[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Cicho, cicho - szeptał, całując przysypane sadzą włosy.- To ja,Sandrio, to ja.Jestem z tobą.Ujął jej twarz w obie dłonie: Miała wilgotne oczy, na rzęsachpołyskiwały kropelki łez.Dotknął ustami jej drżących warg, składającna nich delikatny pocałunek, w którym tkliwość mieszała się znamiętnością.Z wolna wypełniała go łagodna czułość, wypędzając zduszy resztki wewnętrznego chłodu.Sandria wspięła się na palce,odwzajemniając gorący pocałunek.- Jesteś naprawdę cała i zdrowa? - zapytał na koniec, wciąż niewierząc własnym oczom.Jednocześnie zauważył bandaż na jejramieniu.- To tylko drobne oparzenie - odparła - ale Riley Urwała, niemogąc skończyć zdania.Hunter gwałtownie zaczerpnął powietrza.- Powiedz mi wszystko - poprosił.- Po twoim wyjezdzie Riley zaproponował kolację uMcDonalda.Wychodziliśmy właśnie z przystani.Riley żartował ze263Anulaouslaandcs swoich kucharskich umiejętności i wtedy nagle.- Twarz Sandriizadrgała i po osmolonych policzkach popłynęły strumyki łez.- Naglerozpętało się piekło.Rzuciło mnie na ziemię, a kiedy podniosłamgłowę, wszędzie szalał ogień.W powietrze wylatywały płonąceodłamki, spadały mi na ubranie, we włosy.- Mówiąc to, bezwiedniepowiodła palcami po rękawie bluzki, jakby nadal czuła gorące węgle.- Riley leżał na ziemi parę kroków ode mnie, przywalonypłonącą belką.od której zajęło się całe ubranie.- Podniosła na Huntera udręczone oczy.- Nie potrafiłam gougasić.Och, Hunter! Starałam się, ale na próżno - zakończyła zrozpaczą.Czując, że Sandria bliska jest szoku, chwycił ją mocno zaramiona, usiłując uspokoić.- Wiem, kochanie, wiem.Wiem, że na pewno robiłaś, comogłaś! -I ostrożnie spytał: - Dowiedziałem się o pożarze ztelewizyjnego komunikatu.Jaki jest stan Rileya? Mówili o jednejofierze.- Wsadzili mnie do karetki - ciągnęła, obmacując swojeobandażowane ramię.- Riley leżał już w środku na noszach ipróbowali przywrócić mu przytomność.Był zupełnie nieruchomy iśmiertelnie blady.Włosy ani twarz nie były osmalone.Czy to niedziwne? - spytała na wpół przytomnie.Huntera znów ogarnęła rozpacz.- Nie żyje.Przeklęty Cavanaugh.Niech go piekło pochłonie!264Anulaouslaandcs - W karetce mówili, że nic nie da się już zrobić.Ale w szpitalulekarze rozpoczęli zabiegi reanimacyjne.i wyczuli puls.Hunterowi znów szybciej zabiło serce.Przeczesał splątane włosySandrii, delikatnie zmuszając zszokowaną kobietę do spojrzenia mu woczy.- Sandrio, kochanie, co właściwie chcesz mi powiedzieć? Czy toznaczy, że Riley żyje?- Przecież właśnie mówię.Lekarze twierdzą, że jest nadzieja.Jego rodzice są w szpitalu.Nie wiedziałeś? Myślą o przewiezieniu gosamolotem do kliniki specjalistycznej w Houston.Strach odpłynął.Sandria żyje.Komunikat był przedwczesny -mimo wszystko istnieje nadzieja, że Riley nie umrze.WięcCavanaugh nie zwyciężył.Jeszcze nie.- Nie wszystko stracone, Sandrio.Och, Boże, już myślałem, żepo wszystkim.- Urwał i złakniony pociechy, przygarnął ją na nowodo siebie.- Chodz, dowiemy się, co z Rileyem - powiedział po chwili.Wyszli z kaplicy trzymając się za ręce i weszli z powrotem dogwarnej poczekalni izby przyjęć.Rozejrzawszy się po korytarzu,Hunter dostrzegł na drugim końcu sali rodziców Rileya,rozmawiających z nie znanymi mu ludzmi, Trzymając Sandrię mocnoza rękę, skręcił gwałtownie w bok i skierował się do drzwiwyjściowych ze szpitala.265Anulaouslaandcs 13- Dokąd chcesz jechać?- zdziwiła się Sandria, kiedy Hunterwepchnął ją na pasażerskie siedzenie swej furgonetki.- Jak najdalej stąd.- Dlaczego?- Bo nie wiem jeszcze, co miałbym powiedzieć policji.Furgonetka włączyła się w sznur jadących do Fort Myerssamochodów.Sandria odwróciła się, patrząc na niknący w dali szpital.- A Riley?- W tej chwili w niczym nie możemy mu pomóc.Jest pod opiekąrodziców.Chciała coś powiedzieć, ale jedno spojrzenie na widoczną wświetle deski rozdzielczej twarz Huntera zamknęło jej usta.Zaciętamina nie zachęcała do dyskusji.- Gdzieś przy tej szosie jest tani supermarket.Może zdążymyprzed zamknięciem.- Wybierasz się teraz po zakupy? - zdumiała się Sandria.- Przenocujemy w motelu, ale potrzebujemy paru niezbędnychrzeczy.- A twój dom?- Wolałbym się tam na razie nie pokazywać.Sandria spojrzała po sobie.Jej  wyjściowa" jedwabna bluzkazmieniła się w podziurawioną, brudną szmatę.266Anulaouslaandcs - Nie mogę wejść w tym stanie do sklepu.Może podam ci swojewymiary i zaczekam w furgonetce?- Nie ma mowy - odmówił kategorycznie.- Nie zostawię cięsamej nawet na chwilę.W sklepie przez cały czas trzymał ją za rękę, przepychając się wnajwiększym pośpiechu między wózkami klientów supermarketu.Sandria, świadoma ciekawskich spojrzeń wywołanych jej żałosnymwyglądem, szła z opuszczoną głową, starając się nie odrywać oczu odpodłogi.Nie tracąc czasu na przymierzanie, wybrali po parze dżinsów,kilka podkoszulków, bieliznę, torbę dla Sandrii (dawna, którą odnalazłusłużny strażak, była w strzępach), niezbędne przybory toaletowe,środki opatrunkowe i plecak.Wzięli też butelkę wody, mały słoiczekkawy i parę kanapek.Hunter zapłacił kartą kredytową, którąpodejrzliwy kasjer poddał skrupulatnym oględzinom.Po wyjściu ze sklepu zapuścili się w ruchliwą nadbrzeżnąautostradę, wiodącą ku ustronnej dzielnicy,gdzie wśród piaszczystychwydm pousadzały się z rzadka małe sklepiki i prywatne domki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl