[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może ZnieżnaGwiazda coś wie, ale raczej nie mogę go teraz zapytać.Nadstawiał uszu i wbijał wzrok w plecy Klingi.We mgle przypominała duchai musiał się jej trzymać.Jej bladobeżowe ubranie zlewało się z mgłą, ale jego pióranie były gorsze.Chociaż raz łowcy mieliby kłopoty z dostrzeżeniem ich.Cokolwiek nas ściga, jest sprytne, bardzo sprytne.Nie oszukały ich moje fał-szywe ślady i albo odpuścili sobie kukły, albo wiedzieli, że są fałszywe.I jeśli najakiś czas dali sobie spokój, to wcale nie znaczy, że nie domyśla się, co jest grane.Nie znalezli nas, ale może nie chciało im się szukać? Albo musieli upolować cośna kolację i nie mieli czasu zastanawiać się, gdzie wlezliśmy.Zresztą po co ? Wie-dzieli, że rano wyleziemy i musieli tylko poczekać, aż ruszymy na szlak, aby złapaćnasz trop.Może nawet liczyli, że zostaniemy na biwaku, skoro przetrwaliśmy tamnoc.Pragnął kamiennych ścian wokół; bezpiecznego miejsca, do którego drapież-niki się nie dokopią.Pragnął porządnego zródła jedzenia, którego te bestie niedogonią.Kiedy już to znajdą, pomyśli, jak zawiadomić nadchodzącą pomoc.A poza tym chciał ich zobaczyć.Chciał wiedzieć dokładnie, co ich ścigało.Pułapki mogły mu w tym pomóc, o ile ranne albo martwe zwierzę zostanie w pu-łapce.Tego nikt nie mógł zapewnić.Uwolnili rannego z paści.To słyszałem w nocy: uwalniali go.130To oznaczało współpracę, czyli inteligencję.Wilki węszyły wokół schwytane-go kamrata, czasami pomagały wygryzć się na wolność, ale nie potrafiły usunąćczęści paści, chyba że przez czysty przypadek po wielu próbach.Słyszał je wczoraj.Nie trwało długo, zanim uwolniły kumpla.I zrobiły to bezpudła.Sidła nie odgryzli łapy czy głowy schwytanego królika, aby zjeść resztę.Rozluznili pętlę.Potem zabili królika, wyjęli go z sideł, podnieśli je i obejrzeli.Kolejny dowód na inteligencję i zdolność manipulowania przedmiotami.Niepotrafił powiedzieć, jak to może zaważyć na ich szansach przeżycia.Miał wiele obaw.Zastanawiał się, czy Klinga je podzielała.Może powinienprzestać ją chronić i zacząć rozmawiać.Może powinien był to zrobić kilka dnitemu.Klinga zatrzymała się pod osłoną gęstego bluszczu.Czy to jest to, o czym myślę ?Zmarszczyła czoło w napięciu i machnęła na Tada, aby pozostał na miejscui nie hałasował.Coś brzmiało w oddali, przebijało się przez gwar zwierzakóww koronach drzew i nieustanny świergot ptaków wśród zielono owocującego drze-wa.dzwięk.Tad niecierpliwie przestąpił z nogi na nogę. A może byśmy. zaczął. Zamilknij na sekundę przerwała i zamknęła oczy, żeby się lepiej skupić.Czy naprawdę o tym myślała? Oddzielała dzwięk od spadających liści, gałązeki nadjedzonych owoców. Myślę, że słyszę wodę powiedziała w końcu. Chodz! Przestała siękryć i ruszyła jak najszybciej przez poszycie, a Tad deptał jej po piętach.Jeślirzeczywiście była to długo poszukiwana rzeka, ich bezpieczeństwo zależało odjak najszybszego do niej dotarcia, a nie od chowania się w krzakach.Nad nimikilka zwierząt warknęło albo wrzasnęło na alarm, ale większość z nich uznała jąi Tada za nieszkodliwych.Mają prawo, teraz biegniemy, nie skradamy się.Nie polujemy, więc im niezagrażamy.Małpy nadal obżerały się owocami; to uspokajało, bo znaczyło, że bylijedynymi istotami zakłócającymi spokój.Gdyby coś ich śledziło, w momenciegdy porzucili swoją norę, musiałoby postąpić tak samo, aby dotrzymać im kroku.Wtedy zwierzęta z koron drzew rozdarłyby się na alarm albo umilkły, albo jednoi drugie.Przez wielką wyrwę między drzewami wpadało światło słoneczne; prześwie-cało złotozielono przez liście i biało między pniami.Im bliżej byli, tym głośniej-szy stawał się szum wody na kamieniach.Przedarli się przez wspaniały krzak na brzegu rzeki i stanęli na głazach.Klinga131chciała krzyczeć z radości, ale ograniczyła się do entuzjastycznego poklepaniaTada po ramieniu.Rzeka u ich stóp była szeroka, ale głęboka tylko w głównym nurcie.Poza tymnad nią leżał klif, którego szukali; u jego stóp widzieli szeroką błotnistą plażę.Jaskinie, wodospady, nawet uskok, który możemy umocnić.Wszystko się nada! Przechodzimy popędził ją Tad. Jeśli nas ścigają, będziemy ich mogliwidzieć, a woda nas rozdzieli.Woda nas rozdzieli.Nie mogła sobie wyobrazić lepszej ochrony.Tad miał ra-cję: skoro dzieliła ich tafla wody, na pewno zobaczą, jak tajemniczy łowcy nad-chodzą.Jak tylko przejdziemy, poszukamy jaskini.Po raz pierwszy od czterech dni znajdą suche i porządne miejsce, w którympoczekają na ratunek, miejsce, z którego nie będzie można ich, otoczonych ka-miennymi ścianami, a nie płótnem, wykurzyć.I zobaczą zwierzęta, które ich gonią o ile odważyły się one dojść tak daleko.Może zrezygnowały? Nie liczyła na to.Ale na pewno większość drapieżnikówzrezygnowałaby z tak trudnego obiadu.Uśmiechnęła się szeroko. Zmoczmy się powiedziała. I tak oboje potrzebujemy kąpieli!ROZDZIAA SI�DMYKlinga wytrzeszczała oczy, próbując przebić wzrokiem kurtynę deszczui przekonać się, czy zmierzają ku jakiejś jaskini, a potem opuściła głowę i ostroż-nie stawiała kroki wśród śliskich kamieni i błota.Na otwartej przestrzeni deszczlał się strumieniami i stąpanie po kamieniach stawało się podwójnie niebezpiecz-ne.Woda spadała ze szczytu klifu i toczyła się ku rzece.Tym razem nie rozbiliobozu, gdy zaczęło padać, nawet nie szukali schronienia.Szli wzdłuż klifu; popierwsze, jedyne schronienie przed deszczem leżało na drugim brzegu, a Klinganie zamierzała tam wracać, a po drugie, każda chwila spędzona na chowaniu sięprzed deszczem była czasem, który mogli wykorzystać na szukanie prawdziwegoschronienia, miejsca, z którego nikt ich siłą nie wyrzuci.Biedny Tad był już przemoczony do suchej nitki i Klinga zaczęła się zastana-wiać, skąd wziąć dla niego nowy bandaż.Opatrunek, który mu założyła, zaczynałsię rozpadać i dopóki go nie wypiorą i nie wysuszą, na nic się nie zda.Możepoświęcę trochę ciuchów, jeśli nie starczy nam bandaży.Mogłabym skrócić no-gawki spodni, bo i tak nie chronią przed owadami.To i kawałek sznurka powinnywystarczyć za temblak.Każe mu się wysuszyć, zanim zaśnie; mokry gryf plus sen równa się choroba.Potrzeba nam jaskini albo przynajmniej uskoku.Ten deszcz będzie padał aż dozmroku, a wtedy nic nie zobaczymy.Poziom wody w rzece nie podnosił się, co znaczyło, że poza powodziami rze-ka nie występuje z brzegów.Mam nadzieję, że nie zaczął się sezon powodzi! Wi-działa, co powódz może zrobić, bo na brzegu leżało wiele wyrzuconego drewnai szlamu.Zwietnie się nadawało na ognisko, gdyby tylko znalezli miejsce, w któ-rym mogą to ognisko zbudować!Znając nasze szczęście, powinno się okazać, że więcej możliwości obrony mie-liśmy w lesie niż tutaj.Jeśli przed zmrokiem nie znajdą jakiejś dziury, spędzą nocna kamienistym brzegu, owinięci w mokre koce i wstrząsani drgawkami, bo niemogli rozpalić porządnego ognia!Bogowie czy los okazali się łaskawi.Po kilku jardach potykania sięw błocie, klif cofnął się w lewo, ukazując zakole rzeki.Z deszczu wyrastała białahucząca ściana, jakby ktoś wydarł dziurę w chmurach i wylał całą wodę naraz.Po133chwili nerwowego mrugania i odgarniania z oczu przemoczonych włosów Klin-ga zrozumiała, że to nie ulewa, tylko wodospad, a w skale obok widniało kilkaciemniejszych dziur, które musiały być wejściami do jaskiń
[ Pobierz całość w formacie PDF ]