X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie stanowiło problemuznalezć kapitana łasego na pieniądze i chętnego, by wrócić doFrancji.Może już jej tu nawet nie było.August wyprostował się i raz jeszcze przejrzał w lustrze.Zewstydem stwierdził, że wygląda jak wieśniak przebrany w strójswego pana.Z trudem pohamował się, by nie uciec; nie miałpojęcia, co tu robi.Przeszłość nie odeszła, człowiek nie możezrzucić skóry jak wąż.Nie był gotowy.277 Z domu dało się jednak słyszeć stukot obcasów i wybijającysię ponad inne, niecierpliwy męski głos.August odwrócił się,wygładzając załamania na połach płaszcza. Panie zarządco  odezwał się i skłonił.De Bienville zatrzymał się w progu, mrużąc oczy, by móc cośzobaczyć w półmroku korytarza.Za nim stał le Pinteux, młodszyurzędnik w biurze zarządcy, kiedy August był chłopcem.Perukaprzekrzywiła mu się na głowie, a rzadkie brwi cały czas drgałynerwowo na czerwonym od słońca czole. Guichard? Czegóż, u diabła, skradasz się tak? Właśnie przybyłem, panie. Więc się spózniłeś.No, no, patrzcie tylko.Pan Guichardwystroił się jak paw, nieprawdaż, le Pinteux?Urzędnik się nachmurzył.Z czubka jego łuszczącego się nosazwisała mała kropelka. Rzecz jasna, na takim bywalcu salonów, jak pan le Pinteux,trudno wywrzeć wrażenie  westchnął de Bienville. Wszy�scy chcielibyśmy mieć jego paryski szyk i swobodę obejścia.Słuchaj, mam sprawę do komisarza, ale zaraz wracam.Wejdz,powinieneś być w miarę bezpieczny.Jest z nią Barrot i ta stara, za�suszona nauczycielka, ustrzegą cię przed wszelkim uszczerbkiem. Pocieszył mnie pan.De Bienville się roześmiał. Będę się musiał jutro z tobą zobaczyć.Znów jest niespo�kojnie między Czoktawami a Czikasawami.Słyszałeś?August potrząsnął głową. Jak tylko pojawią się statki, wodzowie zaczną węszyć powiedział Bienville. Oba plemiona na pewno wyślą de�legacje.Musimy być przygotowani. Tak, proszę pana. Zatem do jutra.I nie myśl, że się wyślizgniesz ukradkiemza moimi plecami.Ja tu wrócę.278  Proszę się nie śpieszyć z mojego powodu. Wierz mi, wolałbym tu być, niż użerać się z komisarzem0 jakieś banialuki.Co tam, nawet bym wolał się ożenić. No, nie! Naprawdę.Z każdą, nawet z tą starą nauczycielką, słowodaję. Ale nie z panną le Vannes?De Bienville znów się roześmiał. Guichard, jesteś bardzo nieufny.Zobaczysz, czarującaz niej niemal wdowa.Niebieskie oczy, pulchna jak brzoskwinka1 prawna właścicielka niezłej plantacji indygo.Poważnie, przyja�cielu, zazdrość mnie zżera.Ale teraz, wybacz.Auguste skłonił się ponownie.Dowódca pośpiesznie wy�szedł wraz z różowonosym urzędnikiem.Zwiece dopalały się,malując w ciemności złote wzory.Auguste ścisnął kapelusz podpachą i wszedł do pokoju. Panno le Vannes, proszę pozwolić przedstawić sobiepana Guicharda.Jest jednym z mężczyzn najdłużej służącychkolonii, prawda? Możliwe.Zapadła cisza.Guichard niezgrabnie ujął jej palce i rozejrzałsię, jakby szukając miejsca, gdzie mógłby je odłożyć.Jego nie�śmiałość napełniła ją rozpaczą.Chciała, by zmiażdżył jej dłońw swojej, zwrócił się do niej z energią i wigorem, bez wahania.%7łeby zażądał, by podniosła głowę, bo chce się jej lepiej przyjrzeć,i żeby mogła go rozczarować.Tymczasem stała z dłonią unie�sioną do góry i przyglądała się kryształowym guzikom na jegopłaszczu.Zwieciły jak kawałki lodu.Wyobraziła sobie, że bierzejeden do ust. No tak.Proszę. Medyk, którego nazwiska już nie pa�miętała, chrząknął znacząco. Panno le Vannes, proszę usiąść. Dziękuję.279 Niezręcznie wyjęła dłoń z jego ręki i usiadła, poświęcając całąuwagę ułożeniu spódnicy.Kiedy Guichard odwrócił się, by poło�żyć kapelusz na stole, Vincente zauważyła, że kokarda wieńczącajego warkocz była krzywo zawiązana.Nie spojrzał na nią.Niepodobam mu się, pomyślała Vincente i przełknęła ślinę.Miałsmukłą, opaloną szyję i ramiona rysujące się ostro pod drogimpłaszczem.Jedna ręka odstawała pod dziwnym kątem.Płaszczjest brzydki, zdawała się myśleć, absurdalny z tymi pretensjamido elegancji, a poza tym nie pasuje na niego.Mankiety opadająna nadgarstki, jakby dziecko włożyło płaszcz ojca do zabawy. Pan Guichard wie wszystko na temat Luizjany  rzekłmężczyzna. Rośliny, zwierzęta i temu podobne, jeśli to paniąinteresuje.Miał niezwykły ogród, pełen ziół i wszystkiego, aledawno temu oczywiście, w starym Mobile.Tylko proszę nie słu�chać, jeśli zacznie mówić, że dzicy wiedzą więcej o medycynie niżfrancuscy medycy.Nie chciałbym być w razie czego wzywany dopani, by naprawić to, co oni zepsuli.Vincente zmusiła się do bladego uśmiechu.Guichard spra�wiał wrażenie, jakby w ogóle niczego nie słyszał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl
  • Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.