[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Idę pośród ciemnozielonego lasu, tak odmiennego od tego,w którym mieszkam w Prepo.Mijam stojącą w przesiece kapliczkę Przenajświętszego Serca,dalej są ju\ tylko łąki, na których pasą się brunatne krowy, i znowu las.Asfalt urywa się niespodzianie i dalsza droga wiedzie leśnym duktem, który serpentynamiwspina się po zboczu wzgórza.Znowu wszystko wydaje mi się tak bardzo znajome.Czuję się,jak gdybym wracał do domu, a uczucie to jest silniejsze nawet, ni\ gdybym wracał do Filadelfii.Trudno powiedzieć, bym tęsknił za ochronką, gdzie mieszkałem jako dziecko.Jeśli mam byćcałkowicie uczciwy, to muszę powiedzieć, \e nie mam \adnych wspomnień z wczesnegodzieciństwa, wcale nie pamiętam swoich rodziców.Wspomnienia z tamtych czasów musiały byćtak straszne, \e zostały wymazane z mej pamięci.Nie potrafię sięgnąć pamięcią poza chwilę, gdyochronka Zwiętego Wincentego de Salles wysłała mnie do szkoły średniej.Wszystko, cowydarzyło się wcześniej, całkowicie się dla mnie rozmywa.Las staje się coraz gęstszy, droga zakręca łagodnym łukiem, omijając niewielkie,spokojne jezioro.Zcie\ka wije się wzdłu\ jego brzegu.Nie widzę nikogo na ście\ce, ale nadrzewach widoczne są znaczki wymalowane lub wycięte dla turystów.Często pojawiają się te\drewniane strzałki, wskazujące drogę do Hohenbergu.Rosną tu głównie sosny, od czasu do czasunapotykam potę\ne dęby, Zastanawiam się, który z nich to Alte Eiche, o którym mówiła Hilda.Pewien jednak jestem, \e rozpoznam go, gdy tylko go zobaczę.Wilhelm znał go dobrze, a ja wtej chwili nie potrafię tylko przypomnieć sobie jego poło\enia.Na pagórku, z którego rozpościerasię wspaniały widok na jezioro, ustawiono ławeczkę.Wspinam się kawałek, by na niej przysiąść,gdy\ sznurek od walizki zaczyna mi się ju\ wpijać w ramiona.Wokół panuje spokój i cisza, ale jest coś niepokojącego w atmosferze.Przypomina mi toatmosferę niemieckich bajek braci Grimm.Pisząc bajki dla dzieci, staram się niekiedy, byuchwycić w nich taki właśnie nastrój.Nie chcę, aby moje opowieści budziły strach, chcę jednak,by krył się w nich lęk przed nieznanym, coś, czego chcą dzieci, dreszczyk, który wynika zniepewności, co stanie się teraz.Jeśli nie jestem pewien, czy właściwie dobrałem proporcjemiędzy lękiem a zabawą, czytam najpierw bajkę swoim własnym dzieciom.Przyglądam się gładkiej tafli jeziora i przypominam sobie jazdę na ły\wach, ogniskoustawione na brzegu jeziora, wyścigi i ćwiczenia figur na lodzie.Pamiętam mę\czyzn, którzypuszczali po gładkim lodzie cię\arki, grając w grę podobną do curlingu.Wszystko to nagle domnie powraca.Próbuję wymyślić bajkę dla dzieci, z akcją tu właśnie zlokalizowaną.Bajkaopowiadałaby o tajemniczej postaci, mo\e elfie, który wychodzi z lasu i chce się bawić zdziećmi.Niczego jednak nie mogę wymyślić; widocznie umysł Wilhelma nie przywykł do takichzajęć.Próbuję się opanować, spojrzeć na to, co widzę tak, jak powinienem to widzieć po razpierwszy w \yciu.Poprawiam walizkę na plecach i ruszam w dalszą drogę.Wychodzę z lasu, przede mnąznowu rozciągają się łąki, na których pasą się krowy.Pod drzewem rosnącym na środku łąki stoimała kapliczka.Wiem, ze wspomnień Wilhelma, \e zgodnie z tradycją krowy modlą się przy tejkapliczce.Wtedy właśnie wysoko w górze zauwa\am iglicę kościoła, czy raczej kaplicy.Połagodnym stoku schodzę na dół i dostrzegam tablicę HOHENBERG.Dotarłem zatem na miejsce.Musiałem nie zauwa\yć Alte Eiche, a mo\e jest po drugiej stronie miasteczka.Trafiam do ogromnej stajni, rozmiarów sporego kina.Do jej ściany przylega budynek.Topewnie jest piwiarnia.Naciskam klamkę, drzwi są otwarte.W środku stoją drewniane stoły ikrzesła, ustawione na podłodze z szerokich, heblowanych desek.Pod ścianami i w naro\nikachumieszczone są ławki.Siadam na jednym z krzeseł.Prócz mnie nie ma tu nikogo.Zciany pokryte są poro\ami, które nale\eć musiały do saren albo do małych jeleni.Najednej ze ścian wisi kobierzec przedstawiający dwa jelenie pasące się nad strumieniem.Z drugiejstrony umieszczony jest bar.Kiedy rozglądam się tak po wnętrzu, do środka wchodzi pulchnakobieta, wycierając dłonie w fartuszek.Patrzy prosto na mnie, a właściwie świdruje mniewzrokiem.- Gruss Gott!- Grss Gott!Pyta, czego sobie \yczę.Głos Wilhelma odpowiada za mnie, staje się coraz bardziejznajomy.Prosi o ein halbes dunkel.William chce dowiedzieć się, co to jest, ale Wilhelmpowiedział to odruchowo i nie pamięta ju\, co zamówił.Po kilku minutach kelnerka pojawia się z potę\nym kuflem bardzo ciemnego piwa.Odponad czterdziestu lat nie miałem w ustach ani kropli alkoholu.Pyta, czy chciałbym coś zjeść,proszę więc o kartę.Kelnerka odwraca się bez słowa i sięga za bar.Karta w rzeczy samej okazuje siępojedynczą kartką z du\ym tytułem Speisekarte
[ Pobierz całość w formacie PDF ]