[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Erik znów wetknął nosw papiery.Plewig przesunął nerwowo językiem po wargach.W poko-ju, niczym dusząca mgła, wisiała cisza.Nikt się nie poruszał.Wreszcie Niemiec odezwał się cicho:- A więc ja.Erik podniósł na chwilę spojrzenie.- Zostaniecie rozstrzelani - powiedział spokojnie.- Wyprowadz-cie więznia, sierżancie - zwrócił się do Murphy'ego.yrenice Plewiga rozszerzyły się.- Nie! Poczekajcie! Proszę.Amerykanin z teatralną irytacją rzucił papiery na biurko.- Co tam jeszcze? - warknął.Plewig spoglądał teraz to na jednego, to na drugiego agenta.Najego ściągniętej twarzy widać było ciężką rozterkę.Nagle wyrzucił zsiebie:- A jeśli będę mówił.Jeśli będę mówił? - Erik pozostał obojętny,poczuł jednak przypływ podniecenia.Znów się udało! ZmierzyłNiemca chłodnym spojrzeniem.- Co macie do powiedzenia?- Jeśli wam powiem, co ja.Jeśli będę mówił.Czy mnie wtedywypuścicie? - Erik żachnął się.146- My tu nie ubijamy takich interesów.Ale zobaczę, co będę mógłdla was zrobić.Plewig poczuł się osaczony.Nieoczekiwanie poraziła go groza sy-tuacji.Stał w milczeniu.- No więc.? Nie istnieje ktoś taki jak przyjaciel - przypomniały się nagle Ple-wigowi słowa stanowiące dewizę organizacji.- Jeśli twoje zadaniezostało przez niego zagrożone, zwróć się przeciw niemu.A w raziepotrzeby zabij! Jego myśli kłębiły się bezładnie.Dewiza Himmlera.Nic tam nie ma o twoim własnym życiu, prawda? Nie ma.Jeśli bę-dzie mówić, może ocali własne życie.I swoje zadanie.Czy nie to im wkońcu wpajali? Można poświęcić towarzyszy? Chyba można.Spojrzał na Erika.- Jestem werwolfowcem - powiedział.Wyznanie wywarło piorunujący efekt.Gdyby Plewig nie bał się takbardzo o własną skórę, byłby to zauważył.Murphy'emu aż szczękaopadła, a Don zakrztusił się papierosem.Erika zamurowało - po razpierwszy usłyszał od przesłuchiwanego:, jestem werwolfowcem!.Przez chwilę czuł nieprzepartą chęć śmiechu.Słowa, które usłyszał,brzmiały wprost groteskowo w ustach tego wystraszonego, błękitno-okiego chłopaka.Szybko opanował się i przybrał znudzony wyraztwarzy.- Ach, więc jesteście jednym z nich - zauważył beznamiętnie.-Cóż, chyba nie usłyszymy od was nic nowego.Plewig zdębiał.Stracił rezon.Nagle zauważył, że ma spocone dło-nie.Zmieszne, nigdy mu się nie pociły.Patrzył w milczeniu na Ame-rykanina.Nie wiedział, od czego zacząć.Erik niespiesznie wstał ipodszedł do niego.- Czyżby wydawało się wam, że jesteście ważną figurą? - W jegogłosie zabrzmiała lekka pogarda i odraza.- Jesteście tylko zwykłymterrorystą.Sabotażystą.Szpiegiem.Możecie sobie wybrać któreś ztych określeń.Plewig poczuł się oszukany.Jego plan wyraznie spalił na panewce.Werwolf nawet ich nie zainteresował.Na litość boską, czyżby nic niewiedzieli? Powiedział szybko:- Może będę mógł powiedzieć panom o sprawach, których nieznacie.147Erik obrzucił go zimnym i sceptycznym spojrzeniem.Milczał.- Należałem do tej organizacji od samego początku.Odkąd Hein-rich Himmler osobiście nakazał założenie pierwszego ośrodka szko-lenia werwolfowców w Polsce.W tysiąc dziewięćset czterdziestymtrzecim.- Jakie były wasze obowiązki?- Początkowo byłem osobistym kierowcą generała Kruegera.-udzielał skwapliwych wyjaśnień Plewig.Być może uda mu się wzbu-dzić w nich zainteresowanie, dzięki czemu ocali własną głowę, nieujawniając przy tym zbyt wiele.- Generał miał wtedy stopień puł-kownika.Przerwał.Dalej powinno już pójść samo, pomyślał.Należy poda-wać wyłącznie mało znaczące informacje.Spokojnie, tylko spokoj-nie.- Mówcie!- Był komendantem ośrodka, Herr Offizier.Obecnie dowodzi ca-łą organizacją.Podlega samemu Obergruppenf�hrerowi* SS Pr�tz-mannowi.Zciśle współpracuje z Axmanem, przywódcą Hitlerjugend.Byłem jego ordynansem.Generał lubi dobre życie.Uwielbia najlep-szy francuski armagnac.I kwiaty.Hodowałem dla niego kwiaty.Bar-dzo lubi róże.Pod koniec wojny SS-Obergruppenf�hrer, Hans Adolf Pr�tzmann, właściwy dowódca We-rwolfu, został mianowany SS-Oberstgruppenf�hrerem (przyp.tłum.).Erik przerwał mu ostro.Zbyt dobrze znał takie sztuczki.Powie-dzieć wiele, a zarazem nic nie powiedzieć.- Mówcie o waszych obowiązkach - zażądał.Cofnął się i przysiadłna skraju biurka.Nie patrzył na Dona.Zastanawiał się, czyjego przy-jaciel jest równie podekscytowany.Pewnie tak.Ale ten Niemiec niema prawa się połapać, że dowiadują się czegoś nowego.Plewig odzyskał nieco pewności siebie.A więc to tylko kwestia te-go, ile im musi powiedzieć.Nie wyrządzi zbyt wielkiej szkody.Jestjuż za pózno.Werwolfowców nie można już zatrzymać.Strzelił obca-sami.- Jawohl, Herr Hauptmann.Gdy we wrześniu tysiąc dziewięćsetczterdziestego czwartego roku przeniesiono ośrodek z terenu Polski148do Th�renbergu w Czechach, włączono mnie do grupy wykładow-ców.Miałem szkolić werwolfowców
[ Pobierz całość w formacie PDF ]