X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A cóż ty właściwie robiłeś na Teneryfie, Broto? - spytał Prit niewinnie.Wiktor miałdziwny talent do zadawania z dziecinną łatwością niewygodnych pytań.Ktoś by pomyślał, żeto jedynie ciekawość połączona z brakiem taktu, ale ja wiedziałem, że Ukrainiec zbiera w tensposób szczegółowe informacje i zachowuje je w pamięci.Był szczwany jak lis.- Pan Broto mieszkał na Teneryfie od dwóch i pół roku.W więzieniu Tenerife II,ściśle rzecz biorąc - powolnym głosem mówił Tank.- Ostatnia jego praca nie poszła mu ściślewedług planu, a więc.Zresztą niech on sam o tym opowie, jeśli to pana tak interesuje.David Broto, nadal z pochyloną głową, wymamrotał coś niezrozumiałego i wpatrzyłsię w ekran laptopa.Uśmiechnąłem się na myśl, że nie tylko Prit i ja byliśmy  ochotnikami ,którzy znalezli się tutaj wbrew własnej woli.Po piętnastu minutach napiętego oczekiwania, w ciągu których Broto podniósł siętylko raz, aby wsadzić do otworu kolejny kabel,  informatyk mruknął z zadowoleniem iprzeciągnął się.Prawą ręką odsunął oprzyrządowanie, a lewą błyskawicznie wystukał ciągcyfr na zamku szyfrowym pancernych drzwi.Potem po prostu odszedł trochę na bok.- Załatwione - powiedział spokojnie, ale w jego głosie wyraznie słychać było dumęartysty z własnej dobrze wykonanej pracy.- Już? - Tank poderwał się z miejsca.- Zwietnie.D�ez, Huerga, wy dwaj otwórzcie tedrzwi.Pozostali ich osłaniają.Wchodzimy.Dwaj wskazani legioniści podeszli do ogromnych kół, które służyły jako klamkisystemu ryglującego drzwi, i poruszyli je równocześnie.Gładko, bez najmniejszego piskuciężkie pancerne wrota poruszyły się na swych naoliwionych zawiasach i ostatnia fortecaBezpiecznej Strefy Madryt Numer Trzy stanęła przed nami otworem. 36Teneryfa- Niech to szlag! Nie widzę tej suki! - Basilio próbował przewiercić wzrokiem szybęw poszukiwaniu sylwetki ściganej dziewczyny.- Gdzie, do ciężkiej cholery, się podziała? -pytał sam siebie z wściekłością, podczas gdy jego umysł pracował pełną parą.Nie podobałomu się to wszystko.Plan, obmyślony tak starannie, rozłaził mu się w szwach.Już od kilku minut nie słyszeli wystrzałów na parterze, być może dlatego, że znalezlisię dość głęboko pod ziemią lub że raczej komuś w końcu udało się zapanować nad chaosem iposkromić strzelających.Zaraz strażnicy z punktu kontrolnego w korytarzu zejdą rzucićokiem na to, co się dzieje na dole.A wtedy złapią ich jak nic.Lampka nad drzwiami nagle zmieniła kolor na zielony, czemu towarzyszył długigwizd.Basilio złapał ochronny strój, który wisiał obok śluzy, i rzucił go Ericowi.- Masz, włóż to, a kiedy skończysz, pomożesz mi się w to ubrać - powiedział,zdejmując z wieszaka drugi.- Wejdziemy tam za nią.- Czy to naprawdę konieczne? - spytał Eric z podejrzliwym wyrazem twarzy.- Co tamtakiego jest, do diabła, żebyśmy musieli wkładać takie coś?- Szczepionki przeciw grypie i inne takie - zaryzykował odpowiedz Basilio, wsuwającstopę do nogawki.- Tutaj się produkuje lekarstwa, więc mają różne chemiczne świństwa,które mogą się okazać niebezpieczne.No wiesz.Kwasy i takie tam.- Ta lisiczka weszła tam bez ubioru - upierał się Eric, nadal nieprzekonany.- I niewidziałem, żeby zaraz padła bez zmysłów.- Rób, jak chcesz.- Basilio wzruszył ramionami.- Ale jeśli potem chuj ci zacznie odpadać po kawałku, to nie mów, że cię nie ostrzegałem.Ten argument do reszty przekonał Belga.Zrezygnowany schylił się po strój.Niemówiąc już ani słowa, obydwaj mordercy nałożyli krępujące ubrania.Kaski miały wąskieszczeliny, które pozostawiały bardzo zredukowane pole widzenia oraz jeszcze bardziejograniczały słuch.Na piersiach kombinezonów były specjalne kieszonki na interkomy, alemimo iż szukali wszędzie, nie znalezli do nich baterii.Basilio gestem wskazał Ericowi, że wejdą bez nich.Nie mogli tracić więcej czasu.Kiedy znalezli się w śluzie, nacisnęli czerwony guzik na ścianie.Po kilku sekundach drobnydeszczyk środków dezynfekcyjnych otulił ich mgiełką o ciężkim, słodkawym zapachu.Ericnerwowo bawił się berettą, a Basilio robił sobie gorzkie wyrzuty, że nie wziął ze sobą więcejsztuk broni palnej.Drzwi się otworzyły.Mordercy wyskoczyli ze śluzy, jeden na prawo, drugi na lewo,wzajemnie zabezpieczając sobie tyły.Na środku sali, od ściany do ściany, stał długi stół,zastawiony naczyniami laboratoryjnymi i mikroskopami.W rogu mrugał monitor, oświetlającstłumionym światłem całe pomieszczenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl