[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozlega się piskliwy dzwięk, jakby kwilenie; matka zakrywa usta stuloną dłonią, wygląda, jakby zaraz miała coś wykrztusić, jakieś drażniące krtań piórko.- Maman?Madeleine uświadamia sobie, jak bardzo jest podobna do matki; patrzy, jak usta Mimiwyginają się w podkówkę, a policzki, szyja i nos pokrywają się czerwonymi plamami; jejtwarz zastyga w grymasie przerażenia, jak twarz klowna pokryta makijażem nieskrywanegosmutku.- Maman, już dobrze.Madeleine chciałaby spakować całą tę wizytę do worka i wepchnąć głęboko podpiwniczne schody, między bożonarodzeniowe dekoracje i składane krzesła.Wszystko, czego chciałaby teraz Mimi, to usunąć to ze swej córki, zetrzeć z jej twarzyjak kurz po letniej zabawie, jak strużkę krwi ze skaleczonego kolana; zasłonić ją własnymciałem, przejąć na siebie to, co spotkało jej dziecko.Ale jest już za pózno.Jej ramiona mająwielką moc, ale nie może nimi dosięgnąć swej małej dziewczynki wychodzącej do szkoły, takjak nie może chwycić syna opuszczającego dom przed siedemnastoma laty.Chwyta nimitylko powietrze.Nie spisała się.Nie zrobiła wszystkiego, co powinna była zrobić.Ce n'estpas assez.Madeleine nigdy wcześniej nie widziała, żeby matka tak płakała.Nawet wtedy, gdyMike odszedł.Nowe smutki wskrzeszają stare.Chodzimy je wypłakiwać wciąż do tej samejstudni, więc poziom w niej wciąż się podnosi.Jest zaskoczona słowami matki.- Tak mi przykro, ma p'tite, c'est ma faute, c'est la faute de Maman.Madeleine obejmuje matkę; ich uścisk znów jest gorący, ale już nie taki twardy,bardziej cielesny niż stalowy; ciekawe, która z nich się zmieniła.- Nie, to nie jest twoja wina, Maman.Wszystko się ułoży.Co to za mroczne uczucie? Doczesne szczęście śmiertelnika?Rana się nie zagoiła, ale w końcu przestała się jątrzyć.Wciąż okropnie boli, ale jest jużoczyszczona.Mama założy zaraz świeży opatrunek.- Je t'aime, Maman.Mimi ociera dłońmi twarz Madeleine, dokładnie, jak kotka wylizująca swe kocię, poczym wydobywa zatkniętą pod rękaw chusteczkę i podtyka ją córce pod nos.Madeleinewydmuchuje nos i śmieje się.Mimi uśmiecha się do niej: - Jesteś taka śliczna, ma p'tite.- Mam to po tobie.Mimi spogląda w kierunku salonu.Zza oparcia fotela wystaje czubek głowy jej męża. Jack siedzi nieruchomo, wciąż śpi.Mimi pyta zniżonym głosem: - Mówiłaś o tym ojcu?- Nie.- To dobrze.I Madeleine jest teraz przeświadczona, że rzeczywiście dobrze się stało; cieszy się, żenie obarczyła go tym brzemieniem.Matka je uniesie.Kobiety są silniejsze.Mimi całuje córkę, a to, co sobie w tej chwili uświadamia, wcale nie łagodzi jej bólu,wręcz go pogłębia; temu, co spotkało jej dziecko, można było zapobiec, jak chorobie zakaznejodpowiednią szczepionką.- Och, Madeleine, moja Madeleine.Madeleine wsłuchuje się w melodię matczynego głosu.Odnajduje w nim pocieszenie.To, co pozostało, to może niewiele, ale zawsze coś.Coś dobrego.Mam przecież matkę.Wkracza na łąkę bez lęku, nikt tu na nią nie poluje.Pławi się w spojrzeniu swej matki,wystawia się na nie bezwstydnie, wdzięczna, że w końcu została dostrzeżona.- Och, Madeleine - mówi Mimi i delikatnie obejmuje dłońmi twarz córki - to dlategostałaś się taka, jaka jesteś?Madeleine ma wrażenie, jakby w jej głowie, niczym aparacie fotograficznym,przeskoczyła klatka filmu.Wie, że dotarła do końca pewnego etapu, i rozpoczyna kolejny,zupełnie inny, ponieważ jej własny głos brzmi w jej uszach jak głos automatu mówiącegonowym językiem: - Jestem przekonana, że to pan March zabił Claire.Kiedy wychodzi z domu, matka jeszcze coś mówi, nadal używając starego języka.Madeleine słyszy jej głos, ale już nie potrafi zrozumieć słów.Przy samochodzie coś z brzękiem upada na asfalt.Lśni srebrzyście w świetlepadającym z werandy.Krzyż Lotnictwa.Podnosi go i wsiada do samochodu.Rozcierawnętrze dłoni, na której cztery ramiona krzyża odcisnęły swe tymczasowe piętno, i patrzy nastarą, cienką jak papier bliznę, splecioną z jej linią życia.Ricky Froelich ZAGINIONYHenry Froelich ZAGINIONYMichael McCarthy ZAGINIONY GRATIAMadeleine zjechała na pobocze obwodnicy 401 przecinającej północne Toronto.Tymrazem nie udało jej się dotrzeć do rampy zjazdowej.Oparła głowę na kierownicy i modli się.Nie wierzy w Boga, choć nie jest też ateistką.Wiara nie ma z tym nic wspólnego.Modli się,ponieważ wszędzie jest tyle cierpienia.Wśród żywych i martwych.Znanych i nieznanych.Słyszy głos, odwieczny.Z początku cichy, jak grzechot kamyków na plaży.W miaręjak się przybliża, staje się coraz głośniejszy, aż w końcu zamienia się w chóralny śpiew dusz,śpiew tysięcy gardeł ściśniętych smutkiem.Chór wszystkich uwięzionych we własnychumysłach, wszystkich urabiających sobie ręce dla swych rodzin; tych, którym od chodzeniana dwóch nogach kręci się w głowie, i tych, którzy dzielnie walczą o byt na czterech łapach,niezmordowanie unoszą się na skrzydłach, pełzają na brzuchach, machają płetwami;wzruszająca odwaga zwierząt; samotna śmierć ukochanego brata, dziecko zamordowanedawno temu w Centralii.Czy bardzo się bali? Gdybyśmy tak mogli być przy nich w godzinieśmierci - nie po to, by zmienić ich los, bo to niemożliwe, ale po to, by być naocznymiświadkami.Obdarzyć konających miłością, bez udawania, że nie widzimy ich cierpienia.Onichcą tylko, żebyśmy to zobaczyli.Patrz na mnie.- Módlmy się za nich - szepcze Madeleine do tablicy rozdzielczej swego starego garbusa".Obok niej pędzi szesnaście sznurów samochodów.Módlmy się za nich.I właśniewtedy, gdy tak tkwi uwięziona na tonącym w zgiełku poboczu i zastanawia się, czykiedykolwiek uda jej się wysiąść z samochodu, otrzymuje dar, który wypełnia jej serce jakpowietrze płuca.To nie zwyczajna myśl, wytwór jej umysłu, lecz nagłe objawienie: jedynąliczącą się rzeczą na świecie jest miłość.Po piętnastu minutach jest już w stanie ruszyć w dalszą drogę.Okrągłoplecy,brudnobiały chrząszcz nabiera prędkości i wkrótce zjeżdża z obwodnicy.Zaprojektowany dlaHitlera.Skonstruowany przez niewolników.Rozpoznawalny jak butelka coca-coli.Grzechyojców.Stary dobry samochodzik.Kiedy Madeleine dociera do domu, czuje się dobrze.Wie, że już nigdy nie będzie takajak przedtem.Nic już nigdy nie będzie w stanie wystraszyć z niej życia.Jakby przeżyłatragiczny wypadek.Katastrofę lotniczą.Coś strasznego. W tejże się chwili modlić mogłemI z mej się szyi zsunąłO, teraz wolnej już! - albatros!I w toń jak ołów runął.EFEKT MOTYLASPRAWA TOCZCA SI PRZED NAJWY%7łSZYM SDEM ONTARIOKR�LOWAprzeciwkoRICHARDOWI PLYMOUTHOWI FROELICHOWI(oskarżenie o morderstwo)Zapis zeznań świadkówAutorytet słowa drukowanego oficjalnego dokumentu posiada dziwną moctransformacji.Oskarżony.Ricky.Ofiara.Claire.Kopalnia informacji drobiazgowodefiniujących miejsce rozwidlenia dróg, całkowicie wyprany z kolorów wyraz wierzba,szokująca precyzja opisów miejsca, gdzie znaleziono ciało, i pozycji, w jakiej leżało.ubrane w niebieską sukienkę.Całe szczęście, że dziś jest środa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl