[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak jak kiedyś, w niepewnej sytuacji zawszekorzystał z wszelkiej pomocy, jaką miał na podorędziu.Wdziałkolczugę, znalazł pasujący na głowę pozłacany żelazny hełm i podniósłwspaniałą tarczę, noszącą znak nie wilka, a kruka.Znak Odyna.Saitada postawiła ogarek świecy na podłodze, usiadła nanajbardziej wygodnym kamieniu, jaki mogła znalezć, i przyglądała się,jak król się sposobi.Pod nosem znów wypowiedziała to słowo. Zmierć.Nagle u wylotu tunelu coś się poruszyło.Miecz Authunawyśliznął się z pochwy; zdawał się lśnić w blasku świecy jak płynneżelazo.I znów coś się poruszyło, tym razem w tunelu po lewej.Wtemstanęła przed nim, niecałe trzy kroki dalej.Dziewczynka, wycieńczone iwymizerowane dziecko, przyodziane w długą i pokrwawioną białąluzną suknię.W ręku trzymała złamane drzewce włóczni, której koniecspalono w ogniu, aż ostał się jeno złowrogi zaostrzony grot, poczerniałaigła.Przedtem Authun widział jej twarz tylko dwukrotnie, a i wtedy jeno w przelocie.Atoli nie była mu obca  choć chudsza, zagłodzona,bardziej szalona i biała, i tak ją poznał.Kolia u jej szyi płonęławszystkimi barwami wojny.To była królowa czarownic. Pani?  ozwał się Authun. Zmierć  wymamrotała Saitada, wskazując na dziecko.Zwieca zgasła.Gdzieś z dołu jaskiń dobył się głos.Przemówiłraczej do ciała Authuna niż do jego umysłu, powodując cierpnięcieskóry na jego ramionach i szyi, wysuszając mu usta i przyspieszająctętno.To był zaklęty w dzwięku strach  wycie wilka.Czarownica przemówiła.Glos miała ledwie słyszalny, łamiącysię i słaby. Odyn?Saitada potarła krzemień, a w świetle iskry Authun zobaczył, żewiedzma zniknęła.Kobieta ponownie skrzesała iskrę, ale nie udało jejsię zatlić hubki. Odyn?Saitada potarła krzemień po raz trzeci, a wiedzma rzuciła się naAuthuna, celując kawałkiem włóczni w jego głowę.Złapał go dłonią.Czarownica nie miała dość siły w swych dziecięcych rękach.Authunszarpnął się i wraził koniec włóczni w jej oko.Zapiszczała i znowuzrobiło się ciemno.Authun nie mógł zrozumieć, czemu zamyśliła sobie zaatakowaćgo w ten sposób.Potrafiła wszak ugotować mózg człowiekaoddalonego o pięć dni wędrówki.Czemu więc walczyła z nim wzwarciu? Nagle pomyślał o amulecie na szyi.Było nie było, służył doochrony przed magią. Daj mi światła, kobieto! Potrzyjże ten krzemień!Wtem uderzyła na niego lawina. 53.POJEDYNEK W JASKINI SKARB�WFeileg przeklinał się za niemożność zanurkowania w tunelu.Niebyła to kwestia odwagi; po prostu nie umiał tego zrobić, tak jak niepotrafił latać.Członki nie chciały słuchać jego poleceń  wysiłki, by sięzanurzyć, doprowadzały go jeno do duszącej frustracji.Adisla zniknęła, a on pozostał ze straszliwym mętlikiem wgłowie.Wszystko, czego chciał, było mu dane w tej krótkiej, ulotnejchwili jej pocałunku.%7łałował, że po prostu nie zeszła z nim z tej góry inie udała się do jego domu na wzgórzach, miast nurkować w stawie.Zrobiła to, by spotkać się z czarownicami, by uratować księcia.Niemiał innego wyjścia.Musiał jej pomóc.Czekał, aż powróci.Zrobiło się ciemno.Gdy wstał nowy dzień,spróbował ponownie zanurzyć się w stawie.Bez skutku.Ciało wciążodmawiało współpracy.Coraz bardziej zdesperowany, jął przetrząsać górę wposzukiwaniu wejścia.W skalnej niecce, ponad zawrotnym urwiskiem,znajdowała się jaskinia, która wyglądała obiecująco  długa i wąska, zezłożonymi u wylotu darami.Atoli, gdy wszedł do środka, poczuł jenoludzki zapach, ale nie znalazł śladu wejścia.Ponadto sklepienie grotyzdawało się niebezpiecznie popękane.Pomyślał, że może w każdejchwili runąć, tedy wyszedł na zewnątrz.Biegał po całej górze, w tę i wew tę, szukając czegoś, co mogłoby przypominać drogę do jej środka.Wkońcu pomiarkował, że nie ma wyboru  musi spróbować znalezć ją naZcianie.Wiedział, że tamtejsze wejścia łatwiej będzie zauważyć, choćdostanie się do nich graniczy z niemożliwością.Wspiął się na szczyt ogromnego klifu i wyżej, na spiczastą grań,gdzie osobliwe i wysokie skalne wychodnie wisiały nad nim niby palcemonstrualnej ręki wyciągające się ku niebu.To były trolle, którymZciana zawdzięczała swą nazwę  ponoć zamienione w kamień podczasprzyglądania się pięknu jutrzenki.Spojrzał na krainę w dole.Jestem takwysoko, pomyślał, że gdybym spadł, minęłoby dwadzieścia uderzeńserca, nim uderzyłbym w ziemię.Pod jego stopami sunęły chmury. Zcieżka, którą obrał, by dotrzeć w to miejsce, była już wystarczającokarkołomna; nawis poniżej zdawał się niemal niemożliwy dopokonania.Atoli musiał spróbować.Opuścił się, kopiąc nogami wprzepastną pustkę pod sobą, stopami szukając jakiejś półki, jakiegośoparcia.Jednak, podobnie jak w stawie, ciało przejęło władzę nad jegoumysłem.Podciągnął się.Przez kilka chwil siedział na krawędziZciany, owiewany lodowatym wiatrem, nienawidząc się za swetchórzostwo.Raptem zobaczył coś na równinie.Dwaj wędrowcy, het w dole.Nie zwróciłby na nich uwagi, atolinagle jego ucho złowiło coś, czego nigdy wcześniej nie słyszał.Wyciebólu, wąskie ostrze dzwięku, które zdawało się drgać.Nie w powietrzu,a w jego głowie.Wiedział, kto to jest  Adisla, wzywająca go naratunek.Przed oczami stanęła mu przekrzywiona runa na kamieniuczarowników i poczuł szarpnięcie, jakby porywała go fala przyboju.Feileg, dla którego język wilków był tak jasny, jak ludzka mowa,wiedział, co oznaczało owo wycie.Straszliwe cierpienie.Musi się do niej dostać.Może ci wędrowcy w dole będą znaliwejście do jaskiń.Był to jednak zamysł zrodzony bardziej z desperacjiniż ze zdrowego rozsądku.Obserwował, jak okrążają Zcianę, a gdy upewnił się co do ichtrasy wzdłuż wąwozu, wyruszył im na spotkanie.Wtem osaczyły gowątpliwości.Jak długo nękał te ziemie jako wilk, rozbijając, rwąc izabierając, co mu się żywnie podobało? Jego przeżycia od chwilipojmania przez księcia sprawiły, że zapomniał, kim jest.Ci ludziewezmą go za dzikiego zwierza i uciekną.Postanowił, że będzie ichśledzić z oddali i wpierw dokładnie się im przyjrzy, zanim się zbliży.Tak czy owak, musi się śpieszyć.Schodził z góry szybkimi cichymisusami.Szedł ich śladem, od grzbietu wąwozu aż na tyły masywu.Zrazuuznał ich za nędzarzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl