[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W rękachtrzymała ożóg i znienacka przyłożyła nim dworce.- A masz, gamratko zatracona! - wrzasnęła ze złością i jeszcze raz potężniejuderzyła.- Jak się toto wymalowało, wypomadkowało krasno, nierządnica jedna!Balu im się zachciewa! Pląsać będą i na fleciku przygrywać, zwajeckie pachołki!Spłoszona skalmierska klacz stanęła dęba, a jej równie przerażona paniwypuściła wodze.Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko.Ktoś pochwyciłznarowionego wierzchowca i ściągnął kwiczącą dworkę z siodła.Zarzyczka dojrzałatylko, jak szafranowa spódnica pobłyskuje nad głowami tłumu coraz dalej wpodcieniach rynku.Mężna niewiasta tymczasem dzgnęła ożogiem jednego z dworzan,rudowłosego mężczyznę o wydatnym nosie.Ten odwrócił się z przekleństwem ikopnął babinę prosto w gębę, aż się nogami nakryła.Jednak diaskowie zarazprzyskoczyli jej na odsiecz.- Precz z księciem! - ryknął ktoś potężnie.Jeden z przebierańców wyprysnął spomiędzy końskich kopyt i wskoczył nasiodło za kolejną dworką, słusznie mniemając, że z niewiastą łatwiej mu zgołapójdzie, nizli z jej towarzyszami.Dziewczyna szarpnęła się bezradnie, ale bies ucapiłją krzepko w pasie i zasłoniwszy się niby pawężą, począł zza jej pleców wymachiwaćkrótkim mieczem.- Ja ciebie, kurwi synu, jako kapłona na rożen nadzieję! - Baba z ożogiempodniosła się, twarz miała okrwawioną i brudną.- Dobrze gadacie, matko! - wrzasnął kędzierzawy wyrostek w chałacie szkolarza sztuk wyzwolonych.- Toż oni wszyscy kapłony i sodomity, ni do wojny, nido żeniaczki niezdałe! Warto im te pstrokate kurki poodbierać, toż im wygodzie niepotrafią!Podjudzona niewiasta wyrwała pątnikowi garniec z piwem.Wychyliła trunek, anaczynie wdziała na łeb niczym hełm i złożywszy dworzanom prześmiewczy paratożogiem, poczęła do nich przyskakiwać i kłuć.Ci oganiali się od niej jako mogli, alecoraz gęstszy tłum zastępował im drogę i napierał na konie.- Ot, harcowniczka! - zaśmiał się karzeł.- Niby spokojne nasze spichrzańskieniewiasty, ale jak im kto na odcisk nadepnie, to nie dajcież bogowie, jaka w nie zara-za wstępuje.Jakby było mało baby z ożogiem, uczepiony dworki bies ciął w łebnajbliższego dworzanina.Ten przechylił się na bok i zsunął z konia, czyniącsposobną wyrwę w kręgu jezdzców.Nie zwlekając, wysoki, chudy chłop w pątniczymkapeluszu pochwycił wierzchowca i przyłączył się do potyczki.Zaś kędzierzawywyrostek również skorzystał z okazji i próbował się wgramolić na siodło za następnądworką.Dziewczyna okazała się jednak bardziej przytomna, a może losempoprzedniczki zachęcona do zajadlejszej obrony, bo odwróciła się i z zamachemwalnęła go w gębę biczykiem.Czwarta niewiasta nie miała szczęścia.Jeszcze dobrze nie zrozumiała, wczym rzecz, a pachoł z nożownickimi znakami na kapeluszu siedział za nią i wodze wręce trzymał.Szarpnął klaczą i zgrabnie wywiódł ją na bok, podczas kiedydziewczyna rozpaczliwie wzywała pomocy.Wnet wrzasnęła jeszcze donośniej.Bowiem gdy odjechali nieco od miejsca bijatyki, w której dobrze już młócono się pogrzbietach - bynajmniej nie samymi ożogami - pachoł rozdarł wycięty przód jej sukni.Dziewczyna rozpłakała się bezradnie, co jeszcze bardziej tłuszczę ucieszyło.Ktośpodał pachołkowi bukłak wina, a ten począł lać jej wino do gęby.Dworka zakrztusiłasię, czerwona struga pociekła po brodzie i obnażonych piersiach.Dworzanie pojęli, że ani rozognionego pospólstwa nie odpędzą, aniuprowadzonych towarzyszek nie odbiją.I bez zwłoki rzucili się do mało rycerskiej,acz roztropnej ucieczki, porzucając na placu boju dwóch rannych kamratów ichłopaka na mule.Tego ostatniego gawiedz co prędzej zwlokła z siodła, obdarłszy zopończy, biretu i kubraka.W samej tylko koszuli i pstrokatych nogawicach powiedligo do walecznej niewiasty w skórzanym fartuchu, która całą bitkę rozpoczęła.- Zobaczymy, matko, jak ci będzie teraz na fleciku przygrywał! - zarechotał ktoś sprośnie.- I czyli tylko na tym w drewnie wyrzezanym.Baba wychyliła kufel piwska - bo też pątnicy podchodzili do niej licznie,winszując męstwa i racząc ją trunkiem - podkasała spódnicę i udarła z halki długikawał materii.Zarzuciła ją chłopakowi na szyję, zasupłała i dla rozweseleniapospólstwa poczęła go wodzić po rynku niczym kozła na postronku.Od strony fontanny darła się dworka, którą w międzyczasie jegomościowie wczerwonych kapturach obłupili do gołej skóry dla pospólnej rozrywki i wrzucili dosadzawki.Przebieraniec w masce diaska stał obok i flegmatycznie poprawiałspodnie.- Co z nimi będzie? - Zarzyczka odwróciła spojrzenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl