[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Poluzowane? - Po raz drugi tego dnia zaczęłam szczękaćzębami.- Czym to mogło być spowodowane? Rdzą?- Myślałem raczej o rozmyślnym działaniu człowieka - po-wiedział Jesse spokojnie.Popatrzyłam na księdza, potem na ducha, i znów na księdza.Ojciec Dominik wyglądał na równie zaniepokojonego jak ja.Jesse nie został, ściśle rzecz ujmując, zaproszony na tę wyciecz-kę, ale zjawił się, kiedy udałam się na koniec podjazdu, gdziemiał na mnie czekać ojciec Dominik.Ojciec Dominik żywozareagował na wieści, jakie mu przekazałam - o zamachu nażycie Michaela na plaży, a potem o jego dziwnej wypowiedziw samochodzie.Musimy, jak oświadczył, natychmiast odna-lezć Anioły z RLS.A najłatwiej było to zrobić, udając się na miejsce, gdzie stra-ciły życie.A zakątek ten nie należał do takich, które w nocymogli bezpiecznie odwiedzać sześćdziesięcioletni ksiądz i szes-nastoletnia dziewczyna.Nie mam pojęcia przed czym Jesse zamierzał zapewnić namochronę, zjawiając się bez zaproszenia.Przed niedzwiedzia-mi? Ale zjawił się i, jak się wydawało, doskonale zdawał sobiesprawę z tego, co się tu wydarzyło.- Jak to, działaniu człowieka? - zapytałam.- O czym tymówisz?107 - Po prostu uważam, że to dziwne, iż odpadł caly fragmentbarierki, podczas gdy reszta, o czym się przekonaliśmy, ogląda-jąc ją niedawno, nawet się nie wygięła pod wpływem uderze-nia.Ojciec Dominik zamrugał nerwowo.- Sugerujesz, że ktoś obluzował śruby, przewidując, że sa-mochód uderzy w barierę.Czy tak, Jesse?Jesse skinął głową.Zrozumiałam, do czego zmierza, ale do-piero po dłuższej chwili.- Zaraz, zaraz, chcesz powiedzieć, że Michael specjalnie ob-luzował śruby na tym odcinku, tak żeby Josh i reszta spadliz urwiska?- Ktoś z pewnością to zrobił.I mógł to być twój Michael.To mnie dotknęło.Nie sugestia, że Michael mógł zrobić cośtak przerażającego, ale to, żejesse nazwał Michaela  moim".- Chwileczkę.- zaczęłam.Jednak ojciec Dominik, co niejest dla niego typowe, przerwał mi.- Muszę się zgodzić z Susannah, Jesse - powiedział.- Niema wątpliwości, że bariera nie spełniła swojej roli.Co wiecej,musiała tu wystąpić jakaś poważna wada konstrukcyjna.Suge-rować jednak, że ktoś mógł celowo.- Susannah - nie dawał za wygraną Jesse - czy nie mówiłaśprzypadkiem, że Michael nie lubił tych ludzi, którzy zginęliw wypadku?- No.powiedział, że tylko zajmowali miejsce.Ale poważ-nie, Jesse, gdyby tak rzeczywiście było, Michael musiałby wie-dzieć, że zbliża się samochód Josha.A niby skąd? Musiałby nanich czekać, a potem, kiedy zaczęli objeżdżać skałę, specjalnieprzyspieszyć.- Cóż.-Jesse wzruszył ramionami.- Tak.- Niemożliwe.- Ojciec Dominik wyprostował się, strzepu-jąc ziemię z kolan.- Odmawiam brania pod uwagę takiej moż-108 liwości.Ten chłopiec miałby zamordować kogoś z zimnąkrwią? Nie wiesz, co mówisz, Jesse.Cóż, ma najlepsze wynikiz egzaminów semestralnych w całej szkole.Należy do klubuszachowego.Poklepałam ojca Dominika po ramieniu.- Przykro mi, że akurat ja muszę ojcu to powiedzieć, aleszachiści mogą zabijać tak samo, jak wszyscy inni.- Spojrza-łam na podłużny ślad na ziemi w miejscu, gdzie leżał fragmentbarierki.- Pytanie tylko: dłaczego? To jest, dlaczego miałbyzrobić coś takiego?- Sądzę - powiedział Jesse - żejeśli się pośpieszymy, to mamyszansę się dowiedzieć.Wskazał ręką przed siebie.Chmury nad naszymi głowamirozstąpiły się na moment i mogliśmy zobaczyć wąziutkie pa-semko plaży u podnóża skały.W świetle księżyca rysowały sięcztery zjawy skupione wokół małego ogniska.- O Boże - krzyknęłam, gdy znów zapadła ciemność.- Ażna dół? Tam na pewno są węże.Ojciec Dominik ruszył energicznym krokiem w dół.Omijałam właśnie korzeń, który nieco przypominał węża,gdy Jesse zauważył:- Węże nie wychodzą w nocy.To było dla mnie coś nowego.-Nie?- Zwykle nie.A zwłaszcza nie w takie zimne wilgotne nocejak ta.Lubią słońce.Cóż, przyjęłam to z ulgą.Zaczęłam się jednak, mimo woli,zastanawiać nad kleszczami.Czy kleszcze wychodzą w nocy?To trwało wieki - byłam pewna, że obudzę się z nogamiw gipsie - ale w końcu dotarliśmy na dół, chociaż ostatnie dwa-dzieścia metrów były tak strome, że praktycznie biegłam.Wca-le nie z własnej woli.109 " ^Na plaiy fale huczały tak głośno, że zagłuszyły nasze przybycie.W powietrzu unosił się ciężki zapach soli.Kiedy nasze stopy za-nurzyły się w wilgotnym piasku, uświadomiłam sobie, dlaczegonie słychać mew: zwierzęta i ptaki nie przepadąją za duchami.A na tej akurat plaży duchów było pełno.Zpiewały.Nie żartuję.Zpiewały, siedząc wokół małego ogni-ska.Nie uwierzycie, co śpiewały.Dziewięćdziesiąt dziewięć bute-lek piwa na ścianie.Poważnie.Były przy pięćdziesiątej siódmej.Mówię wam, jeśli tak mam spędzać wieczność po śmierci,to mam nadzieję, że zjawi się jakiś pośrednik i wybawi mniez nieszczęścia.- W porządku - powiedziałam, ściągając rękawiczki i wsu-wając je do kieszeni.-Jesse, ty zajmiesz się chłopakami, dziew-czyny biorę na siebie.Ojcze D, ksiądz dopilnuje, żeby żadnez nich nie uciekło w stronę morza, dobrze? Już raz dzisiaj pły-wałam i proszę mi wierzyć, woda jest naprawdę zimna.Ojciec Dominik chwycił mnie za ramię, gdy ruszyłamw stronę oświetlonej płomieniami gromadki.- Susannah! - krzyknął szczerze poruszony.- Z pewnościąnie.nie spodziewasz się, że my.- Ojcze D - spojrzałam na niego zaskoczona - dziś po połu-dniu te dranie usiłowały mnie utopić.Proszę wybaczyć, jeślinie mam ochoty do nich podejść i zapytać, czy napiją się z namipiwa.Chodzmy im dokopać w nadprzyrodzone tyłki.Ojciec Dominik mocniej zacisnął palce na moim ramieniu.- Susannah, ile razy mam ci powtarzać? Jesteśmy mediatorami.Naszym zadaniem jest niesienie pomocy zagubionym duszom,a nie pogłębianie ich bólu i smutku przez stosowanie przemocy.- Coś księdzu powiem.Jesse i ja ich przytrzymamy, a ksiądzbędzie im niósł pomoc.Tojedyny sposób, żeby księdza wysłu-chały Nie są specjalnie komunikatywne.- Susannah - powtórzył ojciec Dominik.110 Tym razem jednak nie zdołał dokończyć, ponieważ nagleodezwał się Jesse:- Zostańcie tu oboje, dopóki nie dam znać, że możecie sięruszyć.A potem pomaszerował przez plażę w stronę duchów.Ha, domyślam się, że znudziło mu się słuchanie naszychkłótni.Cóż, trudno było mieć do niego pretensję.Ojciec Dominik powiódł za nim zmartwionym wzrokiem.- O mój Boże - westchnął - nie sądzisz chyba, Susannah, żeon zrobi coś.gwałtownego?Westchnęłam.Jesse nigdy nie zachowuje się gwałtownie.- Nie.Prawdopodobnie spróbuje z nimi porozmawiać.Takchyba będzie lepiej.To znaczy duch z duchami.Mają wielewspólnego.- Ach - mruknął ojciec Dominik, kiwając głową.- Tak, ro-zumiem.Bardzo mądrze.Doprawdy, bardzo mądrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl