[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I nie mogła go za to winić.Droga do chatki zabrała jej znacznie więcej czasu niż powinna, gdyż łzy i obrzęk oczu sprawił że widziałabardzo niewiele.Prowadziła wolno, starając się unikać w miarę możliwości kamieni i korzeni na drodze.Jednak nawet z napędem na cztery koła bylo to nieosiągalne.Shea klęła od czasu do czasu aż zaparkowałaciężarówkę niemal na ganku swojego domu.- Proszę nie łap mnie i nie zjadaj żywcem - powtarzała te słowa monotnnie, niczym litanię lub modlitwę.Jeszcze raz rozdarłby jej gardło i nie byłaby już nigdy w stanie pomóc komukolwiek.Biorąc głęboki wdechotworzyła klapę, podjeżdzając wózkiem pod auto.Nie patrząc na niego spuściła trumnę na nosze i wwiozłado domu.Nigdy nie wydał z siebie zadnego dzwięku, nie płakał, nie jęczał, nie wyrzucał z siebie steku przekleństw.Umierał w cierpieniu.Potwierdzała to cienka powłoka potu pokrywająca całe ciało i szkarłatne krople naczole.Białe linie wokół ust odzwierciedlały ostry ból, widoczny też w jego oczach, gdy już był na tylebezpieczny, że mogła zdjąć mu okulary.Shea była wyczerpana, ramiona miała obolałe i słabe.Chciała poświęcić chwilę na odpoczynek, oparła sięo ścianę walcząc z falami zawrotów głowy.Jego oczy odnalazły jej twarz, wpatrywał się w nią.Nienawidziła tej ciszy, głównie dlatego iż wiedziała, że jego oprawcy chcieli by krzyczał.Nie dał im tejsatysfakcji.Jednak milczeniem sprawiał, że czuła się jedną z nich.Zdawała sobie też sprawę, że kazdy ruchjest dla niego męką.Pracując szybko położyła go na noszach obok stołu operacyjnego.- Dobra.Zamierzam wyjąć cię z tej skrzyni.- Potrzebowała dżwięku, nawet własnie głosu, pomimo że onnie rozumiał ani słowa.Probowała już wesz wszystkich znanych jej językach, ale nie odezwał się nawetsłowem.Wyglądał na inteligentnego, mądrość była widoczna w jego oczach.Nie ufał jej, to pewne, aleistniała szansa, że wierzy w jej dobre intencje.Ujmując najostrzejszy nóż pochyliła się nad nim.Natychmiast złapał ją za nadgarstek unieruchamiając ją.Pod wpływem jego dotyku serce w niej stanęło.Jednak nie zrozumiał.Zamknęła oczy przygotowując się naból zadany zębami rozrywającymi jej gardło.Kiedy to nie następowało spojrzała na niego oczekującnienawistnego wzroku.Przyglądał się długiej bliznie na jej ramieniu.Jego oczy pomału zwężały się, powieki na wpół opadły.Obrócił jej dłonią powoli w jedną, potem w drugą stronę zafascynowany długą linią krwi biegnącą odnadgarstka aż po łokieć.Niecierpliwie szarpnęła chcąc się uwolnić.Zacisnął palce przytrzymując ją ale niepatrzył jej w twarz.Podniósł jej rękę w kierunku swoich ust.Na ten gest serce jej stanęło.Czuła jego ciepłyoddech na skórze.Dotknął jej delikatnie, niemal z czcią, długą wilgotną pieszczotą, która odwracała uwagęod skaleczenia.Jego język był twardy a jednocześnie aksamitnie delikatny, dotykał jej rany z czułością.Emocje które wysyłał przebiegały spiralą ciepła przez jej ciało.Intuicja podpowiadała jej, że on chce naprawić zniszczenia jakich dokonał na jej ciele.Mrugnęła, niezdolnauwierzyć, że usiłował uleczyć jej niewielką ranę, podczas gdy jego ciało było tak straszliwie wyniszczone.Gest był tak wzruszający, że łzy wezbrały jej się pod powiekami.W odpowiedzi przebiegła palcami pogęstej grzywie włosów.- Musimy się śpieszyć.Znowu krwawisz.Puścił ją niechętnie.Shea przecięła liny.- Jest dobrze, możesz krzyczeć jeśli chcesz - paplała bez sensu.Wieczność zajęło jej usunięcie kajdanków.Nawet z nożycami i piłą do metalu nie była wystarczająco silna.Kiedy jego nadgarstki były wreszciewolne, uśmiechnęła się do niego triumfalnie.- Teraz nie ma czasu na przecinanie reszty - odciągnęłaciężkie łańcuchy na bok ujawniając poczerniałe, zwęglone ciało na nogach i piersiach.Shea klęła, wściekła na świat za istnienie takiego zła.- Jestem całkowicie pewna, że ci którzy ci to zrobili znalezli też mnie.Chcieli przeprowadzać jakieśeksprymenty.Prawdopodobnie mamy taką samą chorobę krwi.- Jedna obręcz opadła z kostki.- Ona jestbardzo rzadka, wiesz? Jakiś czas temu fanatycy zebrali się razem i ogłosili że tacy jak my są wampirami.Ale domyślam się że to już wiesz.- dodała przepraszająco.Kiedy ostatnia obręcz opadła na ziemię odrzuciła na bok nożyce i piłę.- Twoje zęby są o wiele bardziej rozwinięte niż moje - z tymi słowami powiodła językiem po zębach,upewniając się, że nie są dokładnie tacy sami, po czym zaczęła odsuwać na bok kawałki drewnianejtrumny.- Póki co nie rozumiesz co do ciebie mówię.W pewnie sposób jest to nawet wygodne.Bo wiesz,jakoś nie mogę sobie wyobrazić gryzienia kogoś.Ochyda.Wystarczająco potworne jest to, ze potrzebujędodatkowej krwi do życia.Teraz muszę rozciąć tę resztę ubrań na tobie i pozbyć się ich.Jego ubrania były całkowicie przegniłe.Nigdy wczesniej nie widziała tak zmaltretowanegociała.- Cholera by ich wzięła - Shea wolno przełknęła ślinę patrząc na rozległość obrażeń.- Jak mogli zrobić cośtakiego? I jakim cudem ty jeszcze żyjesz? - Otarła pot z czoła przedramieniem zanim pochyliła się nad nimkolejny raz.- Muszę przenieść cię na stół.Wiem, że sprawi ci to mnóstwo bólu, ale to jedyne wyjście.Zrobił coś niesamowitego.Kiedy przejęła ciężar jego ciała na swoje ramiona próbując go przesunąć, wprzypływie szaleństwa i siły sam prześlizgnął się na stół.Krew lśniła na jego czole i szkarłatnymi strugamiciekła po twarzy.Przez moment Shea nie mogła się poruszyć.Drżała, odwróciła głowę ukrywając łzy.Nie mogła znieść jegocierpienia.- Niedługo to wszystko się skończy.- Upłynęła chwila zanim jego wzrok zmusił ją dopodniesienia głowy.- Zamierzam cię uderzyć.Tylko w ten sposób stracisz przytomność i da się to zrobić.Jeśli narkoza nie zadziała, przyłożę ci w głowę.- Wiedziała że musi to zrobić i co to oznacza.Nie chciałaznęcać się nad nim tak, jak tamci.Delikatnie dotknął palcem jej policzka, ocierając łzę.Przyglądał się przejrzystej kropli przez dłuższąchwilę po czym podniósł dłoń do ust.Patrzyła na ten osobisty gest, zastanawiając się dlaczego jej sercetopnieje w sposób, jakiego nie doświadczyła nigdy wcześniej.Shea umyła dokładnie ręce, założyła sterylne rękawiczki i maskę chirurgiczną.Kiedy jemu również chciałazałożyć ją na twarz, odsuną jej rękę blokując ruch nadgarstka z delikatnym warknięciem i błyskiem kłów.To samo powtórzyło się, gdy chciała wbić mu igłę w żyłę.Spojrzenie spod przymrużonych powiek paliłoją.Potrząsnęła głową w przypływie rozpaczy.- Proszę, nie zmuszaj mnie do zrobienia czegoś, czego nie chcę.Nie jestem rzeznikiem.Nie chcę zrobićtego w taki sposób.- Starała się by jej głos brzmiał pewnie i stanowczo.- Nie zrobię tego.- Patrzyli sobie woczy tocząc walkę bez słów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]