błyskawicznie przeszedł do następnej kwestii.- Nie jedziecie tam na bitwę.Więc jako broń poza wspomnianymi rewolweramidostaniecie tylko służbowe pistolety w wersji specjalnej.Obie znały już tę wersję.Zwykły pistolet pozbawiony ogranicznika i zprzekonstruowanym zamkiem.Kiedy się założyło do rękojeści długi magazynek, mógł odbiedy służyć za pistolet maszynowy.Bez szans na trafienie w cokolwiek z większejodległości.To była broń  ratunkowa , do strzelania z kilku kroków, stawiając ścianę ognia, anie do mierzenia w konkretny cel. - A ewakuacja? - zapytała Nuk, przerywając ciąg nieistotnych wyjaśnień.Pełczyński zerknął na Tomaszewskiego.Ten skinął głową.- Jest możliwa drogą lotniczą, za pomocą łodzi latającej dalekiego zasięgu.- Ale taką łódz musimy wezwać?- Tak.- I ile będziemy musiały czekać?Tomaszewski westchnął mimowolnie.- To ciężka sprawa, ponieważ żadna łódz nie ma takiego zasięgu, zakładając lądowaniew pobliżu celu i ponowny start z powierzchni morza.Będziemy musieli skrócić dystans,przesuwając statek bazę.Dodatkowo warunki na końcu trasy muszą być idealne.Aódzpodczas burzy ani zbytniego wiatru nie przyleci.No i trzeba się liczyć z czynnikiemobiektywnym.Statek baza dla łodzi latających nie jest w naszej bezpośredniej dyspozycji.Musimy wystąpić o zgodę na ten manewr do dowództwa oficjalnie.Oczywiście admirałWentzel wie o wszystkim, ale.- Aha - domyśliła się natychmiast Kai.- Pozostaje pytanie, na jakiej liście priorytetówbędziemy w danej chwili, prawda?Tomaszewski przytaknął.- To jak długo będziemy czekać na łódz po wezwaniu? - powtórzyła pytanie Nuk.- Do dziesięciu dni - odparł sucho Tomaszewski.- Oczywiście postaramy się, żebywszystko rozegrać szybko.Ale dziesięć dni przyjmijmy jako podstawę do przewidywań.- Rozumiem.A jak ewentualna ewakuacja inną drogą? Jeśli coś pójdzie nie tak albostracimy radiostację czy w ogóle stanie się coś nieprzewidywalnego?Ciekawe, jak to ująć? Tomaszewski specjalnie nie unosił głowy, żeby nie napotkaćwzroku Pełczyńskiego.- Mmm.- Aż tak zle? - roześmiała się Nuk.- No nie.Możecie pójść śladami ślepego podróżnika.Przejść przez odkryte przezniego przejście północno-zachodnie, przedostać się przez kraj, gdzie podobno są budowle, wktórych ukryto pomnik cesarzowej Achai, i.- tu się zawahał.- I dojść do Wielkiego Lasu wBanxi z drugiej strony.A stamtąd przedrzeć się do naszych oddziałów w Kong! Eeee.luboddziału przy świątyni w lesie.- O mamo - wyrwało się Kai.Nuk machnęła ręką.- Zawsze chciałam być geografem - powiedziała.- Nie wiem tylko, czy aż tak bardzo. Tym razem to była łatwizna.Wystarczyło pokonać trawersem zbocze nad wielkąrozpadliną i przedostać się pomiędzy skałkami przypominającymi trochę grzbietprahistorycznego jaszczura.Nazgaj i Szymkiewicz dostrzegli ostatni obóz zakonnychwspinaczy dosłownie chwilę pózniej.- Aatwo poszło!- Bo widzisz - Szymkiewicz zdjął ustnik maski tlenowej - my jesteśmy w czepkuurodzeni.Dysząc ciężko, podeszli bliżej.Trzy ciała skulone i przytulone do siebie leżały pod skałą mającą dać wspinaczom zzamierzchłych epok ostatnie schronienie.%7łal było patrzeć na ich cienkie, skromne okrycia.Szczególnie mając na sobie nowoczesne puchowe kurtki z odpowiednim podkładem.I wogóle miejsce sprawiało przygnębiające wrażenie.Bardziej niż poprzednio, przed grobem,który odkryli wcześniej.- Szlag! Sprawdzmy, co mają w tych torbach, i spadajmy na dół - mruknął Nazgaj.- Może nie dosłownie.Może nie  spadajmy jednak - Szymkiewicz był w lepszymhumorze.- A coś ty taki wesoły?- Bo my naprawdę w czepku urodzeni.Pięć wejść, dwa sukcesy.A dwa do trzech toświetny wynik.- Daj spokój.- Nazgaj z niechęcią podszedł do pierwszych zwłok, leżących z lewejstrony.- Posępne miejsce.Wygląda jak cmentarz.- Raczej jak grobowiec.- Szymkiewicz podniósł rękę i wskazał trójnóg z wotami,znajdujący się na skale jakieś dwa metry nad nimi.- Widziałem takie wota na zdjęciach w tych materiałach od wywiadu marynarki.To doczarów służyło czy jakoś tak.Szymkiewicz skinął głową.- Istotnie.I jak najbardziej słusznie, że ten stojak z wotami tam stoi.Ale teraz wyobrazsobie następującą sytuację.Nazgaj wyprostował się, patrząc na kolegę.Jemu też wydawało się to dziwne.- Ci ludzie zrozumieli, że nie pójdą dalej i że już nie mają siły wrócić.Dotarło do nich,że zostaną tu na wieczność.- I? - I w stanie skrajnego wyczerpania jeden z nich wspiął się dwa metry w trudnymterenie, żeby zostawić ten stojak w charakterze krzyża na grobie.Nie wydaje ci się tonieprawdopodobne?- Niby co?- No wiesz, że umierasz.%7łe już nie dotrzesz do kolegów na dole.Jesteś słaby,wyczerpany, pozbawiony nadziei.I co? I naprawdę jedyna rzecz, którą byś w takiej sytuacjizrobił, to podjęcie ostatniego, niewyobrażalnego w ich sytuacji wysiłku po to, żeby zawczasupostawić sobie krzyż na własnym grobie?- Masz rację.Nigdy w życiu.Mając jeszcze tyle sił, żeby się wspiąć po tej skale,raczej bym schodził.- Właśnie.Przez chwilę patrzyli na siebie osłupiali [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl