[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7ładen nie miał w sobiedość energii i chęci do życia, aby spróbować ucieczki.Esko zastanawiał się, jak to możliwe.Czy i on pewnego dnia mógłby stracić wszelką nadzieję i nie mieć nawet tyle siły woli, żebypodnieść pięść w geście protestu? Może to tylko wojna zdolna jest rzucić ludzką duszę nakolana? Współczuł im z całego serca, choć wiedział, że nic nie może dla nich zrobić.Usłyszał, jak ktoś zacisnął dłonie, aż zatrzeszczały naciągnięte stawy.Sądząc po siledzwięku, musiały to być stawy wielkości końskich podków.Serce Esko drgnęło nagle i cośporuszyło się w jego głębi.Rozejrzał się i ogarnęło go przekonanie, że oto przeszłośćpodkrada się do niego pod postacią mężczyzny, który zbliżał się powoli z odległego krańcacmentarza.Był to najwyższy i najbardziej chudy człowiek, jakiego Esko kiedykolwiekwidział, człowiek, którego rozpoznał natychmiast, głęboko poruszony przywołanymuczuciem wstydu i wdzięczności, dorosły, którego Esko znał jako dziecko.Miał przed sobąsyna Bongmana, giganta, mężczyznę wzrostu około dwóch metrów, o dłoniach niczymbochny chleba.Jego usta rozchylone były w krzywym uśmiechu, który mógł oznaczaćdrwinę, pogardę lub akceptację.Brodę i policzki porastał kilkudniowy rzadki zarost, któryjeszcze podkreślał wrażenie, że cała energia w jego ciele skupiła się na osiągnięciuolbrzymiego wzrostu.Oczy były cierpliwe i czujne.Esko w jednej chwili pojął, że nic, comogą zobaczyć te oczy, z pewnością nie zaskoczy syna Bongmana. Do szeregu, czerwone brudasy! pokrzykiwał Holm, kładąc rękę na kolbie tkwiącego wkaburze pistoletu, jakby obawiał się, że olbrzym może go zaatakować lub w jakiś sposóbnatchnie towarzyszy wolą ucieczki. Ty także, wielkoludzie! Przydałby ci się chybaporządny posiłek, nie? Kogo próbujesz oszukać? odezwał się syn Bongmana. Zamierzacie wystrzelać naswszystkich. Odwrócił się do Esko i lekko skinął głową. Witaj, Człowieku z Blizną.Awięc skończyłeś w towarzystwie tych zgniłków& Westchnął i z uśmiechem potarł swójmamy zarost. Kto by pomyślał, że syn Czerwonego Timo znajdzie się w bandzie białychmorderców& Podniósł wielką głowę i utkwił w Esko pojaśniałe spojrzenie. Przypominająmi się dawne czasy& Co się z tobą działo? Do szeregu, czerwony skurwielu zakomenderował Holm wciąż tym samymżartobliwym głosem. Przestań się wygłupiać i stawaj w kolejce po żarcie.Przez chwilę Esko myślał, że syn Bongmana podniesie wielką pięść i jednym uderzeniemwyprawi Holma na tamten świat.Chyba on też rozważał taką możliwość i Esko naglezapragnął, aby zrobił to, o czym pomyślał, ale jego przyjaciel z dzieciństwa westchnął tylko,rozłożył ręce i stanął pod murem cmentarza obok towarzyszy. Dwa dni temu zabili moją dziewczynę, więc nie przejmuj się, Człowieku z Blizną rzekł spokojnie, jakby nie miał cienia wątpliwości, że to Esko potrzebuje pocieszenia. I taknie mam już po co żyć.Esko chciał zaprotestować, powiedzieć synowi Bongmana, że ma po co żyć, że nie wolnomu tracić nadziei, ale natychmiast porzucił tę myśl.Syn Bongmana miał umrzeć.Holm miałwytyczony cel i nic nie mogło odwieść go od jego realizacji.Było oczywiste, że Esko jestbezradny, a jednak czuł się tchórzem i gardził sobą za to, że nie próbuje.Uratował tamtąrodzinę w fabryce Finlaysona i dziewczynę, która wybiegła na ulicę z bronią w ręku, ale niemógł pomóc swemu przyjacielowi.Bywał już świadkiem rozstrzeliwania więzniów, nie pierwszy dzień służył przecież woddziale Holma, lecz po raz pierwszy wydało mu się to aż tak straszliwie, nieopisanienieludzkie, co nie znaczy, że pozbawione sensu, ponieważ rozumiał, czemu służy to działanie martwy wróg nie jest wrogiem, który pewnego dnia może schwycić karabin
[ Pobierz całość w formacie PDF ]