[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jubilerzy od Bagu�sa odwiedzali mnie w hotelowym apartamencie.Najlepsi krawcyzdejmowali ze mnie miarę i szyli mi kreacje godne cesarzowej.W najlepszych sklepachBarcelony miałam otwarte konta na swoje nazwisko bez limitu.Obcy ludzie kłaniali mi się zszacunkiem na ulicy lub w hotelu.Otrzymywałam zaproszenia na bale do pałaców rodów,których nazwiska widywałam dotąd jedynie w prasie relacjonującej życie wyższych sfer.Skończyłam zaledwie dwadzieścia lat.Przedtem nie miałam nigdy w ręku więcej pieniędzyniż na bilet tramwajowy.%7łyłam jak we śnie.Czułam się całkowicie oszołomiona iprzytłoczona otaczającym mnie luksusem i rozrzutnością.Kiedy dzieliłam się swoimiwątpliwościami z Michalem, odpowiadał mi, że pieniądze nie mają znaczenia, chyba że ichbrakuje.Dnie spędzaliśmy razem, spacerowaliśmy po mieście, bywaliśmy w kasynie naTibidabo - choć nigdy nie widziałam, by Michal postawił w jakiejkolwiek grze choćbymonetę - na spektaklach w Liceo& Wieczorem wracaliśmy do Hotelu Colon, gdzie Michalzaszywał się w swych pokojach.Zauważyłam, że często wychodzi koło północy i wracadopiero o świcie.Twierdził, że te wyjścia związane są z jego pracą.Ale ludzie plotkowali coraz bardziej.Miałam wrażenie, że wychodzę za mąż zaczłowieka, którego wszyscy znają lepiej ode mnie.Słyszałam, jak służące obgadują nas zamoimi plecami.Ludzie taksowali mnie z fałszywym uśmiechem.Powoli zaczęłam stawać sięwięzniem własnych podejrzeń.Jedna myśl nie dawała mi spokoju.Wobec całego tegoluksusu i rozrzutności zaczęłam się czuć jak jeszcze jedna pozycja z inwentarza dóbr.Jeszczejeden kaprys Michala.On mógł kupić wszystko: Teatro Real, Siergieja, samochody,kosztowności, pałace.I mnie.Drżałam z niepokoju, widząc, jak każdej nocy znika,przekonana, że ucieka w ramiona innej kobiety.Pewnego razu postanowiłam pójść za nim iskończyć wreszcie z tą zagadką.Zledząc go, znalazłam się przy starych zakładach Velo-Granell obok targowiskaBorne.Poza Michalem nikt się tam więcej nie zjawił.Weszłam do środka przez maleńkieokno wychodzące na boczną uliczkę.To, co ujrzałam w fabryce, wydało mi się koszmaremsennym.Setki stóp, dłoni, ramion, nóg, stosy szklanych oczu na półkach& Części zamiennedla połamanej i nędznej masy ludzkiej.Idąc dalej, dotarłam do tonącego w ciemnościachhangaru, w którym stały ogromne szklane cysterny.Wewnątrz nich unosiły się nieokreślonekształty.Na środku Sali, w półmroku, siedział Michal.Patrzył na mnie, paląc cygaro.- Nie powinnaś była iść za mną - powiedział spokojnie, bez cienia gniewu w głosie.Wyjaśniłam mu, że nie mogę wyjść za mąż za mężczyznę, którego znam tylko wpołowie - znam jego dnie, ale nie noce.- To, czego się dowiesz, może ci się nie spodobać - uprzedził.Zapewniłam go, że nie obchodzą mnie krążące a jego temat plotki.Było mi wszystkojedno, co robił.Chciałam tylko być częścią jego życia.Do końca.Bez niedomówień itajemnic.Skinął głową i wiedziałam, co to oznacza: przekraczam próg, zza którego nie mapowrotu.Michal zapalił światło i trwający od kilku tygodni cudowny sen prysł w jednejchwili.Byłam w piekle.W zbiornikach z formaliną obracały się w makabrycznym tańcu zakonserwowanezwłoki.Na metalowym stole spoczywało nagie ciało kobiety, rozkrojone od brzucha po szyję.Ramiona miała rozłożone i zauważyłam, że stawy łokci i dłoni zastąpione zostały protezami zdrewna i metalu.Z gardła wystawały rurki, z kończyn i bioder kable z brązu.Skóra kobietybyła przezroczysta, niebieskawa jak u ryby.Patrzyłam na Michala, nie mogąc wykrztusić zsiebie słowa.On podszedł do ciała i spojrzał na mnie ze smutkiem.- Oto, jak natura traktuje swoje dzieci.W sercu ludzi nie ma zła; jest tylko ślepawalka, by przeżyć, by uniknąć tego, co i tak nas nie ominie.Matka natura: oto jedynyprawdziwy demon& Moja praca, wszystkie moje wysiłki stanową próbę przechytrzeniawielkiego bluznierstwa natury&Zobaczyłam, jak bierze flakonik ze szmaragdowym płynem i napełnia nimstrzykawkę.Nasze spojrzenia spotkały się na moment, Michal wbił igłę w głowę trupa iwstrzyknął substancję.Potem zaczął się wpatrywać w nieruchome zwłoki.Chwilę pózniejpoczułam, jak krew mi tężeje w żyłach.Jedna z powiek kobiety drgnęła.Rozległ się trzasksztucznych stawów z drewna i metalu.Poruszyły się palce.Ciało kobiety uniosło się,poderwane nagłym wstrząsem.Z jej gardła wyrwał się zwierzęcy ogłuszający ryk.Strużkispienionej śliny spływały z czarnych, opuchniętych ust.Kobieta uwolniła się z powbijanychw skórę kabli i runęła na podłogę niczym popsuta kukiełka.Wyła jak zraniony wilk.Uniosłagłowę i wbiła we mnie wzrok.Nigdy nie zapomnę przerażenia w jej oczach.Była w nichjakaś zatrważająca ślepa siła.Chciała żyć.Strach zupełnie mnie sparaliżował.Kilka chwil potem ciało znów zamarło.Michal,który beznamiętnie przyglądał się całej scenie, wziął całun i przykrył nim zwłoki.Podszedł do mnie i ujął moje drżące dłonie.Patrzył badawczo, jakby chciał wyczytaćz mojej twarzy, czy po tym, co tu ujrzałam, będę zdolna z nim zostać.Brakowało mi słów, bywyrazić zgrozę, by powiedzieć mu, jak bardzo się myli.Zdołałam jedynie wyjąkać prośbę, bymnie stamtąd zabrał.Tak też zrobił.Wróciliśmy do hotelu Colon
[ Pobierz całość w formacie PDF ]